[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostrożnie podszedł do parawanu.Za odsłoniętym jednym skrzydłem widać było jaskrawo oświetlony, pusty fotel.- Skoro nie możesz otworzyć kasy, nic tu po nas - odezwał się ten odwrócony tyłem.- Nie wolno ryzykować !- Wąsik zna się na takich zabawkach - mruknął drugi.- Licho wie, gdzie on teraz jest?- Odszukasz Wąsika i razem z nim przyjdziesz w poniedziałek do Orbisu.Będę czekał o szóstej wieczorem, rozumiesz? - z naciskiem rzekł pierwszy.- A teraz zmykajmy! Uważaj, żeby wszystko pozostawić tak, jak było!Marek nie miał czasu na ucieczkę.Odruchowo skrył się za szeroko otwartym skrzydłem drzwi.Przywarł do ściany wstrzymując oddech.Mężczyźni cicho wyszli z pracowni.Jeden z nich wprawnie majstrował przy zamku frontowych drzwi.Po chwili wilgotne powietrze powiało w hallu.Lekko trzasnęły drzwi i światło zgasło samoczynnie.Marek pozostał sam.Drżącą dłonią otarł czoło z potu.Po omacku wbiegł po schodach na górę.- No i co, no i co? - szepnął wystraszony Andrzej, gdy Marek wszedł do pokoju.- Byli tam! Dwóch, ale już poszli.Obydwaj nosili w klapach żetony z błyskawicą - odparł Marek jeszcze drżącym z wrażenia głosem.- Daj mi trochę wody.Andrzej podał mu karafkę ze stołu.Marek napił się, a potem wilgotną dłonią powiódł po czole zroszonym zimnym potem.Przez kilkanaście minut chłopcy siedzieli cicho.Pilnie wsłuchiwali się w odgłosy płynące spoza domu.Burza tymczasem z wolna mijała, grzmoty już tylko głucho rozbrzmiewały w dali.Niebawem deszcz przestał padać, na niebo wypłynął księżyc w pełni.Srebrzysta poświata wpełzła do pokoju i rozjaśniła nocny mrok.Marek onieśmielony ciekawie zerkał na robota.Nieruchomy jak posąg, milczący sztuczny człowiek sprawiał na nim niesamowite wrażenie.Toteż nie mógł usiedzieć spokojnie i wkrótce odezwał się do Andrzeja:- Chyba możemy już zapalić światło.Oni dzisiaj nie wrócą.Umówili się dopiero na poniedziałek.Będą o szóstej w Orbisie.- Czy jesteś tego pewny?- Tak, przecież podsłuchałem rozmowę.Nie umieli otworzyć kasy twego ojca.Chcą poszukać jakiegoś.Wąsika.- I z nim mają spotkać się w poniedziałek?- Tak, w Orbisie o szóstej.- A więc do tego czasu nic nam od nich nie grozi - z ulgą w głosie powiedział Andrzej.Po omacku podszedł do nocnego stoliczka.Zapalił lampę.Marek wlepił pełen niedowierzania wzrok w nieruchomego robota stojącego przy ścianie w pobliżu drzwi.Syntetyczny człowiek stanowił wierną kopię profesora Rawy, swego twórcy.Z lekko zwróconą ku drzwiom głową zdawał się nasłuchiwać jakichś odgłosów z korytarza.Obydwaj chłopcy w napięciu przyglądali się robotowi.W końcu Marek pierwszy odezwał się półgłosem:- Jak łudząco jest on podobny do twego ojca! Wciąż mam wrażenie, że zaraz poruszy się i przemówi do nas.Czy naprawdę jesteś pewny, że to tylko sztuczny sobowtór.?- Nie bój się, Marek! To naprawdę robot.Ojciec budował go przez kilka lat, wciąż ulepszał, wyposażał w nowe umiejętności.Często obserwowałem go przy tej niezwykłej pracy.- Patrz, on wygląda, jakby czegoś nasłuchiwał.- szeptem powiedział Marek.- To.niesamowite!- Skoro musiałem ujawnić ci istnienie tego niezwykłego sobowtóra, mogę teraz przyznać się, że w jego obecności, mimo wszystko, zawsze odczuwam jakieś dziwne onieśmielenie - rzekł Andrzej.- Czasem nawet strach mnie ogarnia.On we wszystkim naśladuje mego ojca.Ten sam wygląd, budowa, postawa, głos i nawet zachowanie się.Gdybyś mógł ujrzeć ich obydwóch jednocześnie, zrozumiałbyś mój lęk.- Trudno ci się dziwić.Mnie również on przeraża - szczerze powiedział Marek.- Wolałbym, żeby się poruszał, coś robił.Może wtedy nie byłby tak podobny do żywego człowieka.- Jeśli chcesz, to mogę go uruchomić - zaproponował Andrzej.- Jednak w ruchu jeszcze bardziej przypomina ojca.- Nie, nie! - pospiesznie zaoponował Marek.- Już lepiej niech będzie tak jak jest teraz! Daj mi tylko trochę czasu, to się oswoję z jego widokiem i przyzwyczaję.- Dobrze, dobrze, może naprawdę tak jest lepiej - rzekł Andrzej.Przez jakiś czas obydwaj przyglądali się sobowtórowi.Potem Marek usiadł na Andrzeja łóżku, które stało najdalej od drzwi.Trochę już ośmielony brakiem reakcji ze strony robota, odezwał, się:- Andrzej, czy ktoś obcy już widział tego sobowtóra?- Nigdy - zaprzeczył przyjaciel.- W każdym bądź razie nikt poza nami dwoma i moim ojcem nie wie o jego istnieniu.- Do czego on jest potrzebny twemu ojcu?- Tatuś wypróbowuje na nim swoje wynalazki z dziedziny automatyki i sterowania.- Rozumiem, ale dlaczego nadał mu ludzkie kształty i to niezwykłe podobieństwo do siebie? Czy to było , konieczne dla dokonywania prób?- Nie, przecież sam nieraz pytałem go o to samo.- Więc dlaczego to zrobił? - nalegał Marek.- Nigdy nie odpowiedział mi jasno na moje pytania.Domyślam się jednak, że widok Roba sprawia mu wielką przyjemność.Zapewne cieszy go, że potrafił zbudować tak pomysłową i precyzyjną maszynę.- Maszynę?! - zdumiał się Marek.- Tak, właśnie tak, maszynę, a raczej wiele różnych pomysłowych urządzeń i różnych aparatów w jednej maszynie.Rob może wykonywać rozmaite czynności.Ojciec twierdzi, że Rob jest już naprawdę bardzo inteligentny.- Czy możesz mi zdradzić, co on potrafi robić?- Przede wszystkim może zachowywać się jak żywy człowiek.Porusza swobodnie wszystkimi członkami.chodzi, siada, wstaje, mówi, śpiewa, łyka płyny, dokonuje zdjęć fotograficznych, spełnia rolę magnetofonu, a nawet nieraz pomaga ojcu w jego pracy doświadczalnej.- Aż trudno w to uwierzyć! - powiedział Marek i znów nieufnie zerknął w stronę genialnego robota.Po chwili zapytał - Andrzej, czy on jest silny?- Bardzo.Z łatwością podnosi ciężar wagi do dwustu kilogramów.- Mówiłeś o magnetofonie i fotografowaniu, czy to prawda?- Posiada słuch wielokroć czulszy od ludzkiego i pamięć, w której zapisuje słyszane rozmowy.Fotografuje wspaniale, nawet nie zauważysz, kiedy zrobi ci zdjęcie.Często sekretarzuje mojemu ojcu.- Naprawdę nie bujasz?!- Jak kocham mego ojca! - uroczyście zapewnił Andrzej.Marek nagle zerwał się z łóżka olśniony jakimś pomysłem.- Andrzej, czy robot mógłby chodzić po mieście i udawać pana profesora? - zawołał przyciszonym głosem.- Tatuś już robił takie próby i potem cieszył się bardzo, gdy wprowadzał wszystkich w błąd.Rob jest wspaniały!Marek podniecony pochylił się ku przyjacielowi i rzekł:- Ci podejrzani osobnicy chcą dobrać się do pancernej kasy twego ojca.Na pewno wiedzą, że wyjechał za granicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]