[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed sobą miał konsolę z pochyłym panelem orazkilka rozświetlonych ekranów.Regulował jakieś pokrętło, skupiając wzrok na największymoscyloskopie.Był zwrócony bokiem do Burtona.Anglik położył palec na ustach, a gestem drugiej dłoni polecił swoim kompanom zejść zfoteli.Następnie wyjął pistolet z kabury i pokazał pozostałym, że powinni uczynić to samo.Operator miał długie, lisio rude włosy, bladą skórę, a oko, którym był zwrócony wstronę Burtona, było pozbawione skórnych fałd.Gdyby nie był tak gruby, Anglik mógłby gonie rozpoznać.Jednak tuszy nie dało się tak szybko pozbyć.Burton powoli wszedł do pomieszczenia i ruszył w stronę mężczyzny.Pozostali rozeszlisię promieniście po sali, trzymając broń w pogotowiu.Kiedy byli w odległości około dwudziestu metrów, mężczyzna ich zauważył.Wstał zfotela, skrzywił się i ponownie usiadł.Błyskawicznie sięgnął do wnęki pod panelem iwyciągnął jakieś dziwnie wyglądające urządzenie.Miało kolbę niczym pistolet,trzydziestocentymetrową lufę o średnicy ponad siedmiu centymetrów, a na końcu kulęwielkości dużego jabłka.- Loga! - krzyknął Burton.Rzucił się naprzód.48Etyk znów wstał.- Stać! Bo będę strzelał!Nie zatrzymali się.Etyk spojrzał wzdłuż lufy przez przezroczystą kulę i wtedywystrzelił z niej cienki szkarłatny promień.Dym uniósł się z płytkiego łuku wypalonego nametalowej podłodze przed zbliżającą się grupą.Stanęli.Coś, co potrafiło stopić taki metal, musiało robić wrażenie.- Mogę przeciąć was wszystkich na pół jednym pociągnięciem - ostrzegł Loga.- Niechcę tego robić.Mam już dość przemocy, zbyt wiele jej doświadczyłem.Ale zabiję was,jeżeli będę musiał.A teraz.wszyscy jednocześnie się odwróćcie i odrzućcie broń jaknajdalej w stronę drzwi.- Celuje w ciebie dziewięć pistoletów - rzekł Burton.- Możesz załatwić jedno lub dwojez nas, ale i tak zostaniesz rozniesiony na strzępy.Etyk uśmiechnął się ponuro.- Wygląda to na sytuację bez wyjścia.- Na chwilę zamilkł.- Ale tak nie jest, uwierzciemi!- %7łebyś wiedział! - krzyknęła Croomes.- Szatanie, diabelski pomiocie!Jej pistolet huknął.Szkarłatny promień wystrzelił z broni Logi w tym samymmomencie, w którym wypaliło pozostałych osiem pistoletów.Loga upadł do tyłu.Burton ruszył biegiem, wskoczył na obrotowy dysk, dopadł doprzymocowanej platformy i wycelował rewolwer w leżącego Etyka.Pozostali zgromadzili sięwokół niego.Podczas gdy Turpin i Tai-Peng podnosili z podłogi krwawiącego i bladego jak ścianamężczyznę, Anglik zabrał broń zakończoną kulą.Logę brutalnie posadzono na jego fotelu.Etyk trzymał się za obficie krwawiącą ranę na prawym bicepsie.- Trafił Croomes! - zawołała Alicja, wskazując zmasakrowane ciało.Burton zerknął na nie, po czym szybko się odwrócił.Loga rozejrzał się, jak gdyby nie wierząc w to, co się stało.- W prawej górnej szufladzie konsoli znajdują się trzy pudełka - powiedział.-Przynieście mi je, a za kilka minut poczuję się lepiej.- To nie jest jakaś sztuczka? - spytał Burton.- Nie! Przysięgam! Mam już dosyć sztuczek i zabijania! Nie mam zamiaru waskrzywdzić! Po prostu chciałem was rozbroić, żebyście nie stanowili zagrożenia.Jesteście tacyagresywni!- I kto to mówi - odparł Anglik.- Nie zrobiłem tego dla przyjemności!- My także nie - rzekł Burton, ale nie był pewien, czy nie mija się z prawdą.Przynieśli trzy srebrne pudełka wysadzane szmaragdami.Burton ostrożnie otworzyłkażde z nich i zbadał ich zawartość.Każde mieściło w sobie buteleczkę.W dwóch znajdowałsię płyn, a w trzeciej jakaś różowa substancja.- Skąd mam wiedzieć, że nie wyleci z nich jakiś gaz? - spytał Burton.- Albo że nie sąwypełnione trucizną?- Nie sądzę - rzekł Nur.- On nie chce teraz umrzeć.- Właśnie - zgodził się Loga.- Wkrótce może się wydarzyć coś strasznego i tylko jawiem, jak to powstrzymać.Mogę potrzebować waszej pomocy.- Mogłeś ją otrzymać już dawno temu - odparł Burton.- Gdybyś tylko od razu wyznałnam prawdę.- Miałem powody, aby tego nie robić.Bardzo ważne powody.A potem sprawywymknęły się spod kontroli.Zcisnął jedną z buteleczek, a wtedy na dłoń wyskoczyło mu trochę bezbarwnego płynu.Natarł nim ranę na ręku, krzywiąc się z bólu, po czym napił się z drugiej buteleczki.Potemnałożył różową maz z trzeciego naczynia na lewą dłoń i przycisnął ją do rany.- Pierwsza substancja oczyściła ranę - wyjaśnił.- Druga usunęła skutki szoku i dodałami siły.Trzecia szybko wygoi ranę.W ciągu trzech dni.- Gdzie cię postrzeliliśmy za pierwszym razem? - spytał Burton.- Jedyną poważniejszą ranę miałem na lewym udzie.Po chwili jego oblicze odzyskało normalny kolor.Poprosił o wodę i Frigate mu jąprzyniósł.Burton zapalił papierosa.Pytania tłoczyły mu się w głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]