[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Patrzcie - zwrócił się do najbliższychoddziałów - jak to, co mówią jeńcy, zgadza się z doniesieniamizbiegów.Nie ma króla, są tylko słabe siły, które nie mogły się oprzećgarstce jezdzców! A więc śpieszcie po łup, po sławę, żebyśmy już jaknajprędzej mogli myśleć o waszych nagrodach i zapłacie." To, czegodokonali jezdzcy, było rzeczywiście wielkie, zwłaszcza jeśli porównaćich znikomą liczbę z ćmą Numidów, lecz rozpowiadali o tym ze 76znaczną przesadą - któż bowiem nie lubi się przechwalać? Pokazywaliprzy tym rozmaitą zdobycz, jeńców, konie, aby wszystkim sięzdawało, że każda zwłoka tylko opóznia zwycięstwo.Tak więc zapałżołnierzy szedł w parze z nadziejami Kuriona.Każe on jezdzcomjechać za sobą i przyśpiesza marsz, aby napaść na nieprzyjaciela,zanim ów ochłonie z przestrachu.Znużeni trudami całonocnymijezdzcy nie mogli nadążyć, coraz któryś zostawał w tyle, ale i to nieosłabiło nadziei Kuriona.Na wieść o napadzie nocnym Juba posłał Saburze dwa tysiącejezdzców hiszpańskich i galickich, których zawsze miał przy sobiejako straż przyboczną, oraz te oddziały piechoty, którym najwięcejufał; sam na czele reszty wojsk i sześćdziesięciu słoni powolinastępował.Saburra domyślał się, że za konnicą i Kurion się wkrótceukaże, wyprowadził swoją jazdę i piechotę i nakazał, by udająctrwogę, z wolna się cofali: gdy zajdzie potrzeba, da znak do bitwy idalsze rozkazy, stosownie do okoliczności.Nadzieje Kurionapotwierdzał teraz fakt, że nieprzyjaciel ucieka.Natychmiast zszedł zcałym wojskiem na równinę.Po dwunastu tysiącach kroków zatrzymał się, aby dać wytchnieniezmęczonym żołnierzom.Wtedy Saburra daje umówiony znak, ustawiaszyki, obchodzi poszczególne oddziały rzucając im słowa zachęty.Lecz piechoty używa tylko z daleka i jakby dla pozoru, a wypuszczakonnicę.I Kurion nie zaniedbuje sprawy, zwraca się do żołnierzy, bycałą nadzieję pokładali w męstwie.Nie brakło go ani piechocie, mimoże była zmęczona, ani konnicy, choć tak nielicznej i wyczerpanej:było zaledwie dwustu jezdzców, reszta została po drodze.Za każdymnatarciem zmuszali wroga do odwrotu, lecz nie mogli ani go zbytdaleko gonić, ani zbyt popędzać koni.Tymczasem jazdanieprzyjacielska zaczyna oskrzydlać nasze szeregi i tratowaćodwróconych żołnierzy.Ilekroć te lub owe kohorty wybiegały zszyku, Numidowie bez szkody dla siebie szybko im umykali, po czymnagłym zwrotem otaczali je i odcinali od głównych sił.Było więc taksamo niebezpiecznie stać w miejscu i trzymać się szeregów, jakwybiegać na los szczęścia.A siły wrogów coraz się wzmagałynadsyłanymi od króla posiłkami, nasi zaś słaniali się z wyczerpania,ranni ani nie mogli wyjść z szeregów, ani ich nie można byłoprzenieść w bezpieczne miejsce, ponieważ byliśmy otoczeni przezkonnicę nieprzyjacielską.Zapanowała rozpacz i jak zwykle w 77ostatniej chwili życia jedni własną śmierć opłakiwali, drudzy polecaliswoją rodzinę tym, których los ocali.Pełno było strachu i lamentu.W powszechnej trwodze, gdy nikt nie słuchał jego grózb i próśb,Kurion miał już tylko jedną nadzieję i kazał ruszyć ławą na pobliskiewzgórze, zająć je i tam się uszykować.Lecz uprzedziła ich konnicaSaburry.To doprowadziło naszych do ostatecznej rozpaczy: jedniuciekali i ginęli od ciosów konnicy, drudzy padali na ziemię, choć sięim nic nie stało.Gnejusz Domicjusz, dowodzący konnicą, z kilkomajezdzcami obstępuje Kuriona i zaklina go, by się ratował ucieczką doobozu, i obiecuje, że go nie opuści.Lecz Kurion oświadcza, że nigdyby się nie pokazał Cezarowi, gdyby stracił wojsko, które mu Cezarpowierzył, i walcząc pada.Tylko garść jezdzców uszła z bitwy, cinatomiast, co znalezli się na tyłach, aby dać koniom wypocząć, nawidok uciekającego wojska wrócili cało do obozu.Piechota zostaław pień wycięta.Gdy przyniesiono te nowiny, kwestor Marcjusz Rufus, którego Kurionzostawił w obozie, próbuje dodać odwagi żołnierzom, ale oni błagają izaklinają go, by ich odwiózł na Sycylię.Przystaje i rozkazujekapitanom okrętów, by pod wieczór przysłali na wybrzeże wszystkieswoje łodzie.Lecz jedni mówili, że nadchodzą wojska króla Juby,inni, że Warus idzie z legionami, i jużnawet widzieli kurzawę na drodze, chociaż nic takiego nie zaszło,jeszcze inni bali się, że zaraz nadleci flota nieprzyjacielska, i taki padłstrach, że każdy myślał tylko o własnym ocaleniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]