[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O rany - powiedział Joe.- Wybyłeś na czterdzieści albo i pięćdziesiąt sekund.Nigdy przedtem nie piłeś księżycowy?Keith wciąż trzymał szklankę przy ustach i czuł pieczenie w gardle, w krtani, w żołądku.Wolno zogniskował wzrok na nie ogolonej twarzy Joego.Stopniowo zaczął czuć stołek, na którym siedział, stół, o który opierał się łokciami; poczuł, jak ciężar jego ciała znów rośnie, aż ważył tyle samo co przedtem i wcale nie był silniejszy.Przez półmrok rozświetlony zielononiebieskimi neonówkami spoglądał pustym wzrokiem na byłego kosmopilota.- Nie piłeś, prawda? - pytał Joe.Wydawało się, że upłynęła cała minuta, zanim uświadomił sobie o czym tamten mówi, a potem następna, zanim zdecydował, że powinien potrząsnąć głową, i jeszcze jedna, zanim zdołał to zrobić.Joe wyszczerzył zęby.- Tak, to śmieszny trunek.Im częściej go pijesz, tym krócej jesteś sztywny, ale tym dłuższy czas cię nie ma.Na przykład ja; piję to - jeśli tylko mam forsę - od lat, i zapadam tylko na pięć do dziesięciu sekund, ale nie ma mnie przez dwadzieścia trzy dni.Zabawne, że ty wtedy wróciłeś tak szybko.Jednak to się zdarza za pierwszym razem.Czasem kiedy facet próbuje tego po raz pierwszy, w ogóle nic się nie dzieje; po prostu traci przytomność.To ci się przydarzyło przy tamtej kolejce?Keith kiwnął głową.- A za drugim razem? Dotarłeś na Księżyc?Keith stwierdził, że wrócił mu głos.Powiedział:- Prawie.- Nieźle.I co ci się przytrafiło? Chociaż myślę, że to nie mój zakichany interes - rzekł Joe.Spojrzał bystro na Keitha i roześmiał się.- Zdaje się, że mam rację.Na początku zawsze wraca się zbyt szybko.Jak ja dobrze to pamiętam.Przechylił się przez stół.- Pozwól, że dam ci dobrą radę, kolego; nie pij już dziś więcej.Dasz sobie więcej niż jeden czy dwa na początek, i rozwali ci czachę.- Już nigdy nie mam zamiaru tego próbować, Joe - rzekł Keith.- Następnym razem może nie wrócisz tak szybko.- Właśnie dlatego nie chcę próbować.Czego chcę, to chcę, Joe - ale nie chcę w narkotycznym śnie.Joe wzruszył ramionami.- Niektórzy tak to czują.Sam taki byłem.No, to twój interes.A jeśli mowa o interesach, jeszcze nie powiedziałeś, co masz do mnie.Popijmy to whisky i wy - łuszczysz mi, o co chodzi.Joe odwrócił się i zawołał Speca, który przyniósł im dwie whisky.Kieliszki były napełnione po brzegi, ale Keith wypił swoją porcję jak wodę.Poczuł się znacznie lepiej.Widział, że Joe wychylił swój równie szybko i gładko.Jego twarz przybrała poważny wyraz.- W porządku.O co chodzi?- Chcę się dostać na Księżyc - powiedział Keith.Joe wzruszył ramionami.- Co w tym trudnego? Co godzina - z Idiewild.Trzysta kredytek bilet powrotny.Dwanaście za paszport.Keith przysunął się bliżej i ściszył głos.- Nie mogę tego tak zrobić, Joe.Wysłali za mną listy z St.Louis i mają dobry rysopis, nawet odciski palców.- Wiedzą, że prysnąłeś do Nowego Jorku?- Jeśli są sprytni, to wiedzą.- To niedobrze - powiedział Joe.- Będą obserwować porty jak nic.Jeśli chodzi o paszport, mógłbym ci się postarać o jakiś.Jednak masz rację; lepiej trzymaj się z dala od portów.Keith kiwnął głową i dodał:- Jest jeszcze jedna sprawa.Kilku moich znajomych - z drugiej strony barykady - jest teraz na Księżycu.Mogą na mnie czekać.- To byłoby kiepsko - powiedział Joe.- Dobrze na pewno nie.Wolałbym raczej wylądować po cichutku - nie w porcie - jednym z tych małych Ehrlingów.Potem mógłbym wpaść tylnymi drzwiami do tych facetów, którzy na mnie czekają.Wiesz, co mam na myśli.- Chyba tak.- No więc wszystko jasne - rzekł Keith.- Słuchaj, jak sprawują się te Ehrlingi na dłuższych dystansach?- Czemu pytasz? Jeśli wybierasz się tylko na Księżyc, to co za różnica?- Może na Księżycu zrobi się zbyt gorąco.- No, na Ehrlingu możesz polecieć w dowolne miejsce Układu Słonecznego.Może trzeba będzie skoczyć kilkadziesiąt razy, żeby dostać się na którąś z zewnętrznych planet, ale skoro skok odbywa się momentalnie, to co z tego? Tylko - chyba że znasz się na nawigacji, a jeśli mi powiesz, że się znasz, toś łgarz - lepiej nie próbuj wydostać się takim poza Układ.Dostaniesz się wszędzie, gdzie zechcesz, ale nigdy nie odnajdziesz Słońca i nie wrócisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]