[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba wiem.ROZDZIAŁ 18Vannie szybko sprzątnęła naczynia i rozłożyła szachownicę.– Najmniejsze figury z przodu.To piony – wyjaśniła, jakby tego nie wiedział.– Wykonaj ruch jednym z nich, żebym mogła roznieść cię w pył.Will skoncentrował się na grze.Jej wyzwanie obudziło w nim ogromnego ducha współzawodnictwa i był gotów zrobić wszystko, by wygrać.Zapomniał nawet o piersiach ciotki.Rozegrali najlepszą jak dotąd partię.Była niezwykle wyrównana – wiedział, że zaskoczyło to Vannie – ale wreszcie ruchem, który powinien przewidzieć, zbiła mu wieżę tracąc tylko skoczka.Odchyliła się, wyraźnie z siebie zadowolona.– Mam wrażenie, że zbliża się twój koniec, mój drogi.– Kurwa! – wykrzyknął Will i w porywie wściekłości trzepnął pięścią w szachownicę.Figury rozprysły się na wszystkie strony.– Typowy przegrany.Typowy facet – mruknęła.– Wyobraź sobie, co czują twoi przeciwnicy na boisku.Oboje wybuchnęli śmiechem.I wspólnie zaczęli zbierać figury.Królowa była pod nocnym stolikiem, skoczek w jakiś sposób wylądował na biurku, czarny król zaś na imitacji orientalnego dywanu.Będąc na klęczkach, oboje jednocześnie sięgnęli po figurę króla.Łokieć Willa przesunął się po śliskiej tkaninie sukienki Vannie.Wyczuł przez nią ciepło jej ciała.Nie cofnęła się.On także.Każdy dźwięk i ruch uległ jakby zwielokrotnieniu.Po jego plecach przebiegł dreszcz.Chce mnie, miałem rację, wiedziałem, myślał podniecony.Vannie długo patrzyła mu prosto w oczy.Wreszcie.W pokoju zapanowała idealna cisza.Był świadom przyspieszonego bicia serca i obawiał się, że ona je usłyszy.Chciał wyczuć, jak bije jej serce.Nie odzywając się ani słowem Vannie delikatnie pogładziła palcami jego policzek.Jej dłoń wędrowała zwolna po szyi, aż na pierś chłopca.Westchnął, czując coraz większą przyjemność.Pochyliła się i pocałowała go, po czym delikatnie przygryzła zębami jego wargę.Objęła go i mocno się przytuliła.Jej język wśliznął mu się do ust.Czuł, jaki jest giętki i sprężysty.– Słodki chłopczyk – szepnęła.– Jesteś inny niż wszyscy.Jesteś naprawdę wyjątkowy, Will.Chłopak wreszcie odważył się wyciągnąć rękę, z początku ostrożnie, jakby nie dowierzając cudowi, który miał tu miejsce.Stopniowo coraz pewniej, agresywniej, dotykał jej zadziwiająco sprawnego ciała, pleców, delikatnej twarzy, szyi i wreszcie tych wspaniałych piersi.Ona mnie chce.Nareszcie!– Nie tak szybko – uspokajała go.Mamy mnóstwo czasu, panie.– Wiem.Dużo o tym myślałem.Uśmiechnęła się, a jej oczy rozszerzyło podniecenie.– Doprawdy?Dłonie chłopca powędrowały na jej uda.Materiał sukienki szeleścił jak naelektryzowany.Przycisnęła go jeszcze mocniej do siebie.Nie wiedział, co nastąpi dalej.Co może się zdarzyć.Był wyższy o prawie dwadzieścia centymetrów i znacznie silniejszy, choć ona jak na kobietę wcale nie była słaba.Jej delikatne dłonie wędrowały po całym jego ciele, sięgając także pod spodnie piżamy.Sukienka opadła na podłogę.Ileż ta Vannie miała rąk? Gdzie nauczyła się tego wszystkiego?Will czuł płomienie na szyi i twarzy.Zdawały się palić gdzieś w środku.W uszach mu dzwoniło.Jego członek stał się ogromny i ocierając nim o jej nagie ciało chłopak aż jęczał z rozkoszy.Przez chwilę nie był pewien, co teraz powinien zrobić, ale szybko się zorientował.Tak jak sądziła, naprawdę był sprytny.Naga Vannie położyła się na łóżku rozchylając nogi.Jej policzki były purpurowe.Nie mógł się na nią napatrzeć i wiedział, że nigdy nie zapomni tego widoku.– Chodź – powiedziała, wyciągając rękę w jego stronę.– Teraz przekonasz się, jak dobrze nam będzie, Will.Pragnęła, żeby to się zdarzyło.Chciała go tak samo, jak on jej.Will patrzył na ciotkę.Wodził wzrokiem po jej wspaniałych, sterczących piersiach, kształtnych udach i trójkącie ciemnych włosów pośrodku.Był tak podniecony, że wprost nie wierzył, iż to wszystko przeżywa.Czuł się potężniejszy i silniejszy niż kiedykolwiek dotychczas.A co najważniejsze, wiedział już, co zrobić z Vannie.Po prostu wiedział.Podszepnęła mu to natura.– Nie spiesz się, Will – wyszeptała.– Wszystko po kolei, młody panie.– Nie martw się.Ja też chcę, by trwało jak najdłużej.Gdy wreszcie skończyli i leżeli wyczerpani obok siebie, delikatnie pogładziła go po blond włosach i powiedziała:– Jesteś taki piękny.Będziesz miał każdą, której tylko zapragniesz.– Uśmiechnęła się ciepło.– Nie można ci się oprzeć, Will.O tym już wiedział.Nie był tylko pewien, co to naprawdę oznacza.Żadna nie była mu się w stanie oprzeć.Czy to dobrze, czy też bardzo, bardzo źle?ROZDZIAŁ 19Allan „Skipper” Thomas okazał się być zwykłym facetem, ale Will zdawał sobie sprawę, że dla niego to najważniejszy człowiek, z jakim się dotąd zetknął.Thomas miał około czterdziestki i był menedżerem oraz trenerem Hammersmith Rangers.Podobno trenował równie ciężko jak jego gracze i obiecywał premię każdemu, kto przejdzie go w pojedynku jeden na jednego.Tyle tylko, że chyba nikt jeszcze na taką premię nie zasłużył.Thomas i Will siedzieli niczym prawdziwi dżentelmeni w salonie domu ciotek.Elaonor i Vannie taktownie wycofały się, zostawiając mężczyzn, by mogli porozmawiać o ukochanej piłce.– Obserwowałem jak grasz, Will – powiedział Thomas, przechodząc od razu do sedna sprawy.– Jestem zaszczycony słysząc to, proszę pana.Naprawdę.– Jak diabli.Każdy klub w Londynie wysyłał swoich ludzi, by mu się przyglądali.– Masz wrodzony talent – nie ma co do tego wątpliwości.Z czasem mógłbym zrobić z ciebie naprawdę dobrego gracza.Will, jak to miał w zwyczaju, poważnie obserwował gościa.– Już jestem dobrym graczem.Doskonale pan o tym wie, bo w przeciwnym razie nie przyjechałby pan tutaj.– Masz piętnaście lat.Nikt w tym wieku nie jest graczem.Co najwyżej ma na niego zadatki.– Ja jestem – rzekł twardo Will.– A przy tym wyróżniasz się skromnością – roześmiał się Thomas.– Nie, nie jestem skromny, proszę pana.To byłoby fałszywe.Wiem, że jestem dobrym strzelcem.Nie mam poczucia wspólnoty z drużyną.Jestem odludkiem, który potrafi strzelać bramki.Ulepiono mnie z tej samej gliny co Johana Cruyffa i Gerda Mülera.W swoim wieku nie mam równych sobie w całej Anglii.Jestem szybki jak najlepsi profesjonaliści i silniejszy od większości z nich.Tak piszą we wszystkich gazetach [ Pobierz całość w formacie PDF ]