RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo teraz podróżowanie jest zbyt ryzykowne.I tak dalej.Kiedy tylko powiedzie­li sobie dobranoc, każda ekipa telewizyjna z osobna, Pierre Peyrot i ludzie z EBU, Achile d'Amelia z ekipą RAI, TV3, TVE i wszyscy inni w tajemnicy załadowali wodę, paliwo i żywność do swoich jeepów, wcześniej zaopat­rzonych w znaki rozpoznawcze aliantów - od­wrócone V na bokach i pomarańczowy pas na dachu - i wyruszyli przez pustynię na północ, z mapami i kompasami, pomiędzy polami minowymi.Następnego dnia spotkali się wszys­cy w Kuwejcie, zarośnięci i zakurzeni, bez cienia zdziwienia i bez wymówek: takie są zwyczaje w tym plemieniu.Barles i Josemi Diaz Gil przyjechali na czas, żeby sfilmować końcowe walki między ostatnimi Irakijczykami i wojskami amerykańskimi, ograbiony sklep firmowy Rolexa pełen pustych pudełek, ruiny Sheratona, Hikona zniszczonego i pogrążone­go w ciemności, Kuwejtczyków całujących wszystkich na ulicach, i horyzont w ogniu, szyby naftowe płonące pod niebem czarnym od popiołu, podczas gdy Don McLean śpiewał Vincent na kasecie w landcruiserze, a irackie czołgi dymiły po obu stronach drogi.Barles dostrzegł, że drugi czołg pojawił się za zakrętem i zrozumiał, że mostowi została mniej niż minuta.Leżąc na skarpie, spojrzał za siebie, rozglądając się za możliwą drogą ucieczki.Pod ogniem nikt nie biegnie po prostej, ale w myśli rysuje trasę, zanim jeszcze się ruszy: od tego kamienia do drzewa, a potem do parowu, sto­sując się do starej zasady never in the house: nigdy do domu.Kiedy musisz uciekać, domy są niebezpiecznymi pułapkami: nigdy nie wiesz, co jest w środku, a jeśli w nim zostaniesz, to zawsze kule przechodzą przez ściany, które na koniec pod bombami zawalają się na ciebie.Wchodzisz, myśląc, że jesteś uratowany i już nigdy nie wychodzisz.Karabin maszynowy kalibru 12,7 mm nadal strzelał z przerwami, a odcinek drogi do Sekssymbola był zbyt odsłonięty, musiał więc go wykluczyć.Może lepiej siedzieć na skarpie, jak to zrobili dwaj Chorwaci, a potem przebiec jak najszybciej w kierunku zagrody, do nissana.Barles zarzucił plecak na ramię, zacisnął zęby, czując nieprzyjemne mrowienie w pachwinach i w brzuchu.Robię się za stary na te rzeczy, pomyślał.Lepiej jest być młodym, wierzyć w dobrych i złych, mieć silne nogi, czuć się zaangażowanym bohaterem, a nie tylko zwyk­łym świadkiem.Po czterdziestce w tym fachu robisz się przeraźliwie stary.Pochylił się nad ramieniem Marqueza, żeby sprawdzić poziom naładowania baterii, i wtedy wszystko stało się w jednej chwili.Kilka kuł odbiło się od metalowej płyty na moście i granat wybuchnął pośrodku drogi, za ich plecami.Sekssymbola zabito już chyba po raz trzeci, pomyś­lał, i wówczas most uniósł się nieco w górę, zadrżał ponad pomarańczowym blaskiem, a Bar­les nie usłyszał żadnego huku, tylko poczuł uderzenie fali, gorącej i silnej, jakby powietrze było czymś twardym, co walnęło go w pierś, w twarz, w dziurki w nosie i w głowę i wbiło bębenki uszu gdzieś do płuc, a potem nadszedł hałas, krótki i suchy, krak-bang, i rzeka i most ukryły się w dymie, a z nieba zaczęły spadać odłamki.I kiedy spojrzał na Marqueza, zauwa­żył, że z okiem przylepionym do wizjera sukin­syn uśmiechał się od ucha do ucha.Teraz wszystko latało w powietrzu.Armija, wściekła z powodu mostu, wymiatała po całym brzegu.Barles dostrzegł czterech ostatnich Chorwatów wyskakujących z lasu i pędzących w kierunku gospodarstwa.- Idziemy? - zapytał Marquez.- Masz go?- Mam.Kule kalibru 12,7 mm tłukły się o asfalt.Barles zsunął się po skarpie, wiedząc, że Marquez filmuje go cały czas od tyłu w czasie ich ucieczki.Kolejny pocisk eksplodował na górze, gdzieś na drodze.Przebiegli jakieś trzydzieści metrów, pod osłoną skarpy, błoto zachlupotało im pod stopami, kiedy przekraczali przydrożny stru­myk, zanim wyszli na drogę.Szum strumyka stanowiłby dobre tło dla odgłosu wybuchów, pomyślał Barles, nim wspiął się na asfalt.Zatrzymał się i wziął podaną mu przez Marqueza kamerę.- Sfilmowałeś czołgi?- Były poza kadrem, nie mogłem zmieniać planu.- Trudno.Oddał mu kamerę, kiedy już byli z powrotem na górze.Kule tłukły się dalej jak szalone, wystrzeliwane spoza dymu, który już zaczynał rzednąć.Zęby tylko temu kretynowi nie wpad­ło do głowy znów filmować.Zęby tylko temu kretynowi.Żeby tylko.Stojąc na środku drogi, jakby stał na środku Grań Via w centrum Madrytu, Marquez za­rzucił kamerę na ramię i spokojnie ustawił kolejny plan do ujęcia.Zoom na całość mostu, potem zbliżenie pokrzywionej blachy z tej strony, a potem części uniesionej do góry, jakby to był most zwodzony.Barles dokładnie widział, jak jedna z kuł kalibru 12,7 mm odbija się po ziemi, a potem toczy niemal do stóp kamerzysty.- Ściemnienie - powiedział Marquez.Czyli koniec pracy, więc znów rzucili się do ucieczki.Nie jest to proste, kiedy biegniesz przykurczony i strzelają do ciebie; to jest bardzo męczące, a potem masz potworne zakwasy, zwłaszcza jeśli twoje spodnie są uwalane błotem i gliną.Zatrzymali się przy zniszczonej bramie do zagrody, żeby złapać oddech.Zabita krowa ciągle leżała na podwórzu, drzwi były otwarte na oścież, dom robił wrażenie opuszczonego.Mam nadzie­ję, że ten dureń w końcu uciekł, przeleciało Barlesowi przez myśl.I że Jadranka czeka na nas w nissanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl