RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paulin płacząc dał mu rękę i pozwolił zaciągnąć się do wody.Kiedy zamoczył nogi, zaczął chlipać:— Uuu! Uuu! Zimno mi! Boję się! Umrę! Uuu!— Przecież ci mówię, że nie ma żadnego.— zaczął druży­nowy, a potem otworzył szeroko oczy i krzyknął:— Który tam płynie w stronę boi?— To Kryspin — powiedział jakiś chłopak z naszej druży­ny.— On strasznie dobrze pływa i założył się z nami, że do­płynie aż do boi.Drużynowy puścił rękę Paulina i zaczął biec, a potem płynąć krzycząc:— Kryspin! Do mnie! W tej chwili wracaj! — i gwizdać, ale do gwizdka nabrało się wody i słychać było tylko bulgotanie.Wtedy Paulin zaczął krzyczeć:— Niech pan mnie samego nie zostawia! Utopię się! Uuu! Uuu! Mamo! Tato! Uuu! — A ponieważ stał tylko po kostki w wodzie, wyglądał bardzo śmiesznie.Drużynowy przyprowadził Kryspina, który był strasznie zły, bo za karę musiał wyjść z wody i siedzieć na plaży.A potem drużynowy zaczai nas liczyć, ale nie szło mu łatwo, bo kiedy go nie było, rozbiegliśmy się trochę na wszystkie stro­ny, a ponieważ idąc po Kryspina zgubił gwizdek, więc teraz stał i krzyczał:— Drużyna Sokole Oko! Zbiórka! Drużyna Sokole Oko! Od­wagi! Odwagi!A potem przyszedł inny drużynowy i powiedział:— Ty, Gerard, nie drzyj się tak, moje chłopaki nie słyszą, jak gwiżdżę.To prawda, wszyscy drużynowi robili straszny hałas gwi­żdżąc, krzycząc i wołając.Potem drużynowy nas policzył, zoba­czył, że nikogo nie brakuje, i kazał Gwalbertowi zostać razem z Kryspinem na plaży za to, że siedział w wodzie po szyję i krzyczał: „Wpadłem do dołu! Ratunku! Wpadłem do dołu!" A tak naprawdę to siedział w kucki.Śmieszny ten Gwalbert!A potem drużynowi postanowili, że na razie starczy już tej kąpieli, i zaczęli gwizdać i krzyczeć:— Zbiórka drużynami na plaży!.Ustawiliśmy się rzędem i drużynowy nas policzył.— Jedenastu! — powiedział.— Brakuje jednego! — Bra­kowało Paulina, który siedział w wodzie i nie chciał wyjść.— Nie wyjdę z wody! — krzyczał.— Jak wyjdę, będzie mi zimno! Nie wyjdę!Drużynowy, który, zdaje się, był zdenerwowany, przyciąg­nął go za rękę, a Paulin krzyczał, że chce wracać do mamy, do taty i do wody.A potem, kiedy drużynowy policzył nas jesz­cze raz, zobaczył, że znowu jednego brakuje.— Nie ma Kryspina.— powiedzieliśmy.— Chyba nie poszedł się kąpać? — zapytał drużynowy i zro­bił się bardzo blady.Ale opiekun drużyny, która stała obok naszej, powiedział:— Mam o jednego za dużo, czy to przypadkiem nie twój?I to był Kryspin: okazało się, że poszedł pogadać z chłopa­kiem, który miał tabliczkę czekolady.Drużynowy przyprowadził Kryspina, policzył nas od nowa i zobaczył, że jest nas trzynastu.— Kto nie jest z drużyny Sokole Oko? — zapytał.— Ja, psze pana — powiedział jakiś maluch, którego nie zna­liśmy.— Aż której drużyny jesteś? — spytał drużynowy.— Z Or­ląt czy z Jaguarów?— Z żadnej — powiedział maluch.— Ja jestem z pensjona­tu Mewa III.Mój tata śpi, o, tam na molo.— I zawołał: —Tata! Tata! — a pan, który spał, podniósł głowę i powoli do nas podszedł.— Co znowu, Bubusiu? — zapytał.Wtedy nasz drużynowy wyjaśnił:— Pański synek przyszedł pobawić się z dziećmi.Wygląda na to, że ciągnie go na kolonie.A pan powiedział:— Tak, ale ja nigdy nie wyślę go na kolonie.Nie chciałbym pana obrazić, ale wydaje mi się, że bez rodziców dzieci są po­zbawione opieki.Rzeczą, za którą — poza dziećmi — przepada pan Rateau, kierownik kolonii, są spacery po lesie.Dlatego też pan Rateau z niecierpliwością czekał, aż skończy się kolacja i będzie mógł przedstawić swój pomysł.Przylądek WichrówWczoraj po kolacji pan Rateau, kierownik kolonii, na.które wysłali mnie rodzice (i to był fajny pomysł), zebrał nas wszystkich i powiedział: — Jutro pójdziemy na wycieczkę do Przylądka Wichrów.Piechotą przez las, z plecakami, jak do­rośli mężczyźni.Będzie to dla was wspaniały spacer i porywa­jące przeżycie.I pan Rateau wyjaśnił, że wyruszymy wcześnie rano i że pan Genou, intendent, da nam przed wyjściem suchy prowiant.Więc wszyscy zawołaliśmy trzy razy: „Hip, hip, hura!" i bardzo zde­nerwowani poszliśmy spać.Rano o szóstej drużynowy przyszedł nas obudzić i musiał się nieźle namęczyć.— Załóżcie grube buty i weźcie ze sobą swetry — powie­dział.— Nie zapomnijcie o chlebaku na suchy prowiant.Za­bierzcie też piłkę do siatkówki.— Druhu, druhu! — zawołał Benon.— Mogę zabrać apa­rat fotograficzny?— Oczywiście, Benonie — powiedział drużynowy — zrobisz nam zdjęcie na Przylądku Wichrów.Będzie fajna pamiątka!— E, chłopaki — zawołał Benon, strasznie dumny — słysze­liście? Będę robił zdjęcia!— Chwalipięta — odpowiedział Kryspin.— W nosie ma­my twój aparat, a zresztą ja i tak nie dam sobie zrobić zdjęcia.Będę się ruszał.— Mówisz tak, bo mi zazdrościsz — powiedział Benon — bo sarn nie masz aparatu!— Ja nie mam aparatu! — zawołał Kryspin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl