[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba brać byka za rogi.– Bądźcie tylko, chłopcy, ostrożni! – przestrzegła Sally.“Chłopcy” spojrzeli po sobie, uśmiechając się od ucha do ucha.Obaj przewyższali Sally co najmniej o głowę.El-Kurna, wioseczka widoczna z miejsca ich obozowiska, leżała na jednym z południowych stoków Płaskowyżu Libijskiego.Kilkanaście chałupek rozrzuconych na łagodnym wzniesieniu.Ścieżką wśród pól szybko do nich doszli.Spędzili tam sporo czasu, ale nie odkryli niczego.Wynajęli jedynie osiołki i ich poganiaczy na wyprawę z Bieńkowskim do Miasta Umarłych.Zamierzali tam dotrzeć jak najszybciej i przeznaczyć na obejrzenie Miasta Umarłych nie więcej niż jeden dzień.Musieli więc liczyć się z szybkim, forsownym marszem.Po raz pierwszy mieli też nie tylko wyruszyć w góry, ale i zagłębić się w pustynię.Były to okoliczności, które nie skłaniały do zabrania ze sobą chłopca w wieku Patryka.Co do tego “wujkowie”, a nawet pobłażliwa zwykle dla Patryka Sally, wyjątkowo się zgadzali.Ale że nie wzięli go nawet na ów krótki wypad do tego, jak mówił Nowicki, “kurnika”, postanowili złagodzić rozgoryczenie, powierzając mu nadzór nad obozowiskiem i arabską służbą na czas swej nieobecności.Oczywiście przydali Patrykowi do pomocy i towarzystwa, jak mówili, niezawodnego Dinga.Obiecali też solennie już wkrótce łatwiejszą i bezpieczniejszą wycieczkę.Tak więc o świcie następnego dnia na przystani spotkali się z Bieńkowskim oboje Wilmowscy i Nowicki.Wyruszyli kamienistym wąwozem w kierunku doliny Deir el-Bahari[113].Z obu stron wznosiły się rude, brązowawe i liliowe urwiska, z rzadka poprzecinane żółtawym pasmem piasków.– Przypomina mi to Tatry wczesną wiosną albo późną jesienią – powiedział Nowicki.– Tylko tamte turnie miały inny kolor, były szare, granatowe, czarne, gdzieniegdzie pokryte śniegiem, tak jak te żółtym piaskiem.Byłem dzieckiem, kiedy wywieźli mnie w górzyska i odtąd już ich nie lubię.Ponury dość nastrój harmonizujący z wyglądem przyrody pogłębiały jeszcze chłód i szarość cienia, wypełniająca cały, wąski wąwóz, którego dolne partie nigdy nie widziały słońca.Droga prowadziła prosto, potem z lekka wznosiła się.Za jednym z ostrych zakrętów strome zbocze prowadziło do Deir el-Medina[114].Miejscami trzeba było schodzić z osiołków, by je bezpiecznie przeprowadzić.Zakładano im wtedy na oczy specjalne zasłony, by przestraszone zwierzęta nie stoczyły się w przepaść.– W czasach faraonów była to być może osada pracujących przy wykuwaniu i ozdabianiu grobowców rzemieślników i robotników[115].Później osiedli tu mnisi koptyjscy, stąd nazwa kotlinki – objaśniał Bieńkowski.Z Deir el-Medina łagodne przejście prowadziło do Deir el-Bahari.– Tu właśnie mieści się kryjówka, w której złożono mumie faraonów Nowego Państwa, wskazana władzom przez Rasula dokładnie 30 lat temu.Jeszcze kilometr i ujrzymy świątynię Hatszepsut[116] – mówił dalej.Wyszli niemal wprost na nią.– To fascynujące! – zawołała Sally.– Niczego piękniejszego nie ujrzycie chyba w Egipcie – bardzo cicho powiedział Bieńkowski.– Zerwano tu z kanonami sztuki wymyślonej przez ludzi, by naśladować przyrodę.Rzeczywiście, świątynia tuliła się do ogromnej, wznoszącej się nad nią na ponad sto metrów skały.– Skalna ściana robi wrażenie dobudowanej do świątyni – z podziwem powiedział Tomek.Stali długo, wpatrzeni w trzyschodkowe, poziome tarasy wspaniałej budowli.Każdy z nich zakończony był krużgankiem wspartym na kolumnadzie.– Nie wszystko jeszcze odkopano.Prace tutaj trwać będą wiele, wiele lat – opowiadał Bieńkowski.– Niegdyś tarasy były zielone, utworzono bowiem z nich kolorowe, kwietne ogrody, rosły bujnie drzewa.Możliwe, że między innymi dlatego nazywano świątynię “najwspanialszą z najwspanialszych”.– Ileż to wszystko musiało kosztować – westchnęła Sally.– Nawet bez zieleni świątynia wygląda imponująco – przyznał Nowicki.– Niczym potężny okręt z równie potężnym żaglem.– Tobie wciąż tylko morze w głowie – pokiwał głową Tomek.– Przecież to dobre porównanie – Sally wzięła w obronę kapitana.– Chociaż świątynia bardziej harmonizuje z przyrodą niż okręt, który na morzu wygląda jak intruz.Nowicki nic nie powiedział, ale znać było po jego minie, że z oceną Sally wcale się nie zgadza.Wkrótce zatrzymali się na nocleg.Następnego dnia znowu wsiedli na osiołki i wyruszyli w stronę Doliny Królów.Jechali najpierw wzdłuż Nilu, by skręcić na północny zachód, na drogę omijającą dżebel[117] z Deir el-Bahari [ Pobierz całość w formacie PDF ]