RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alić pan Boniwet, nie przeraziwszy się, bierąc płaszcz w iedną rękę, azasię szpadę w drugą, rzekł:  Y gdzież są owe dzielne braty, które by mi chciały uczynićkrzywdę abo nagnać strachu? Kiedy mnie uzrzą, nie będą śmieli ani się spozrzeć na koniecmoiey szpady. Za czym otwieraiąc drzwi y wychodząc, gdy chciał prosto iść napadać ku tymschodom, nalazł one niewiasty pobrzękuiące, które się przelękły y zaczęły krzyczeć, y wy-znały wszytko.Pan Boniwet widząc, że to ieno tyle, puścił ie y wysłał do dyaska, wrócił dokownaty, zamknął drzwi za sobą y podszedł ku oney paniey, która zaczęła się śmiać a ściskaćgo y wyznawać mu, iż to była igra przez nią przygotowiona, y upewniać, iż gdyby był okazałtchórza y nie obiawił w tym swego męstwa, iakie wieść o nim głosiła, nigdy nie byłaby gowpuściła do swego łoża.Przedsię iż okazał się tak wspaniałym a przezpiecznym, obłapiła goy ułożyła przy sobie; owo nie trzeba pytać, co całą noc czynili; bowiem była to iedna z cud-nieyszych białych głów w Milanie y którą pozyskać przyszło mu barzo uciążliwie.Znałem iednego dzielnego szlachcica, który gdy raz spał u iedney wdzięczney paniey rzy-miańskiey w czas nieobecności iey męża, ta zgotowiła mu podobny przestrach, kazawszypewney ze swoich niewiast wpaść z przestrzeżeniem, iż mąż powrócił z podróży.Pani, iakobyzadziwiona, prosiła szlachcica, aby ukrył się w alkowie abo też będzie zgubiona. Nie, nie -rzecze ów szlachcic - za żaden skarb świata nie uczynię tego; wszelako ieśli przydzie,uśmiercę go. Za czym gdy ów poskoczył ku szpadzie, owa biała głowa poczęła się śmiać ywyznała, iż uczyniła to z rozmysłu, aby go podać na próbę, co by uczynił, gdyby iey mążczynił iey co złego, y czyby iey dobrze bronił.Znałem iedną barzo cudną panią, która porzuciła hnet służkę, którego miała, iż nie okazałsię mężnym; y wzięła inego, niepodobnego temu, którego barzo się lękano y strachano nie-zmiernie iego szpady, iako iż był podczas iednym z naytęgszych szyrmierzy.Słyszałem od starych dworzan opowieść o iedney paniey, która była na dworze, miłośnicynieboszczyka pana Delorsza, godnego człeka y w swoich młodych leciech iednego z nay-dzielnieyszych y naysławnieyszych kapitanów pieszego woyska owego czasu.Ona, słyszaw-szy tyle o iego dzielności, iednego dnia, gdy król Franciszek Pirwszy wydawał walkę lwówwe swoim dziedzińcu, chciała uczynić próbę, czy był takim, iak to iey powiedano; ku czemuupuściła swoią rękawiczkę w ogrodzenie lwów będących w naywiętszey furyey; za czym pro-siła pana Delorsza, aby poszedł ią podiąć, ieśli ią miłuie tak, iako powiedał.On, nie wahaiąc154 się, wziął płaszcz w iedną rękę, a szpadę w drugą y poszedł mężnie miedzy lwy podiąć ręka-wiczkę.W czym fortuna była mu przyiazna, bowiem, okazuiąc ciągle wesołą twarz y kieruiącz wielgą pewnością koniec szpady ku lwom, sprawił, iż nie śmiały go zaczypić.Tak podiąw-szy rękawiczkę, powrócił przed swoią damę y oddał iey sprzęt; w czym ona i wszytcy patrzą-cy przychwalali mu barzo sielnie.Przedsię powiedaią, iż poniechał iey od wielgiey urazy panDelorsz, iż chciała sobie czynić w ten sposób rozrywkę i z niego y z iego męstwa.Powiedaiąieszcze, iż z wielgiey wzgardy cisnął iey rękawiczkę w gębę; bowiem wolałby radniey, iżbymu była rozkazała sto razy iść natrzeć na batalion pieszego rycerstwa, w czym był barzo do-świadczony, niżeli walczyć ze zwirzętami, które to potykanie nie ma w sobie niiakiey chłuby.Wierę, takie doświadczania nie są ani piękne, ani obyczayne y osoby bawiące się niemi barzosą godne przygany.Tyleż warta iest sztuka, co ią pani iedna spłatała swoiemu miłośnikowi; ten gdy iey przed-stawiał swoie służby y upewniał ią, iż nie ma rzeczy, by z nawiętszym azardem, którey by nieuczynił, ona, chcąc go uiąć za słowo, rzecze: ,,Ieśli mnie tyle miłuiecie y iesteście tak odważ-ni, iako to powiedacie, ugodzcież się sztyletem waszym w ramię dla moiey miłości. Tamten,który umirał z miłości dla niey, dobył go wraz z pochew, chcąc się ugodzić; wżdy ia muprzytrzymałem ramię y odiąłem sztylet, przedkładaiąc mu, iż byłoby to wielgie szaleństwotak uczynić y takim sposobem czynić próbę swoiey miłości a swoiego męstwa.Nie nazwęoney białey głowy, przedsię ów szlachcic był to nieboszczyk pan Klaromont Talar starszy,który zginął w bitwie pod Monkonturem, ieden z mężnych a walecznych rycerzów Francyey,iako skazał to swoią śmierzcią, dowodząc kompanią konnych: miłowałem go y szacowałemwieldze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl