RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie rezygnuję jednak.W tej chwili trwają dłuższe doświadczenia.Pomyślałem, że ta zara­za jest związana z długotrwałą dżdżystą pogodą w ostatnich tygodniach.Trochę potrwa, zanim uzyskam wyniki.- Warto coś na to zrzucać? - zapytał Ed.- Moglibyśmy rozpryskać siarkę, chociaż uważam, że siar­ka nic nie daje w poważnych wypadkach.- Coś innego?- Cóż, istnieje środek o nazwie bayleton.Nie ma on jednak certyfikatu w Stanach Zjednoczonych i musielibyśmy uzy­skać specjalną zgodę na jego użycie.To samo dotyczy angiel­skiego środka z ICI, vigilu.- Czy rozpylenie tego na polach coś nam da, zakładając, że uzyskamy na to zgodę?- Nie wiem.Dopóki nie będziemy dokładnie wiedzieli, z czym walczymy, możemy tylko zgadywać.Kerry zabrał już próbki do Wichita, jednak cholera wie, ile czasu minie, zanim uzyskamy wyniki.- Nie wierzę, że to jest pleśń - wtrącił się Willard.- Gdy mamy do czynienia z pleśnią, zboże nabiera szarozielonego koloru, a wszystkie objawy występują, zanim jeszcze wy­kształci się ziarno.Pleśń atakuje liście, w związku z czym nie ma szans na prawidłowy przebieg fotosyntezy.Poza tym nie mieliśmy w South Burlington do czynienia z poważniejszym występowaniem pleśni od piętnastu czy szesnastu lat.Niespodziewanie Dyson Kane zawołał zza sterów:- Jeezu! Patrzcie na to!Nie czekając na instrukcje, skręcił znad drogi i skierował helikopter nad te obszary zasiewu, które Ed, Willard i Jack oglądali poprzedniego wieczoru.Ed dojrzał ślady kół, które jeep zostawił w dojrzałej pszenicy.Nie okrążały już zarażone­go obszaru, biegły dokładnie jego środkiem.Nagle helikopter znalazł się ponad wielką brunatną plamą zgniłego zboża.Zni­szczone kłosy smętnie zwisały na brunatnych łodygach, koły­sząc się bezsilnie w porannym wietrze.- Cholera, to się rozszerzyło - wyszeptał Jack.- O co naj­mniej pięćdziesiąt do sześćdziesięciu akrów.A może jeszcze bardziej.Dyson obniżył helikopter.Lecieli teraz z prędkością nąjwyżej sześćdziesięciu, siedemdziesięciu węzłów, kilkanaście stóp nad polem, tak że kiedy Ed wyglądał przez pleksiglasowe okienko, widział jedynie morze zgniłego, brunatnego zboża.Otworzył je i w jednej chwili helikopter wypełnił kwaśny smród zepsutej pszenicy.- Ta zaraza doskonale wie, jak pożerać kolejne akry, nie ma co do tego wątpliwości - stwierdził Willard.- Wyżej! Poderwij wyżej maszynę! - zawołał Ed do Dyso-na.- Chcę wiedzieć, jak daleko to się rozszerzyło!Helikopter wzbił się ku jasnemu niebu.Ed założył ciemne okulary i rozejrzał się uważnie na wszystkie strony.Ciemna zaraza dotarła już do brzegu Mystic.Nieregularny kształt plamy przypominał z grubsza kontury stanu Idaho.Ocena Jacka była zbyt ostrożna.Z pewnością zaraza rozprzestrzeni­ła się na obszarze o wiele przekraczającym sto akrów.Ed nie miał co do tego wątpliwości.- Cholera, wpadliśmy w poważne kłopoty, Ed - stwierdził Willard.- Trzeba to czymś posypać, i to naprawdę szybko.- Nie wiedząc, co to jest? - zapytał Ed.- Moglibyśmy narobić więcej zła niż sama zaraza.- Ale musimy coś przedsięwziąć, zanim zgnije nam osiem­dziesiąt pięć tysięcy akrów pszenicy - odparł Willard.- Leć na południe - polecił Ed pilotowi.- Zrobimy koło nad całą farmą i zobaczymy, czy tego świństwa nie ma gdzieś jeszcze.- Jak chcesz.Po chwili maszyna zostawiła za sobą zgniłe zboże i lecąc z hałasem nad Mystic River, skierowała się ku południowo--zachodniej części South Burlington.- Co Charlie Warburg powiedział wczoraj wieczorem? -zapytał Jack, wyciągając pasek miętowej gumy do żucia.- Nic konkretnego - odparł Ed.- Przyznał, że całe wypo­sażenie farmy, budynki, maszyny, jest ubezpieczone, jednak nie chciał tak z miejsca odpowiedzieć, jak do naszych ubezpie­czeń ma się zaraza nieznanego pochodzenia.- Ja też bym nie powiedział - stwierdził Willard złośliwie.- Całe nasze zbiory są, oczywiście, ubezpieczone w ra­mach obowiązkowego ubezpieczenia federalnego.Jeśli udowodnimy, że straty spowodowała siła wyższa, niezależna od nas, jak susza, silne wiatry, nie będziemy mieli żadnych kłopotów z wypłatą odszkodowania.Dotyczy ono jednak tylko kosztów, które poniosła farma.Nie ma w programie federal­nym żadnego ubezpieczenia od zysków, których nie osiągnie­my.Dyson spojrzał na niego.- Zdaje się, że twój pierwszy rok w South Burlington nie będzie zbyt szczęśliwy.Mnóstwo pracy i żadnych korzyści.Ed skinął głową.- Może być jeszcze gorzej.Jeśli nie powstrzymamy tej zarazy i nie dowiemy się dokładnie, co to jest, nie odważę się siać na tych polach w przyszłym roku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl