[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie tłoczyli się przy wejściu, lecz mimo równie smutnych okoliczności nie przypominali idących na rzeź łeb w łeb owiec, które tłoczą się i dyszą, ocierając się o siebie jak przez całe swe bezmyślne życie.Tu każdy reagował inaczej, jedni płakali, inni krzyczeli ze strachu lub wściekłości, jeszcze inni przeklinali, jakiś człowiek zaczął straszliwie wygrażać nie wiadomo komu, Jeśli was kiedyś dopadnę, chodziło mu zapewne o żołnierzy, wydrapię wam oczy.Pierwsi ślepcy dobrnęli do schodów i zatrzymali się na chwile, by dokładnie wyczuć wysokość i szerokość stopnia.Jednak fala napierających ludzi zwaliła ich z nóg.Na szczęście skończyło się na kilku siniakach.Uwaga sierżanta okazała się zbawienna.Cześć chorych znajdowała się już w głównym holu, lecz trudno było dwustu osobom naraz odszukać salę i łóżko tak sprawnie, jak to miało miejsce w przypadku pierwszych internowanych.Dla ślepych, bezradnych ludzi, którzy nagle znaleźli się w starym, niefunkcjonalnym budynku, prosta informacja spełniającego swą powinność sierżanta, że są trzy sale w prawym i trzy sale w lewym skrzydle, okazała się bezużyteczna.Drzwi były wąskie jak otwór butelki, korytarze wiły się szalonym labiryntem, jakby dostosowując do stanu umysłu poprzednich lokatorów.Nie wiadomo, gdzie się zaczynały, gdzie kończyły, dlaczego biegły tak a nie inaczej.Pierwsza grupa nowych ślepców instynktownie podzieliła się na dwa rzędy i sunęła wzdłuż przeciwległych ścian, szukając drzwi do sal.Był to bez wątpienia najlepszy sposób, by się nie zgubić, pod warunkiem, że na drodze nie stoją jakieś meble.Należało tylko mieć nadzieję, że prędzej czy później, dzięki cierpliwości i staraniom, nowi mieszkańcy szpitala znajdą wreszcie swoje miejsce.Mogło to jednak nastąpić pod warunkiem, że rozwiąże się konflikt powstały między czołem kolumny a zarażonymi internowanymi, którzy uważali, że mają prawo wymagać, by przestrzegano ustalonego przez Ministerstwo Zdrowia regulaminu, który gwarantował widzącym oddzielne skrzydło w szpitalu.Mimo że prędzej czy później wszyscy tracili wzrok, to zgodnie z logiką nie można było uznać za ślepych tych, którzy jeszcze widzieli.Czuli się tak jak człowiek, który siedzi sobie spokojnie w domu, przekonany, że mimo niepokojących przykładów z życia jemu nic nie grozi, i nagle, jak w najgorszym śnie, dostrzega bandę łobuzów forsującą drzwi jego mieszkania.Najpierw zarażeni myśleli, że to kolejny, liczniejszy transport zarażonych, ale widok idących po omacku ludzi szybko wyprowadził ich z błędu.Nie macie prawa tu wchodzić, to nasze skrzydło, musicie iść w drugą stronę, zaczęli krzyczeć dwaj zarażeni broniący wejścia do swojego skrzydła.Ślepcy idący na czele chcieli zawrócić i poszukać innej sali, lecz napierająca fala napływających wciąż ludzi wpychała ich do środka.Zarażeni internowani próbowali rękami i nogami zablokować drzwi, podczas gdy z drugiej strony popychani i miażdżeni ślepcy starali się złamać ich opór.Hol nie był w stanie pomieścić dwustu osób, toteż tłum próbował wydostać się przez szerokie drzwi do ogrodu.Wkrótce jednak nie dało się ruszyć ani w przód, ani w tył, jakby ktoś wybudował niewidzialny mur.Ludzie w samym środku tłumu ściskani i tratowani, próbowali się bronić wszelkimi sposobami, byle tylko nie dać się udusić.Rozdawali kuksańce na prawo i lewo, z całych sił rozpychali się łokciami.Zewsząd rozlegały się krzyki, płacz ślepych dzieci, ślepe kobiety mdlały, a czekający na dworze ludzie próbowali wepchnąć się do środka ponaglani krzykiem żołnierzy nie rozumiejących, co się dzieje, dlaczego ci idioci ciągle stoją przed budynkiem.Wkrótce nastąpiła straszliwa chwila, gdy ludzie próbujący uciec przed tratującym ich tłumem, wybiegli na zewnątrz.Zaskoczeni żołnierze ujrzawszy wypadających na podwórze ślepców, którzy już dawno powinni byli wejść, pomyśleli o najgorszym, że chorzy chcą wrócić do bramy, a wiadomo, że groziło to kolejną rzezią.Na szczęście sierżant po raz kolejny stanął na wysokości zadania i aby uciszyć tłum, wystrzelił w powietrze, po czym krzyknął przez megafon, Spokój, wycofać się na schody, nie pchać się, nie przepychać, pomóżcie słabszym.Było to jednak niemożliwe, gdyż w tym czasie w środku trwała walka na śmierć i życie, ale po chwili w holu zrobiło się luźniej, gdyż większość ludzi weszła wreszcie do prawego skrzydła.Tam czekali na nich ślepcy, którzy nie musieli już obawiać się choroby i chętnie zaprowadzili ich do trzeciej, wolnej sali.Resztę ulokowano na wolnych łóżkach w drugiej sali.Tymczasem w głównym holu nadal toczyła się walka.Początkowo wydawało się, że zarażeni zdobywają przewagę, nie dlatego że byli silniejsi i widzieli, ale ponieważ część ślepców zorientowała się, iż w prawym skrzydle nikt nie zagradza im drzwi i ruszyli w tamtą stronę.Jakby powiedział sierżant wykładający podstawy strategii i taktyki, nastąpiło zerwanie bezpośredniego kontaktu z nieprzyjacielem.Jednak radość obrońców nie trwała długo [ Pobierz całość w formacie PDF ]