[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozciąga się z niego wspaniały widok na plac Świętego Piotra, a mieszczą się w nim zarówno apartamenty prywatne papieża, jak i pomieszczenia oficjalne.Vittoria i Langdon w milczeniu podążali za Olivettim, który prowadził ich długim, rokokowym korytarzem.Pulsowanie mięśni w jego szyi wyraźnie wskazywało, że jest wściekły.Weszli po trzech ciągach schodów i znaleźli się w szerokim, słabo oświetlonym korytarzu.Langdon nie wierzył własnym oczom, oglądając dzieła sztuki zdobiące ściany – zachowane w nieskazitelnym stanie popiersia, gobeliny i fryzy – dzieła warte setki tysięcy dolarów.W dwóch trzecich długości korytarza minęli alabastrową fontannę.Olivetti skręcił w znajdującą się po lewej stronie wnękę i podszedł do największych drzwi, jakie Langdon kiedykolwiek widział.– Ufficio di Papa – oświadczył, rzucając Vittorii zabójcze spojrzenie.Nieporuszona, ominęła go i mocno zapukała w drzwi.Gabinet papieża, pomyślał Langdon, któremu trudno było pojąć, że stoi pod jednym z pokoi mających największe znaczenie dla religii o ogólnoświatowym zasięgu.– Avanti! – rozległ się głos ze środka.Kiedy drzwi stanęły otworem, Langdon musiał zasłonić oczy, gdyż oślepił go blask słońca.Stopniowo jego wzrok się przyzwyczajał i zaczął dostrzegać szczegóły wnętrza.Pomieszczenie przypominało bardziej salę balową niż gabinet.Podłogi z czerwonego marmuru rozciągały się we wszystkich kierunkach ku ścianom ozdobionym freskami o żywych barwach.Z sufitu zwieszał się ogromny żyrandol, a za nim było widać szereg łukowo wykończonych okien, z których rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na zalany słońcem plac Świętego Piotra.Mój Boże, pomyślał Langdon.To jest dopiero pokój z widokiem.Po drugiej stronie sali siedzący przy bogato rzeźbionym biurku mężczyzna pisał coś pospiesznie.– Avanti – zawołał ponownie, odkładając pióro i przywołując ich gestem ręki.Olivetti poprowadził ich w jego kierunku, poruszając się wojskowym krokiem.– Signore – odezwał się przepraszającym tonem – no ho potuto.Mężczyzna przerwał mu w pół słowa.Podniósł się zza biurka i przyjrzał dokładnie gościom.Kamerling zupełnie nie przypominał kruchych, dobrotliwych staruszków, którzy w wyobraźni Langdona przechadzali się po Watykanie.Nie był też ubrany w bogate szaty liturgiczne ani nie trzymał różańca.Zamiast tego miał na sobie prostą, czarną sutannę, która podkreślała jego silną budowę.Wyglądał na niecałe czterdzieści lat, a więc był jeszcze dzieckiem, jeśli brać pod uwagę watykańskie standardy.Miał zaskakująco przystojną twarz, kręcone, brązowe włosy i zielone oczy, z których bił taki blask, jakby zasilały je tajemnice wszechświata.Jednak kiedy mężczyzna zbliżył się do nich, Langdon dostrzegł w tych oczach przede wszystkim głębokie wyczerpanie – zupełnie jakby minionych piętnaście dni było dla tego człowieka najcięższymi w życiu.– Nazywam się Carlo Ventresca – przedstawił się doskonałą angielszczyzną.– Jestem kamerlingiem zmarłego papieża.– Jego głos brzmiał skromnie i uprzejmie.Niemal nie było w nim słychać włoskiej modulacji.– Vittoria Vetra – przedstawiła się dziewczyna, występując naprzód i podając mu rękę.– Dziękujemy, że zechciał nas ksiądz przyjąć.Olivetti skrzywił się, gdy kamerling uścisnął jej dłoń.– To jest Robert Langdon – przedstawiła swojego towarzysza.– Profesor historii religii na Uniwersytecie Harvarda.– Padre – odezwał się Langdon, starając się, by zabrzmiało to z włoskim akcentem.Wyciągając rękę, nisko się skłonił.– Nie, nie – zaprotestował kamerling i podniósł go.– To, że jesteśmy w gabinecie Jego Świątobliwości, nie dodaje mi świętości.Jestem zwykłym księdzem, kamerlingiem pełniącym swą służbę w chwilach potrzeby.Langdon wyprostował się.– Proszę usiąść.– Kamerling ustawił krzesła wokół biurka.Langdon i Vittoria usiedli, natomiast Olivetti wolał dalej stać.Ich gospodarz również usiadł za biurkiem, splótł dłonie, westchnął i spojrzał na gości.– Signore – odezwał się komendant.– Strój tej kobiety to moja wina.Ja.– Nie interesuje mnie jej strój – odparł kamerling zmęczonym głosem.– Natomiast kiedy operator z centrali powiadamia mnie na pół godziny przed rozpoczęciem konklawe, że jakaś kobieta dzwoni z pańskiego prywatnego gabinetu, żeby mnie ostrzec o poważnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa, o którym mnie nie poinformowano, to mnie rzeczywiście obchodzi.Olivetti słuchał tego sztywno wyprostowany, jak żołnierz podczas inspekcji.Postawa kamerlinga wywarła ogromne wrażenie na Langdonie.Mimo że ksiądz był taki młody i wyczerpany, roztaczał wokół siebie aurę mitycznego bohatera, promieniując charyzmą i autorytetem [ Pobierz całość w formacie PDF ]