RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozumiem, że te mocniejsze frazy o tych pustych sercach i ociemnych głowach, miały nakarmić gniew weteranów, rozładować go i skłonić,by przestali świntuszyć. 166NAJGORSZY Chyba tak, pani redaktor.Jako kilkunastolatek oglądałemdefilady wojskowe w Dniu Niepodległości, a wszystko co z tych spektaklizachowała mi pamięć, to nie mundury, nie armaty i nie sztandary, lecz tamelodia, wyłącznie ona. Na stos rzuciliśmy, nasz życia los na stos, na stos!. Międzynarodówka , którą w PRL-u śpiewały tłumy dreptaczy podczaswielkich pierwszomajowych spędów, nie umywała się. Bój to jest naszostatni! , kupa gówna, pani Krysiu. Był pan współarchitektem tej kupy. Raczej współrzezbiarzem.Rzezbiliśmy w gównie, tak, pani redaktor!Lecz analogicznym rzezbiarstwem jest każda socjotechnika od czasów Adasia iEwuni, każda polityczna intryga, każda manipulacja  cała spiskowa praktykadziejów, wszystko.Co zaś do marszów, pochodów, defilad.czy wie panijaki fragment wspomnień o mojej ukochanej starej Pradze nęka mnienajczęściej, niby symbol lub memento?.Marsz szczurów.To była noc,wyszliśmy. Zwykłych szczurów? Tak, to nie przenośnia  zwykłych szczurów, gryzoni.Wyszliśmy zlokalu na Ząbkowskiej we trzech: ja,  Książę i jego przyboczny szoferak, Fokstrot , który był moim Judaszem, moją wtyka u boku Karśnickiego. Fokstrot się pożegnał i zmył, pobiegł do domu, a my dwaj kroczyliśmy kuTargowej, wolno, bo noc była piękna, księżycowa.Cała dzielnica spała,wszędzie pusto, wymarłe miasto, piękny spacer.Mogła być trzecia w nocy.Wtem spoza pleców usłyszeliśmy szmer, pózniej taki delikatny szurgot.Myśleliśmy, że to wiatr, lecz kiedy obróciłem głowę, zobaczyłem, iż jezdniasię rusza, żyje, sunie do przodu.Jak lawa płynąca całą szerokością międzykrawężnikami.To był marsz szczurów.Musiały wylezć ze wszystkich piwnicPragi i wszczęły eksodus, niczym lemingi lub nomadzi w dobie wędrówkiludów.Tysiące i tysiące, nieprzebrana rzeka, ciasno, jeden obok drugiego, wmilczeniu, żadnych pisków, nie widać było końca tego pochodu, bezkresnywąż  cała ta futerkowa jezdnia ulicy Ząbkowskiej płynęła prawiebezszelestnie ku jakiejś nieznanej rubieży, a my z  Księciem staliśmy nachodniku i wytrzeszczaliśmy gały przekonani, że to się nam śni tylko.Jakdługo to trwało? Może pół godziny, może trochę krócej.na pewno więcej niżkwadrans.Fascynujący widok.To nie był sen, pani Krysiu, lecz kiedyprzypominam sobie tamtą scenę, mam wrażenie, iż przywołuję senny koszmar,jakąś dziwną  fantasy , coś ze świata półrealnego.Sen.Chyba zastrzykprzestaje działać, bo robię się senny teraz. To zmęczenie, pułkowniku, bardzo długo dziś rozmawialiśmy.Dowidzenia, niech pan odpocznie. 167NAJGORSZY Do zobaczenia, pani Krystyno. 168NAJGORSZYSesja 11 Dzień dobry, panie pułkowniku. Dzień dobry, pani redaktor. Jak się dzisiaj czujemy? Jeżeli wezmiemy razem panią i mnie, czyli średnią, to czujemy sięmożliwie. A jeśli wezmiemy tylko pana, pułkowniku? Dwie godziny własnego ględzenia wytrzymam.Od czegozaczniemy? Od malarstwa. To świetnie, kocham malarstwo.Zwłaszcza stare malarstwo. Już parę razy miałam pana o to zapytać, bo każdorazowo kiedywizytuję pana, idąc do tego pokoju przemierzam hall oraz ten długi korytarz, aw jednym i w drugim wisi mnóstwo pięknych obrazów. W innych pomieszczeniach również wiszą obrazy.Jeśli pani chce, moiludzie oprowadzą panią. Będę wdzięczna. Więc jutro zobaczy pani moje muzeum. Jutro przed rozmową z panem pułkownikiem, czy po zakończeniusesji? Przed rozmową, pani Krysiu. Ten widok z żaglowcami, który wisi naprzeciwko łóżka, wisi akurat tuprzypadkowo? Nie.Ta marina Caspara Davida Friedricha wisi tutaj po to, by koiłamoje agonalne frustracje, cel jest terapeutyczny.Bije z niej romantyzm,nostalgia, swoista morfina nastrojowa.Choć nie wykluczam, że gdybym mógłdysponować wszystkimi oryginałami świata, to zawiesiłbym tu  Wyspęumarłych Bcklina, która urokliwie pokazywałaby mi moją rychłą przy-szłość, albo  Rollę Gervexa, która również urokliwie przypominałaby mimoją erotyczną przeszłość.Bądz zawiesiłbym obie, jedną i drugą, naprzeciwkosiebie, to byłaby piękna wizualna klamra mego życia, pani Krysiu.Jaki jestpani stopień ignorancji wobec malarstwa, rzezby, architektury, wobec sztuki wogóle? Całkowity, pułkowniku.Rozróżniam tylko kolory. To już dużo. Jeżeli coś mi się podoba, to intuicyjnie, a nie erudycyjnie, zakochuję 169NAJGORSZYsię wzrokowo, a nie mózgowo. I tak powinno być, tak trzymać, własne wrażenia są ważniejsze oderudycji. Dlatego prostemu wieśniakowi podoba się jeleń na rykowisku. Toteż nie mówię, że erudycja jest zbędna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl