RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może i jest homoseksualistą - mówiły jego oczy - a także mężczyzną wstrzemięźliwym, nieskorym do gwałtu.Ale absolutnie nie pozwoli się nazwać tchórzem.Przynajmniej gdy chodzi o jego księżniczkę.- Zaczekaj tu - powiedział.- Nie.Idziemy tam razem - spojrzała na niego czule.Kiedyś w zabawie pocałowała go w usta, kiedy jeszcze była dziewczynką.Znów miała odruch, żeby to zrobić.Ale teraz to już nie była zabawa.- Ty i ja.Wsunęła dłoń do torebki i odbezpieczyła derringera.Cesar wetknął parasol pod pachę i z największym spoko­jem, jakby chodziło o laseczkę, wybrał ogromny, żelazny pogrzebacz na jednym ze straganów.- Za pozwoleniem - powiedział zdziwionemu sprzedaw­cy, wtykając mu do ręki pierwszy lepszy banknot wyciąg­nięty z portfela.Następnie popatrzył spokojnie na Julię.- Przynajmniej raz, kochanie, pozwól, że pójdę przo­dem.I ruszyli w stronę samochodu.Szli, kryjąc się za budami, Julia z ręką w torebce, Cesar z pogrzebaczem w prawej dłoni, a parasolem i kapeluszem w lewej.Zobaczywszy tablicę rejestracyjną dziewczyna poczuła, że serce wali jej jak młotem.Nie było żadnych wątpliwości: niebieski ford, ciemne szyby, litery TH.W ustach jej zaschło, a żołądek boleśnie się skurczył.Przemknęło jej przez głowę, że tak właśnie czuł się kapitan Peter Blood na chwilę przed abordażem.Dotarli do rogu.Wszystko potoczyło się błyskawicznie.Ktoś wewnątrz wozu odkręcił szybę od strony kierowcy, żeby wyrzucić peta.Cesar odłożył na ziemię kapelusz i parasol, uniósł pogrzebacz i skierował się ku lewej stronie samochodu, gotów nawet zabić piratów czy kogokolwiek miał napotkać.Julia podbiegła z zaciśniętymi zębami i przy­spieszonym tętnem, wyszarpnęła pistolet z torebki i wetknę­ła go przez okno, zanim ci w środku zdążyli podkręcić z powrotem szybę.Przed wylotem lufy pojawiła się nieznana jej twarz: na wycelowaną broń z przerażeniem spoglądał młody brodaty mężczyzna.Na sąsiednim siedzeniu drugi człowiek aż podskoczył ze strachu, kiedy Cesar otworzył drzwiczki i zamierzył się nań żelaznym pogrzebaczem.- Wyłazić! Wyłazić! - wrzeszczała Julia, prawie tracąc panowanie nad sobą.Oniemiały brodacz podniósł w błagalnym geście otwarte dłonie.- Niech się pani uspokoi! - wybełkotał.- Na litość boską, niech się pani uspokoi.! Jesteśmy z policji!- Przyznaję - powiedział w gabinecie nadinspektor Feijoo, krzyżując ramiona na biurku - że na razie nie okazaliśmy się w tej sprawie specjalnie skuteczni.Zawiesił głos i popatrzył na Cesara łagodnie, jak gdyby brak skuteczności ze strony policji mógł wszystko wytłumaczyć.My, ludzie światowi - zdawało się mówić to spojrzenie - możemy sobie czasem pozwolić na konstruk­tywną samokrytykę.Cesar jednak nie zamierzał dać za wygraną.- To inna forma wyrażenia - wyrzekł z pogardą - tego, co zwykliśmy nazywać niekompetencją.Po skonsternowanym uśmiechu Feijoo widać było, że ta uwaga dopiekła mu do żywego.Pod meksykańskimi wąsami ukazały się białe zęby, którymi nadinspektor zaczął gryźć dolną wargę.Spojrzał najpierw na antykwariusza, potem na Julię i jął bębnić o blat swoim byle jakim długopisem.W obecności Cesara nie miał wyjścia, musiał postępować bardzo ostrożnie.Wszyscy troje wiedzieli dlaczego.- Policja ma swoje metody.Były to tylko słowa, co doprowadzało Cesara do furii.Fakt, że łączyły go z Feijoo interesy, jeszcze nie oznaczał, że ma być dla niego sympatyczny.Zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że nadinspektor gra nielojalnie.- Jeżeli te metody polegają na śledzeniu Julii, podczas gdy jakiś wariat łazi sobie spokojnie i posyła jej anonimowe karteczki, wolę powstrzymać się od komentarza na temat takich metod.- Popatrzył na dziewczynę i znowu na nadinspektora.- Nawet w głowie mi się nie mieści, że mogliście ją podejrzewać o zabicie profesora Ortegi.A dlaczego mną się nie zajmiecie?- Zajęliśmy się - policjanta drażniła bezczelność antyk­wariusza, z trudem się hamował.- Gwoli ścisłości spraw­dzamy wszystkich.- Rozłożył dłonie na znak, że ma świadomość potwornej wpadki.- Niestety, taka praca.- I coś już wiecie?- Z żalem przyznaję, że nie.- Feijoo podrapał się pod pachą przez marynarkę i zaczął się wiercić na krześle.- Jeżeli mam być szczery, to nie jesteśmy mądrzejsi, niż na początku.Lekarze sądowi też nie są zgodni co do przyczyn śmierci Alvara Ortegi.Cała nasza nadzieja w tym, że jeśli istotnie jest jakiś morderca, to zrobi fałszywy krok.- I dlatego mnie śledzicie? - wypaliła wściekła Julia.Siedziała z dymiącym papierosem w dłoni, przycisnąwszy torebkę do siebie.- Ze to może ja zrobię ten fałszywy krok?!Policjant spojrzał na nią smętnie.- Proszę tego nie brać tak do siebie.To działania rutynowe.Zwykła taktyka policyjna.Cesar uniósł brew.- Jeśli to taktyka, to mało obiecująca.I nieszczególnie szybka.Feijoo przełknął ślinę i gorycz.W tym momencie - pomyślała Julia z mściwym zadowoleniem - policjant z całej duszy żałował, że prowadzi ciemne interesy z antykwariuszem.Wystarczyłoby, żeby Cesar chlapnął coś w paru odpowiednich miejscach, a nadinspektor, bez oskarżenia i oficjalnego dochodzenia, dyskretnie, jak zwykle w pewnych kręgach, zakończyłby karierę w ciem­nym gabinecie jakiegoś zabitego dechami komisariatu.Po uszy w papierkach i bez premii.- Mogę państwa tylko zapewnić - odezwał się wreszcie, kiedy już strawił połowę gniewu, jaki najwyraźniej wypeł­niał mu żołądek - że nie ustaniemy w śledztwie.- nagle przypomniał sobie o czymś z niechęcią.- Oczywiście panienka będzie korzystać ze specjalnej ochrony.- Mowy nie ma - odparła Julia.Upokorzenie policjanta nie mogło zmazać jej własnego.- Proszę, żadnych niebies­kich samochodów.Mam dosyć.- Tu chodzi o pani bezpieczeństwo.- Sami panowie widzieli, że potrafię się obronić.Feijoo uciekł wzrokiem.Z pewnością jeszcze miał chrypę od wrzasku, jakim poczęstował dwóch policjantów za to, że tak dali się zaskoczyć.“Jełopy! - krzyczał.-.Zasrane żółtodzioby.! Przez was umoczyłem dupę i będziecie za to ukrzyżowani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl