[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hobbici myśleli o miłym blasku zachoduprzesianym przez wesołe okna odległego Bag End.Póznym popołudniem trafilina strumień spływający ze wzgórz i ginący w rozlewiskach moczarów; szli jegobrzegiem pod górę, póki trwał dzień.Ciemno już było, gdy wreszcie zatrzyma-li się i rozbili obóz nad strumieniem, pod skarlałą olchą.Na tle mrocznego niebamajaczyły im już nagie, bezdrzewne zbocza wzgórz.Tej nocy wystawili przy obo-zowisku wartę, a przewodnik chyba wcale się nie kładł.Księżyc wzeszedł dużyi we wcześniejszych godzinach nocnych zimna, siwa poświata zalewała krajobraz.Nazajutrz wyruszyli wkrótce po wschodzie słońca.Powietrze było mrozne,niebo blade, jasnobłękitne.Hobbici czuli się razni, jak po dobrze przespanej no-cy.Przywykli już do długich marszów po krótkich popasach o wiele krótszychw każdym razie, niż w Shire uznawano za niezbędne dla jakiego takiego pokrze-pienia sił.Pippin twierdził, że Frodo wygląda teraz na dwakroć tęższego hobbitaniż dawniej. A to dziwne odparł Frodo jeśli wziąć pod uwagę, że jest mnie dwarazy mniej.Spodziewam się, że kiedyś wreszcie przestanę chudnąć, bo inaczejwkrótce zamienię się w widmo. Nie mów takich rzeczy! żywo przerwał mu Obieżyświat z niespodzie-waną surowością.Wzgórza się przybliżyły.Tworzyły falisty grzebień, w wielu miejscachwznoszący się do tysiąca bez mała stóp, tu i ówdzie opadający w doliny lub prze-łęcze, które otwierały drogę do krajów położonych na wschód od górskiego łań-cucha.Hobbici dostrzegali ciągnące się wzdłuż grani szczątki porosłych zieleniąmurów i fos, a w dolinach sterczały jeszcze ruiny dawnych kamiennych budowli.Wieczorem dotarli do podnóży zachodnich stoków i tu zatrzymali się na nocleg.189Była to noc piątego pazdziernika, a od wyruszenia z Bree upłynęło sześć dni.Rankiem zobaczyli po raz pierwszy od wyjścia z Zalesia wyrazną drogę.Skrę-cili w prawo i posuwali się ku południowi.Droga biegła kręto, jakby umyślnieklucząc, żeby się skryć zarówno przed obserwacją ze szczytów, jak i z równiny,od zachodu.Zanurzała się w leśne parowy, wspinała się na strome skarpy, a je-śli biegła bardziej płaskim i otwartym terenem, osłaniały ją z obu stron ogromnegłazy i kamienne usypiska, za którymi podróżni byli ukryci jak za płotem. Ciekaw jestem, kto tę ścieżkę zbudował i w jakim celu? rzekł Merry,gdy maszerowali takim korytarzem pod murem ze szczególnie dużych i ciasnoskupionych głazów. nie bardzo mi się to podoba.Wygląda trochę jakby.jak-by kurhanowo.Czy na Wichrowym Czubie jest także kurhan? Nie.Ani na Wichrowym Czubie, ani na żadnym z tych wzgórz nie na kur-hanów odparł Obieżyświat. Ludzie z zachodu nigdy tu nie mieszkali, jak-kolwiek pod koniec swojej epoki bronili przez czas pewien tego łańcucha prze-ciw złym siłom ciągnącym z Angmaru.Ta ścieżka łączyła twierdze biegnąc podobronnym murem.Ale znacznie dawniej, w pierwszych dniach Północnego Kró-lestwa, zbudowano na Wichrowym Czubie ogromną wieżę strażniczą i nazwanoją Amon Sul.Pózniej strażnica spłonęła i rozsypała się w gruzy, tak że dziś zostałopo niej tylko koliste rumowisko, niby surowa korona na głowie starego wzgórza.Ale niegdyś była to smukła i piękna wieża.Pono z niej właśnie Elendil wypatry-wał nadejścia Gil-galada z zachodu w czasach Ostatniego Sojuszu.Hobbici uważnie popatrzyli na Obieżyświata.Okazało się, że zna historiędawnych lat nie gorzej niż ścieżki na pustkowiu. Kim był ten Gil-galad? spytał Merry.Niespodzianie ściszony głos zaczął szeptać:O królu elfów Gil-galadzieZpiewano smętną pieśń w gromadzie Ostatni to monarchów wzórW kraju od Morza aż do Gór.Miecz jego długi, lanca lekka,Hełm było widać już z daleka A w srebrnej tarczy lśniły wrazOdbite krocie złotych gwiazd.Dziś go już nie ma, choć był drzewiej Gdzie się ukrywa nikt z nas nie wie,Bo jego gwiazda pełna lśnieńW Mordoru spadła wieczny cień.Przyjaciele w zdumieniu odwrócili głowy, bo to był głos Sama.190 Mów dalej rzekł Merry. Tylko tyle umiem wyjąkał czerwieniąc się Sam. Nauczył mnie tegopan Bilbo, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem.Nieraz mi takie historie opo-wiadał, bo wiedział, że strasznie lubię słuchać o elfach.To pan Bilbo także na-uczył mnie czytać i pisać.Bardzo był uczony nasz kochany stary pan Bilbo.Pisałwiersze.Ten wiersz, który wam powiedziałem, także on ułożył. Nie wymyślił go sam oświadczył Strażnik. To część ballady podtytułem Koniec Gil-galada , w starożytnym języku.Bilbo widocznie ją przetłu-maczył.Nic o tym nie wiedziałem. Było więcej zwrotek dodał Sam a wszystkie o kraju Mordor.Ale nienauczyłem się ich na pamięć, bo mnie przejmowały dreszczem.Nie myślałem, żemnie też przypadnie tam wędrować. Do Mordoru! krzyknął Pippin. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Nie wymawiaj tak głośno tej nazwy! rzekł Obieżyświat.Słońce już stało wysoko, gdy wreszcie dotarli do południowego końca ścieżkii ujrzeli przed sobą w bladym, przezroczystym świetle pazdziernikowej pogodyszarozielony wał, który niby grobla prowadził na północny stok góry.Postanowiliwejść na szczyt natychmiast, za jasnego dnia.Dłużej kryć się nie było sposobu,zostawała im tylko nadzieja, że nie śledzi ich żaden wróg ani szpieg.Na wzgórzunic się nie poruszało.Jeśli nawet Gandalf był gdzieś w pobliżu, nie dawał znakużycia.Na zachodnim ramieniu Wichrowego Czuba znalezli zaciszną kotlinę, którejdno miało kształt miski wyścielonej trawą.Tu zostawili Sama i Pippina wraz z ku-cem i wszystkimi bagażami.Obieżyświat natomiast, Frodo i Merry poszli dalej kugórze.Po półgodzinnej wspinaczce przewodnik pierwszy stanął na szczycie, Fro-do i Merry podążali za nim zmęczeni i zdyszani.Ostatnia stromizna była uciążli-wa i skalista.Na szczycie tak jak Obieżyświat zapowiadał ujrzeli szeroki pierścieńkamieni, szczątki dawnych murów wieży, dziś rozsypane w gruz i porosłe już odwieków trawą.Ale pośrodku piętrzył się stos drobniejszych kamieni, sczerniałychod ognia.Wokół darń była wypalona do korzeni, a wszędzie wewnątrz pierścieniaruin osmalona i zwiędła, jak gdyby płomień omiótł cały szczyt.Nie dostrzegalijednak nigdzie śladu jakiejkolwiek żywej istoty.Kiedy stanęli na skraju pierście-nia ruin, roztoczył się przed nimi w dole rozległy widok na obszar przeważniepusty i monotonny, urozmaicony jedynie na południu plamą lasu, za którym tui ówdzie przebłyskiwała gdzieś daleko woda.U południowych podnóży gór wiłsię jak wstążka Stary Gościniec; wybiegał od zachodu, kręcił to pod górę, to w dółi niknął za ciemniejącym grzbietem na wschodzie.Gościniec był pusty.Kierującwzrok za jego biegiem na wschód, hobbici zobaczyli góry; ich bliższe podnóża191były brunatne i ciemne, dalej rysowały się wynioślejsze, szare sylwety, a zza nichwychylały się strzeliste, białe szczyty, błyskające wśród obłoków [ Pobierz całość w formacie PDF ]