[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na moją cześć! - rzekł Zbyszko.- To i pamiętaj! A Jurandowi niech dziewczyna zrazu nic nie mówi.Lepiej, aby go nowina nie oparzyłajak ogień.Poślemy po niego z Ciechanowa, by z Danuśka przyjeżdżał, i wtedy sama mu powiem albotez księcia uproszę.Jak zobaczy, że nie ma rady, to się i zgodzi.Nie byt ci on przecie krzyw?- Nie - rzekł Zbyszko - nie był mi krzyw, więc może i rad będzie w duszy, że Danuśka będzie moja.Bojeśli ślubował, to już nie będzie jego winy, jeśli nie dotrzyma.Wejście księdza Wyszońka z Danusią przerwało dalszą rozmowę.Księżna wezwała go w tej chwili donarady i z wielkim zapałem poczęła mu opowiadać o Zbyszkowych zamiarach, lecz on zaledwieusłyszawszy, o co idzie, przeżegnał się ze zdumienia i rzekł:- W imię Ojca i Syna, i Ducha!.jakże ja to mogę uczynić! Toć przecie adwent!- Dla Boga! prawda! - zawołała księżna.I nastało milczenie; tylko strapione twarze okazywały, jakimciosem były dla wszystkich słowa ojca Wyszońka.On zaś po chwili rzekł:- Gdyby dyspensa była, tobym się i nie przeciwił, bo mi was żal.O Jurandowe pozwoleństwoniekoniecznie bym pytał, bo skoro pani miłościwa pozwala i za zgodę księcia pana naszego zaręcza -no! - to oni ojciec i matka dla całego Mazowsza.Ale bez dyspensy biskupiej - nie mogę.Ba! żeby toksiądz biskup Jakub z Kurdwanowa byt między nami, może by dyspensy nie odmówił - choć to surowyjest ksiądz, nie taki, jak był jego poprzednik, biskup Mamphiolus, któren na wszystko powiadał: be-ne!bene!- Biskup Jakub z Kurdwanowa miłuje wielce i księcia, i mnie - wtrąciła pani.- Toteż dlatego mówię, że dyspensy by nie odmówił, ile że są do tego przyczyny.Dziewczyna musijechać, a ów młodzianek chorzeje i może zamrzeć.Hm! in articulo mortis.Ale bez dyspensy nijak.- Już ja bym tam i pózniej biskupa Jakuba o dyspensę uprosiła - i choćby też nie wiem jak był surowy,nie odmówi on mi tej łaski.Ej, uręczam, że nie odmówi.Na to ksiądz Wyszoniek, który był człek dobry i miękki, rzekł:- Słowo pomazanki boskiej - wielkie słowo.Strach mi księdza biskupa, ale to wielkie słowo!.Mógłbyteż młodzianek co do katedry w Płocku przyobiecać.Nie wiem.Zawszeć to, póki dyspensa nienadejdzie, będzie grzech - i to nie kogo innego, jeno mój.Hm! Pan Jezus po prawdzie jest miłosierny ijeśli kto zgrzeszy nie dla własnego zysku, jeno z politowania nad ludzką biedą, to tym łatwiejprzebacza!.Ale grzech będzie i nużby się biskup zaciął, kto mi da odpust?- Biskup się nie zatnie! - zawołała księżna Anna.A Zbyszko rzekł:- Ten Sanderus, któren ze mną przyjechał, ma gotowe na wszystko odpusty.Ksiądz Wyszoniek może i niezupełnie wierzył w odpusty Sanderusa, ale rad był chwycić się choćbypozoru, byle tylko Zbyszkowi i Danusi przyjść z pomocą, gdyż dziewczynę, którą znał od małego,kochał bardzo.Wreszcie pomyślał, że w najgorszym razie spotkać go może pokuta kościelna, więczwrócił się do księżny i rzekł:- Ksiądz ci ja jestem, ale i książęcy sługa.Jakoże, miłościwa pani, rozkażecie?- Nie chcę ja rozkazywać, wolę prosić - odpowiedziała pani.- Ale jeśli ten Sanderus ma odpusty.- Sanderus ma.Jeno o biskupa chodzi.Srogie on tam w Płocku z kanonikami synody odprawuje.- Biskupa się nie bójcie.Zabronił on, jako słyszałem, księżom mieczów, kusz i różnej swawoli, aledobrze czynić nie zabronił.Ksiądz Wyszoniek podniósł oczy i ręce w górę:- To niechże się stanie wedle waszej woli.Na te słowa radość opanowała serca.Zbyszko znów osiadł na wezgłowiu, a księżna, Danusia i ojciecWyszoniek siedli koło łoża i poczęli "uradzać", jak rzecz należy uczynić.Więc postanowili zachowaćtajemnicę, tak aby w domu żywa dusza o tym nie wiedziała; postanowili też, że i Jurand nie powiniennic wiedzieć, póki mu sama pani w Ciechanowie o wszystkim nie oznajmi.Natomiast miał ksiądzWyszoniek napisać list od księżny do Juranda, by zaraz przyjeżdżał do Ciechanowa, gdzie i lepsze lekina jego kalectwo mogą się znalezć, i samotność mniej mu będzie dokuczać.Uradzili na koniec, że iZbyszko, i Danusia przystąpią do spowiedzi, ślub zaś odbędzie się nocą, gdy już wszyscy spać siępokładą.Przyszło Zbyszkowi na myśl, żeby wziąć giermka Czecha na świadka ślubu, ale porzucił ten zamiar,przypomniawszy sobie, że ma go od Jagienki.Przez chwilę stanęła mu w pamięci jakby żywa, tak iżzdało mu się, że widzi jej rumianą twarz, jej zapłakane oczy i słyszy głos proszący: "Nie czyń mi tego!nie płać mi złem za dobre i niedolą za kochanie!" Aż nagle chwyciła go wielka litość nad nią, gdyż czuł,że jej się stanie ciężka krzywda, po której nie znajdzie pociechy ni pod zgorzelickim dachem, ni w głębiboru, ni w polu, ni w darach opata, ni w zalotach Cztana i Wilka [ Pobierz całość w formacie PDF ]