[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszyscy jesteśmy ofiarami spiskuze stada dziś w nocy.wojskowych.Słyszałeś o Strefie 51? Przetrzymują tam- Cholera, to siedem mil stąd - powiedziałem.statki kosmiczne i ciała Obcych, tylko wciąż temu- Mam do niego zadzwonić?LUTY 2003MARCIN J.SZKLARSKIzaprzeczają.Słyszałeś o Bobie Aazarze? Uciekł stamtąd Skąd się wziął? Czy helikopter wydaje takie dzwięki??ze zdjęciami i jako pierwszy udowodnił ich istnienie.Na koniec światełko wzbiło się kilka kilometrów od nas- Słyszałem - odparłem, i ugryzłem się w język.w świszczącym poszumie i znikło.Lazar był światowym guru religii obcologicznej.- A nie mówiłem? - wykrztusił z siebie wzruszonyNieopatrznie zachęciłem rozmówcę do kontynuowania John.wywodu.- Mówiłeś - odpowiedziałem, zastanawiając się, czy- Tak więc Lazar.- rozpoczął Hagarthy.Na wierzę w to, co widziałem.szczęście przeszkodziła mu żona, wyciągając cztery Moi towarzysze zaczęli przekrzykiwać się wlornetki, radio i pokazną siatkę z prowiantem z podnieceniu; ja nie brałem udziału w ich wymianiebagażnika samochodu Phila Hausmana.- Ktoś chce zdań.Zaproponowałem tylko, by zaczekać tu, aż siękawy z termosu? - zapytała.przejaśni i rano rozejrzeć się po okolicy, na co chętnie%7łona Hagarthy'ego nazywała się Martha, a my przystali.W końcu padłem na fotel buicka.W mojejwszyscy znajdowaliśmy się pośrodku zupełnej głuszy.głowie długo jeszcze kotłowały się rozgorączkowaneByło już ciemno; w oddali majaczyły światła czyjejś myśli.farmy.Na polnej drodze stał oprócz auta Hausmanamój służbowy buick.Właściwie nie wiedziałem, czego ***tu szukam; miałem nadzieję, że zobaczę coś, conaprowadzi mnie na jakikolwiek ślad.Kilka godzin pózniej Martha obudziła mnie z- Tak, dziękuję - odparłem, z wdzięcznością niespokojnej drzemki, zmęczonego i niewyspanego.przyjmując gorący kubek aromatycznego płynu, Spojrzałem na zegarek: nie było jeszcze czwartej.Nadpodczas gdy Phil nastawiał radio.Wkrótce dobiegły nas pastwiskami Wielkiej Kotliny wstawał właśnie dzień.rytmiczne pikania, których pozostała trójka słuchała w Ziewnąłem i podniosłem się z fotela.nabożnym skupieniu.Zjadłszy skromne śniadanie, wyruszyliśmy na- Zawsze tak jest - powiedział John ściszonym zachód nie używanymi od dawna, pełnymigłosem.- Masz szczęście, bardzo wyraznie dzisiaj nieprawdopodobnie wprost wielkich dziur, polnymisłychać.drogami, wypatrując czegokolwiek podejrzanego.Rzeczywiście wyraznie - z ironią skwitowałem w Wokół rozciągały się morza suchych traw, z rzadkamyślach.- Sygnał wyłączonej stacji radiowej.urozmaicane pojedynczymi krzewami, wyrastającymiMiałem to zamiar powiedzieć, ale w ostatniej chwili wprost ze skalistego podłoża.Dopiero po godziniesię powstrzymałem.Nie chciałem psuć im dobrej spostrzegłem pół mili od naszego szlaku plamęzabawy.Usiadłem więc na fotelu w samochodzie poczerniałej roślinności.Zatrzymaliśmy samochody iHausmana i, tak jak pozostali, czekałem.Gdyby teraz udaliśmy się na miejsce pieszo; był to jedyny sposóbwidziała mnie żona - pomyślałem - uznałaby chyba, że pokonania nierównego, kamienistego terenu.zwariowałem.Słuchając dobiegających z odbiornika Wyglądało to niesamowicie.W oczy rzucał siędzwięków, pozwalałem się ogarniać atmosferze wyraznie niebieski kolor traw i ciernistych krzewów.tajemniczości.W końcu wczułem się w rolę Po przejściu przez ich pas naszym oczom ukazał sięnawiedzonego ufologa tak bardzo, że byłbym nawet znany mi już krąg wypalonej i zmiażdżonej roślinności.skłonny przyznać, że widzę na niebie jakieś dziwne, Nieco dalej, za kolejnymi krzakami, znalezliśmy istnemrugające światło.śmietnisko dziwacznych przedmiotów, na których- Tam! - krzyknęła podekscytowana Martha.Pośród widok zaparło nam dech w piersiach.Międzyciemności poruszał się mały, jasny punkcik.kamieniami walało się mnóstwo metalowych,Samolot? Wpatrzyłem się weń, zafascynowany.błyszczących, przypominających nieco szkło odłamkówRozległ się słaby odgłos -jakby poszum połączony ze z wyciętymi na nich rysunkami (kreska i prostopadła doświstem i warczeniem.Czy to nie o czymś takim niej, zakręcająca linia).Dużo było też tajemniczych,opowiadał Smitson? błyszczących jakby lekko bryłek, poskręcanych niby-Punkcik krążył przez chwilę w jednym miejscu, a rurek zielonkawego koloru i lepkiego płynu o woninastępnie skierował się na zachód, w kierunku amoniaku.Wstające słońce rzucało na ten dziwacznyHawthorne.Po kilku minutach niebo rozjaśniła na jakiś bałagan długie, kładące się po ziemi cienie, nadając muczas biała łuna.To chyba gdzieś przy browarze - nierealny, grozny, ale i pociągający wygląd.przeszło mi przez myśl [ Pobierz całość w formacie PDF ]