[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zróbmy głosowanie.- Mam w dupie pańskie głosowanie! - wzruszył ramionami Sedlak.- W dupie to pan masz siedzącego tam cykora, panie Sedlak - cykora, że by was przegłosowano! Że wygraliby ludzie, którzy nie unikają tej brudnej, według was, gry!- A pańskim zdaniem ona nie jest brudna? - spytał doktor Hanusz.- Moim zdaniem trzeba za wszelką cenę uratować ludzi, których przegłosowaliśmy do wykupienia, panie Hanusz! :- Za wszelką cenę?- Tak!- Są ceny zbyt wysokie, i monety zbyt kosztowne w pewnych sytuacjach, więc niech pan nie nadużywa słów - zwrócił Mertlowi uwagę radca Malewicz.Profesor Stańczak znowu przerwał półdrzemkę z otwartymi powiekami, bo usłyszano jego baryton:- Wcale nie nadużył słów.To raczej wy, panowie aniołowie, żonglujecie po kuglarsku sylabami, pragnąc obronić dziewictwo swych sumień, trochę dla mnie wątpliwe, bo każdy z was żyje parędziesiąt lat, więc musiał nie raz utracićbłonę dziewiczą.Zbyt wysokie ceny, zbyt kosztowne monety.Śmieszne!- To tak, jakby pan głosił, że moralność jest śmieszna, że etyka jest warta śmiechu, panie profesorze! - powiedział z wyrzutem ksiądz Hawryłko.- Nie, księżulu, ja mówię o.o groszu czynszowym za codzienne życie w wilczym stadzie.O kupowaniu sobie furtek ucieczki i dróg ewakuacji.Wszystko jest monetą, każda nasza myśl i każde działanie, i wszystko jest waluciarnią -sfera umysłu i sfera czynu.Raz - że każda nasza myśl i każde działanie ma cenę, którą trzeba zapłacić życiu bezwarunkowo.Dwa - że wszystko, co myślimy i co robimy, ma równie realny jak moneta awers i rewers.Weźmy przykład pierwszy z brzegu, pierwszy lepszy adekwatny do naszej sytuacji dzisiejszej.„ Wiara przenosi góry", ergo: „Trzeba chcieć, aby móc", ergo: „Dla chcącego nie ma nic trudnego".Tak mówi przysłowie, i słusznie mówi.Wszakże istnieje również „prawo odwrotnych skutków" im usilniej staramy się czegoś dokonać, tym mniejsza szansa, że się nam uda.I to też jest prawda.- Panie radco, pan upraszcza.- Panie mecenasie, to pan upraszcza co tylko można, dyrygując ruletką przy tym stoliku! Upraszcza pan etykę, logikę, procedurę demokratyczną i zasady higieny zdroworozsądkowej.Czy tego pana nauczono, gdy studiował pan prawo?Krzyżanowski żachnął się, robiąc minę człowieka krzywdzonego publicznie bez powodu:- Na miły Bóg, drogi panie!- Chcę tylko usłyszeć, czy tego wszystkiego wyuczono pana, gdy studiował pan prawo.- Życie nauczyło mnie, że czasami trzeba wybierać między złem większym a złem mniejszym! - odparł Krzyżanowski.Przypuszczam, że doktor Hanusz, jako lekarz, każdego dnia styka się w szpitalu z tym problemem.- A co, pańskim zdaniem, jest złem mniejszym?- Proszę zapytać lekarza, doktor Hanusz poda panu konkretne przykłady, panie radco.Od półtora roku w szpitalu brakuje lekarstw, zastrzyków, opatrunków, plazmy, nici, kroplówek, wszystkiego, bo Niemcy wszystko rekwirują na wschodni front, gdzie mają dziesiątki tysięcy rannych.Proszę zapytać pana doktora, jak często on i jegozwierzchnik musieli operować, lub ratować zastrzykami czyjeś życie, w sytuacji, gdy danego dnia trzeba było ratować pięciu pacjentów witających się ze śmiercią, a lekarstw starczało tylko dla dwóch! Wtedy musieli wybierać dwóch z pięciu! Albo jednego z trzech! Proszę go zapytać, jak często tak się zdarzało.Odpowie, że przynajmniej raz na tydzień!Wszyscy zwrócili wzrok ku wciąż stojącemu przy drzwiach doktorowi.Hanusz opuścił głowę i milczał.Krzyżanowski czekał kilkanaście sekund, by podjąć wątek z tą samą werwą:- A później proszę go zapytać jakie były kryteria wyboru!.Choć może lepiej nie.Bo co panu odpowie - że wybierali młodszych, bogatszych, przystojniejszych, inteligentniejszych, czy vice versa? Każdy ich wybór był wyborem okrutnym, a co uważali za mniejsze zło, to ich tajemnica, może nawet bardzo wstydliwa.Tak czy owak - nie mam wątpliwości, że stosowali zasadę wyboru mniejszego zła, i pewnie kierując się tylko subiektywną intuicją.Bo chyba nie ma regulaminu w takich sprawach, nie ma kodeksu, przepisy tu nie istnieją, wybór jest więc całkowicie subiektywny.- Zdarza się i obiektywny, regulaminowy, panie mecenasie - wtrącił Kłos.- Słyszał pan o „trójkowoniu"?- Nie przypominam sobie.- To system dzielenia rannych podczas wojny na trzy grupy - na tych, co umrą mimo lekarskich wysiłków, na tych, co i tak przeżyją, bez żadnych ratunkowych starań, i wreszcie na tych, którzy umrą, jeśli nie dostaną pomocy medycznej.Wobec ograniczonych środków - wszystkie medykamenty są przeznaczane dla tej trzeciej grupy.Anglicy tak robią.- Wątpię, czy Polacy tak robią.- skrzywił się mecenas.- Proszę zapytać panów Mertla i Kortonia, czy ich leśni koledzy tak robią.A zresztą porównanie jest bezsensowne - nie można porównywać warunków frontowych i szpitalnych, bądź sytuacji z rannymi i sytuacji z chorymi.Głowę dam, że Stasinka i Hanusz nie praktykowali pańskiego „trójkowania", redaktorze.Tymczasem wybierać musieli wciąż, i to nie kierując się odgórnym systemem, lecz.No właśnie, czym? Czym się kierowali wybierając tych, którym podadzą lekarstwa, i tych, którym nie podadzą, skazując ich na śmierć?- Już pan mówił, że intuicją, lecz ja bym wolał usłyszeć to od doktora Hanusza - rzekł Bartnicki.Znowu wszyscy spojrzeli ku lekarzowi, ale ten dalej milczał, nie unosząc głowy ni oczu.- Musieli się kierować także sumieniem, wewnętrzną przyzwoitością - podjął wątek mecenas.- Bo chyba nie łapówką, nasi lekarze to uczciwi ludzie.Wybierali do ratowania kobiety czy mężczyzn? A może sympatycznych i władających poczuciem humoru? Lub może, jak już wspomniałem, młodych, uważając, że starzy i tak się sporo nażyli, więc trzeba dać szansę młodym, co?.A może wszystko to na odwrót?.W każdym razie jakiegoś wyboru dokonywać musieli.A jeśli musieli - to musieli znaleźć jakieś kryteria wyboru, bo chyba nie rzucali monetą? A jedyne sensowne kryterium wyboru w sytuacji ekstremalnej - to kryterium mniejszego zła!Brus zaklaskał, jakby siedział na widowni teatru, i odezwał się cierpko:- Wreszcie rozumiem, dlaczego z taką łatwością wygrywał pan wszystkie sprawy swoich klientów, panie mecenasie!Krzyżanowski otworzył usta, by udzielić riposty, jednak wstrzymał się, gdyż zobaczył Hanusza wracającego do stołu.Hanusz, blady jakby wypompowano mu krew, nie tyle siadł, ile osunął się na swoje krzesło, a głowa opadła mu na ręce trzymające krawędź blatu.Robił wrażenie człowieka, który zasłabł lub któremu gwałtowny ból odbiera przytomność.- Co panu jest, doktorze? ! - krzyknęli Kortoń, Hawryłko i Bartnicki.- On tu kipnie, cholera!.- zaklął Godlewski.Ksiądz wziął serwetę i wachlował Hanusza, Sedlak wlał mu do gardła trochę płynu, a Stań-czak zapytał urzędowym tonem:- Przepraszam, czy na sali znajduje się lekarz?Dowcip był szczególnie brzydki, więc kilkanaście źrenic spiorunowało profesora, a Malewicz zrugał go:- Wstydź się pan, profesorze! To wcale nie było śmieszne, ale pan zdaje się uwielbia tańczyć na cmentarzu! Całe to spotkanie jest owiane grozą śmierci, co panu nie przeszkadza raz za razem błaznować, dowcipkować [ Pobierz całość w formacie PDF ]