RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wołał cię w cierpieniu, Chemoise - powtórzył cicho swoje wcześniejsze słowa,chowając topór.Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.- To był cud.cud, że wołał.Większość ludzi przy takich ranach ledwie bypisnęła, popuściła w spodnie.i tyle.- Powiedziała to z brutalną szczerością,wymierzoną w człowieka, który przyniósł jej złą wiadomość.Po chwili jednak się uspokoiła.- Ale dziękuję, kapralu - dodała łagodniej.- Dziękuję, że chciałeś ująć mibólu tym wymysłem.Kapral zamrugał raz i drugi, obrócił się i odszedł do wartowni, Ioma położyłarękę na plecach Chemoise.- Poszukamy ręczników.Umyjemy go przed pogrzebem.Chemoise wpatrzyłasię w księżniczkę rozszerzonymi oczami, jakby nagle przypomniała sobie o czymśistotnym.- Nie! - wykrzyknęła.- Niech kto inny go umyje.To już nieważne.Jego.jegoducha tu nie ma.Chodzmy, wiem gdzie jest!Chemoise pobiegła uliczką ku Bramie Królewskiej.Poprowadziła Iomę i jejDziennik przez rynek, potem Bramą Zewnętrzną za fosę.Pola nad fosą wypełniały sięjuż przybyłymi na jarmark kupcami.Jaskrawe namioty południowców usadowiły sięna wzgórzu na skraju puszczy, gdzie trzymano spętane tysiące mułów i koni zkarawan.Chemoise skręciła w lewo, na zarośniętą ścieżkę wiodącą nad fosą kuzagajnikowi rosnącemu na wschód od murów miejskich.Z drugiej strony ograniczałalasek zasilająca fosę rzeka Wye.Z małego wzniesienia widać było ocalałe w górze rzeki cztery łuki starego,kamiennego mostu spinającego brzegi nad lśniącą niczym żywe srebro wodą.Zastarym mostem wznosił się nowy, którego kamienna konstrukcja była w znacznielepszym stanie, brakowało mu jednak pięknych posągów zdobiących stary: postaciniegdysiejszych Władców Runów Heredonu przedstawionych w walce.Ioma zastanawiała się często, czemu jej ojciec nie kazał zburzyć starego mostupo przeniesieniu posągów na nowy.Teraz zrozumiała.Posągi były mocno zniszczonesłońcem i mrozem, miejscami porosty nadkruszyły kamień, barwiąc go na żółto izielono.Niby tylko stos starych kamieni, ale malowniczy, wręcz czcigodny.Okolica, którą Chemoise wybrała, by szukać ducha sierżanta Dreysa, byłabardzo cicha i spokojna.Woda płynęła w kanale leniwie, jak to zwykle póznym latem.Wysokie mury miejskie wyrastały z osiemdziesiąt stóp ponad zagajnikiem, ichdługie cienie kąpały się w fosie.Nic nie odzywało się w zaroślach, różowe lilie wodnekwitły dostojnie, nawet najsłabszy wiatr nie poruszał gałązkami.Trawa rosła tu bujnie.Na brzegu królował niegdyś wiekowy dąb, któregokonary sięgały daleko ponad nurt, jednak trafiony piorunem usechł, a słońce wypaliłogo na kość.Poniżej usadowiła się pnąca róża, gruba u podstawy niczym nadgarstek kowala i z kolcami ostrymi jak gwozdzie.Wspięła się na pień dębu prawie natrzydzieści stóp, tworząc naturalny namiot naznaczonymi najczystszą bielą kwiatówjaśniejących niczym gwiazdy na ciemnozielonym sklepieniu listowia.Chemoise przysiadła na ziemi pod osłoną krzewu.Trawa była tu wygnieciona.Ioma domyśliła się, że nie raz i nie dwa musiała posłużyć kochankom za posłanie.Księżniczka zerknęła przez ramię na swoją Dziennik.Szczupła kobieta zostałaczterdzieści stóp z tyłu, na skraju zagajnika.Ręce założyła na piersi, pochyliła głowę.Nasłuchiwała.Potem Chemoise zrobiła coś dziwnego.Korzystając z odosobnienia różanegonamiotu, podwinęła nieco suknie na biodrach, zległa na plecach i rozłożyła szerokonogi.Poza była szokująca i Ioma poczuła się zakłopotana, że na to patrzy.Chemoisejednoznacznie czekała na kochanka, spodziewając się, że przyjdzie i ją wezmie.Na brzegu zakumkały żaby, obok kolana Chemoise przeleciała ważka takniebieska, jakby ją ktoś skąpał w indygo.Zatoczyła krąg i zniknęła.Powietrze wciążtrwało nieruchome, pod drzewami zalegała cisza.Było tak pięknie, jakby duchsierżanta Dreysa naprawdę zamierzał przybyć, w każdym razie Ioma była prawiegotowa w to uwierzyć.Chemoise, która przez całą drogę milczała jak zaklęta, teraz nagle zalała sięłzami.Pociekły spod długich rzęs i popłynęły strumykami po policzkach.Ioma usiadła obok dziewczyny i otoczyła ją ramieniem.Przytuliła Chemoisetak, jak on musiał ją niedawno tulić.- Bywałaś już tu z nim? - spytała.Chemoise pokiwała głową.- Wiele razy.Dziś rano też mieliśmy się tu spotkać.W pierwszej chwili Ioma się zdziwiła.Jak? Jak zamierzali o świcie przedostaćsię przez bramy miasta? No tak, Dreys był przecież sierżantem Gwardii Królewskiej.Zapachniało skandalem.Jako dama dworu, najbliższa towarzyszka ipraktycznie przyzwoitka Iomy, Chemoise winna mieć przede wszystkim baczenie, czyjej pani pozostaje dziewicą.Przy zamążpójściu księżniczki to Chemoise miałazaświadczyć, że Ioma dochowała czystości.Dziewczyna zaczęła coś mówić, ale tak cicho, by nie usłyszała Dziennik.Trząsłsię jej podbródek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl