[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z biegiem lat władza stała się brzemieniem trudnym do zniesienia.Z żądzy walki pozo-stała powinność obrony Królestwa, ze sławy odpowiedzialność za idących do bojużołnierzy, z wzniosłych myśli próba ocalenia honoru i godności.W snach Faleg, Pan670Wojny, widział teraz nie triumfalne powroty w chwale zwycięzcy, lecz trupy i krew.O wiele za dużo trupów i krwi.Na zewnątrz trzy świeżo przybyłe legie oczekiwały, że do nich przemówi.A Fa-leg, zamiast o zaszczycie uczestniczenia w bitwie, o której szeptano z podnieceniem,że będzie tą zapowiadaną, ostateczną, Armagedonem, myślał o setkach, tysiącach i set-kach tysięcy młodych skrzydlatych leżących w błocie, twarzami ku ziemi, z wyprutymiwnęrznościami, wypalonymi oczami i potrzaskanymi kośćmi.Ale tak trzeba, jeśli to będzie cena za uratowanie Królestwa.Za uratowanie wszyst-kiego, w co Faleg wierzył i czemu poświęcił życie.Dowódca piechoty z westchnieniempodniósł się z zydla.Ledwie wyszedł przed namiot, powitał go chóralny ryk radości.Faleg uciszył żołnierzy gestem ręki. Skrzydlaci! zawołał gromko. Czy jesteście gotowi umrzeć za Królestwo?!Kolejny, jeszcze głośniejszy wybuch entuzjazmu.Wszyscy byli gotowi umierać zaKrólestwo.671* * *Jednooki Kruk, Baal Chanan, dowódca Harab Serapel, przejeżdżał tam i z powro-tem przed frontem swoich oddziałów.Czarny bojowy smok, którego dosiadał, charczał,pluł ogniem i wywracał ślepiami, próbując wyrwać się spod kontroli, lecz żelazna rękajezdzca twardo dzierżyła wodze.Lewe, sparaliżowane ramię przytrzymywał temblakz płótna.Nad prawym barkiem, niczym osobliwy sztandar, górowało jedyne skórzasteskrzydło, zakończone ostrymi hakami.Błysk w ocalałej zrenicy, która lustrowała rzędyodzianych na czarno żołnierzy, był zimny i pozbawiony uczucia, niczym tafla lustra.Kruki dosiadali smoków, a uzbrojenie mieli tradycyjne, gdyż nowoczesna broń pal-na słabo sprawdzała się w dużej, otwartej bitwie, ponieważ w konfrontacji z mocamii umiejętnościami bojowymi większości skrzydlatych okazywała się nieskuteczna.Ha-rab Serapel nosili więc miecze, zabójcze płomienne lance i długie sztylety.Stali milczą-cy, z nieruchomymi twarzami, niewzruszeni niczym skalna ściana. %7ływi i martwi.na pastwę Kruków! wykrzyknął ochryple Baal.Na prastare, bojowe zawołanie odpowiedzieli jednym gardłem:672 Niech się nasycą! Krew i pożoga na chwałę Kruków! Niech się upoją! Popiół i śmierć! Popiół i śmierć! ryknęli równo.Zimne ślepie Baal Chanana beznamiętnie prześlizgiwało się po twarzach żołnierzy.* * *Azariusz, dekurion w Legii Cierni, ćwiczył nowo zwerbowanych rekrutów, a obawao losy Królestwa żarła mu serce jak rdza zżera żelazo.Na Głębię, co za straszliwe nie-bezpieczeństwo musi wisieć nad państwem Siedmiu Nieb, skoro powołuje się pod brońpodobne mięso armatnie.Banda dzieciaków i trzęsących się ze strachu pisarczyków.Niektórzy z nich nie mają nawet tyle siły, żeby podnieść miecz, a co dopiero się nimzamachnąć.Podczas ćwiczeń kaleczą się nawzajem albo przewracają.Niech Jasnośćma w opiece taką armię.Chyba nie ma sensu dawać im broni do rąk.Pierwszy oddziałwroga po prostu ich rozdepcze.673Przesunął ręką po twarzy. Stać! Dosyć! wrzasnął. yle! Fatalnie, do cholery! Co to ma być?! W tensposób poucinacie sobie ręce albo skrzydła! Dobra, pokazuję jeszcze raz.Ale patrzeć,co robię, skrzydlaci! Nie gapić się po krzakach!Podszedł do chuderlawego blondynka, który trzymał miecz, jakby to była żmija,gotowa zaraz go ugryzć. Co ja mówiłem? warknął srogo. Jak masz trzymać rękojeść, co?Błękitne, załzawione oczy popatrywały na niego z przerażeniem. Synu, to jest miecz ognisty.Podstawowa broń Zastępów.Chwyć go o tak, wi-dzisz? A teraz zrób proste cięcie.Miecz w sprawnych rękach dekuriona gwizdnął w powietrzu.Ostrze natychmiastzaczęło się żarzyć, a przy kolejnym cięciu zimne, niebieskie płomyki liznęły klingę.Azariusz opuścił broń. Miecz powinien zapłonąć najpózniej po drugim cięciu, rozumiecie? W boju niebędzie czasu na błędy.No, dalej, synu.Powtórz.674Blondynek niezdarnie ujął rękojeść.Usta mu drżały, jakby zaraz miał się rozpłakać.Jasne loczki oklapły smętnie, a kilka pukli nosiło wyrazne ślady przypalenia.Azariusz zacisnął szczęki, bardziej z bezradności niż złości. Nie powiedział, siląc się na spokój. yle.Popatrz.Przesunął kurczowo zaciśnięte dłonie rekruta, starając się ułożyć je w prawidłowychwyt.Blade, słabe palce z łatwością poddawały się woli twardych dłoni dekuriona.Wokół paznokci Azariusz zauważył głęboko wżarte, granatowe obwódki.Skórę zna-czyły sinawe plamy.Atrament.* * *Razjel uważnie przyglądał się twarzom zgromadzonych w pracowni magów.Byłoich około czterdziestu, samych wypróbowanych przyjaciół, uczniów, współpracowni-ków.Aączyło ich jedno.Stanowili elitę najlepszych magów Królestwa.Stali poważni,skupieni, wsłuchując się w słowa Księcia Tajemnic. Panowie mówił Razjel. Zdajecie sobie doskonale sprawę, jak odpowie-dzialne zadanie spoczywa na naszych barkach.Musimy przeciwstawić się destrukcyj-675nej magii Cienia.Wszyscy wiemy, że Cień jest odwróceniem Zwiatłości, a jego potęganiemal dorównuje potędze Pana.Zadanie, które stoi przed nami, wydaje się więc prze-rastać nasze siły.Być może tak jest w istocie.Ale niech nikt nie waży się upadać naduchu.Jeśli Jasność zechce, abyśmy polegli, polegniemy, do ostatniej chwili broniącKrólestwa.Broniąc tak, jak potrafimy magią.Wybaczcie, że mówię te słowa.Niepadają one po to, żeby was obrazić.Nie wątpię w waszą lojalność, siłę i uczciwość.Królestwo nie ma lepszych i lojalniejszych od was.Jednak na polu walki Siewca będziesię starał ze wszystkich sił osłabić naszą wolę, niezłomność i siłę.Podsunie nam ponureobrazy klęski, zatruje naszą psychikę lękiem, poczuciem beznadziejności i daremnościwszelkiego oporu.Będzie chciał nas złamać, a my staniemy do walki bez jakiejkolwiekochrony oprócz siły woli i umiejętności.Nie wolno nam nosić ochronnych talizmanówani obłożyć się zaklęciami, gdyż tym razem musimy przyjąć na siebie całą moc Cienia,żeby ochraniać i odciążać innych.My, magowie, zostaniemy ich tarczą.I, pojmijcieto dobrze, panowie, jedyną tarczą, jaka będzie chronić żołnierzy przed destrukcyjnym,mrocznym tchnieniem Siewcy.Ani na chwilę nie wolno nam osłabnąć, ani przez chwilęodpocząć.Musimy bez przerwy neutralizować lub przynajmniej odpychać energię zła.676To nasze główne, podstawowe zadanie.Ale nie jedyne.Nie możemy stracić kontroli nadprzebiegiem bitwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]