[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Suche paprocie łatwo się rozpalały; kładła je na sam spód i przykrywała drewnem i węglem.Czasami używała tylko drewna, ale węgiel dawał więcej ciepła w taką pogodę.Przez parę minut trzymała kawałek gazety nad paleniskiem, aby chwycił ciąg w kominie.Po chwili drewno buchnęło jasnym płomieniem, a węgiel żarzył się czerwonym blaskiem.Złożyła papier i wsunęła go pod szuflę na węgiel – przyda się następnego dnia.Ogień kominka powinien wkrótce ogrzać mały dom, a na razie trzeba się zadowolić filiżanką gorącej herbaty.Lucy poszła do kuchni i nastawiła czajnik na elektrycznej kuchence.Umieściła dwie filiżanki na tacy, potem poszukała papierosów Davida i popielniczki.Przyrządziła herbatę, napełniła filiżanki i poszła z tacą przez hall w stronę schodów na górę.Postawiła już jedną stopę na najniższym stopniu, kiedy usłyszała lekkie stukanie.Zatrzymała się, zmarszczyła brwi i doszła do wniosku, że to wiatr musiał uderzyć czymś o ścianę.Zrobiła następny krok i znowu usłyszała ten sam dźwięk.Tak jakby ktoś pukał do drzwi.Bzdura oczywiście.Nikt nie mógł przecież pukać z wyjątkiem Toma, a on zawsze wchodził od kuchni bez pukania.Hałas powtórzył się.Żeby zaspokoić własną ciekawość, zeszła ze schodów i przełożywszy tacę do jednej ręki, otworzyła drzwi.Przerażona puściła tacę na ziemię.Obcy mężczyzna wtargnął do środka i upadł, przewracając ją własnym ciałem.Lucy krzyknęła.Strach minął po chwili.Nieznajomy leżał twarzą do ziemi obok niej w hallu i znajdował się w takim stanie, że nie mógł nikogo zaatakować.Miał na sobie przemoczone ubranie, a jego ręce i twarz były białe i lodowate.Lucy zerwała się na nogi.Tymczasem David zsunął się ze schodów i zapytał: – Co się stało? Co to jest?– Jakiś facet – wskazała Lucy palcem.David dotarł do końca schodów i usadowił się w wózku na kółkach.– Nie widzę powodu, żeby tak wrzeszczeć – zauważył chłodno.Przysunął fotel bliżej i zaczął przyglądać się mężczyźnie leżącemu na podłodze.– Przepraszam, ale on mnie tak przestraszył.– Uklękła, złapała nieznajomego za ramiona i wciągnęła go do bawialni.David jechał za nią.Lucy położyła mężczyznę przed kominkiem.David patrzył zamyślony na nieprzytomnego człowieka.– Skąd, do diabła, wziął się na tej wyspie? – zastanawiał się głośno.– Pewnie rozbitek ze statku.– Masz rację.Lucy zauważyła jednak, że nieznajomy ma na sobie ubranie robotnika, a nie marynarza.Przyjrzała mu się dokładniej.Był wysokim, potężnie zbudowanym mężczyzną.Miał wyrazistą twarz o delikatnych rysach, wysokim czole i wystającej szczęce.Pomyślała, że gdyby nie śmiertelna bladość policzków, byłby całkiem przystojny.Nieznajomy poruszył się i otworzył oczy.Wyglądał na straszliwie przerażonego, zupełnie jak mały chłopiec, który budzi się w obcym miejscu.Uspokoił się jednak szybko i bacznie zaczął rozglądać wokół, przenosząc wzrok kolejno na Lucy, Davida, okna, drzwi i kominek.– Musimy zdjąć z niego to ubranie – zdecydowała Lucy.– Przynieś jakąś piżamę i szlafrok, Davidzie.David odjechał, aby spełnić jej prośbę, a Lucy uklękła przy nieznajomym.Zaczęła ściągać z niego buty i skarpetki.Wydawało jej się, że dostrzega w jego oczach jakby lekkie rozbawienie.Kiedy jednak spróbowała zdjąć z niego kurtkę, skrzyżował ręce na piersi ochronnym ruchem.– Umrze pan na zapalenie płuc, jeśli dłużej zostanie pan w tym ubraniu – powiedziała łagodnie.– Proszę mi pozwolić je zdjąć.– Nie wydaje mi się, abyśmy się dość dobrze znali – odparł – nawet nie zostaliśmy sobie przedstawieni.Były to pierwsze słowa, jakie wypowiedział.W jego głosie było tyle pewności siebie i zabrzmiało to tak formalnie, że widząc, jak przy tym wszystkim strasznie wygląda, Lucy mimo woli wybuchnęła śmiechem.– Czy pan się wstydzi? – zapytała.– Po prostu uważam, że każdy człowiek powinien dbać o zachowanie swego tajemniczego wyglądu.– Uśmiechnął się szeroko i nagle jego usta wykrzywiły się w paroksyzmie bólu.Przymknął oczy.Wrócił David z czystą piżamą.– Widzę, że poznaliście się już – zauważył.– Będziesz musiał go rozebrać – powiedziała Lucy.– Mnie nie pozwolił.David spojrzał obojętnie.– Dziękuję, dam sobie radę sam – oznajmił nieznajomy – jeśli państwo pozwolą.– Ależ proszę bardzo – zgodził się David.Rzucił piżamę na krzesło i odjechał na wózku.– Zrobię świeżą herbatę – zaproponowała Lucy idąc za mężem.Wychodząc zamknęła dyskretnie drzwi do bawialni.W kuchni David już napełniał czajnik.Zapalony papieros zwisał mu z ust.Lucy pospiesznie usunęła z korytarza potłuczoną porcelanę i weszła do kuchni.– Jeszcze przed chwilą miałem wątpliwości, czy ten facet żyje, a teraz sam się ubiera.Lucy zajęta była przyrządzaniem herbaty.– Może udawał.– Perspektywa rozbierania go przez ciebie wróciła mu nagle siły.– Dziwne, że można być tak nieśmiałym.– Twoja własna niedoskonałość w tej materii powoduje, że nie doceniasz tej cechy u innych.Filiżanki zagrzechotały niebezpiecznie w rękach Lucy.– Na ogół stajesz się złośliwy i elokwentny dopiero po śniadaniu.– Zaczęła nalewać wrzątek do czajnika.– Nie kłóćmy się już dzisiaj.Dla odmiany możemy zrobić coś pożytecznego.– Wzięła tacę i poszła do bawialni.Nieznajomy zapinał guziki piżamy i kiedy weszła, odwrócił się do niej plecami.Postawiła tacę na stole i rozlała herbatę do filiżanek.Kiedy spojrzała w jego stronę, miał już na sobie szlafrok Davida.– Pani jest bardzo uprzejma – powiedział i patrzył jej prosto w oczy.Lucy pomyślała, że wcale nie wygląda na człowieka nieśmiałego.Był starszy od niej – oceniała go na jakieś czterdzieści lat.Może dlatego tak się zachowywał.I coraz mniej przypominał rozbitka ze statku.– Proszę usiąść koło ognia – zaproponowała i wręczyła mu filiżankę gorącej herbaty.– Chyba nie zdołam utrzymać spodeczka – powiedział.– Zupełnie zdrętwiały mi palce.– Sztywnymi rękami wziął od niej filiżankę i ostrożnie uniósł ją do ust.Wszedł David i poczęstował go papierosem.Nieznajomy podziękował.– Gdzie jestem? – zapytał, kiedy opróżnił już filiżankę.– Na Wyspie Wiatrów – pospieszył z odpowiedzią David.Wydawało się, że mężczyzna odetchnął z ulgą.– Myślałem, że morze wyrzuciło mnie z powrotem na ląd.David poradził mu, żeby sobie rozgrzał stopy przy kominku.– Prawdopodobnie morze wyrzuciło pana na plażę – powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]