RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś komuś zrobił świństwo, ale lord Blackhill bardzo taktownie wykazał,że było odwrotnie i nie pan Meadows powinien mieć pretensje, tylko on sam, a onto chromoli, bo honor jego przodków jest nie do ugryzienia.Pan Meadows, złyi nadęty, musiał wyjechać, chociaż posiada ogromny majątek. A w czym leżało sedno rzeczy?  spytała Klementyna. Na czym pole-gał ten stary skandal? Powiedział to ktoś? Nie, wyraznie nikt nie powiedział.Mętnie plotkowano, że chodziło o jakieśklejnoty, co ma sens o tyle, że pan Meadows pochodzi z rodziny jubilerskiej.Wielcy kupcy.Dlatego jest taki bogaty.Klementyna podniosła się z miejsca.Początek został zrobiony. Chodz ze mną  rozkazała. Coś ci pokażę.Zaciekawiona od razu Justyna porzuciła rozrywkowe opowiadania i poszła zababką do biblioteki.Od powrotu z Paryża Klementyna tam nie zaglądała, przy-wiezione nowości do czytania trzymała na półeczce w sypialni, i teraz, marszczącbrwi, zatrzymała się na środku sali.79 W bibliotece panował lekki bałagan.Polegał na tym, że niektóre książki byłyprzestawione, kilka leżało na rogu długiego stołu, kilku wyraznie brakowało, a namałym stoliku w kącie świecznik przyciskał jakieś papiery.Nie robiło to wrażeniawielkiego nieporządku, ale Klementyna, osobiście pilnująca biblioteki, znała jąjak własną kieszeń.Cały układ dzieł, od lat taki sam, utrwalił jej się w oczachi teraz ta niewielka zmiana wręcz się na nią rzuciła.Poruszyła się, podeszła do najstarszej części i otworzyła oszkloną szafę.Książki o sokołach nie było.Zamiast niej widniała przerwa między potężnymitomiskami.Do posiadania diamentu już zdążyła się przyzwyczaić.Paryskie interesy wy-szły nie najlepiej, rodzina poniosła lekką stratę.Zniosła ją spokojnie, prawie lek-ceważąco, świadoma zabezpieczenia, które czekało czarnej godziny wśród dra-pieżnego ptactwa.Na widok przerwy w porządnie ustawionych starych dziełacho mało jej szlag nie trafił.Rozejrzała się dookoła jeszcze raz i zadzwoniła na ka-merdynera. Za ostatniej niebytności pani hrabiny był tu pan hrabia z przyjaciółmi odpowiedział spokojnie kamerdyner na zadane pytanie. Pan Florian powinienwszystko wiedzieć, bo tu nawet.chyba.obudził niezadowolenie pana hrabie-go. Poproś pana Floriana!Pan Florian, czyli Florek, pojawił się w mgnieniu oka, ponieważ czyhał nato zaproszenie.Uwielbianą Justynę zdążył już powitać, a do rozmowy z paniąhrabiną aż go ssało.Nie narzucał się, taktem wiedziony, bo pani hrabina wróciłaze stolicy jakaś zamyślona i roztargniona, nie chciał jej niepotrzebnie kłopotaći denerwować, i tak czekał sprzyjającej chwili.Biblioteka była ważna, to wiedział,martwił się zatem i wahał, a w dodatku na dwa tygodnie sam musiał wyjechaćz końmi na wyścigi.Klementyna tylko uniosła brwi i uczyniła gest, obejmujący całą salę. Tak jest  powiedział Florek natychmiast z wielką ulgą. Deszcz lał,jakby kto upusty otworzył, i tak dwa dni.Pan hrabia przyjechał z panem marki-zem de Rousillon i z jaśnie panem du Lacque.Z polowania wyszły nici, koniedo obejrzenia tyle co w stajni, bo kto by jezdził pod potopem, nie mieli co robić.Jaśnie pan du Lacque, z przeproszeniem pani hrabiny, za pokojówkami latał, alepan markiz czytaniem się zajął i tu grzebał, a pan hrabia, skarż mnie Bóg, jesz-cze mu dopomagał.A jak co mówiłem, za drzwi mnie wyganiał, aż, wola boska,zapowiedziałem, że naskarżę, bo nie wiadomo, kto tu się więcej pani hrabiny boi.Wtenczas zaczął się śmiać i przyobiecał, że wezmie na siebie.No i co wygrzebali,to zostawiłem, bo wiem, że pani hrabina woli sama, a co zabrali, to uparłem sięza pokwitowaniem.Inaczej po moim trupie.Tu te papiery, dopilnowałem.Uczynił kilka kroków i wskazał dokumenty, przyciśnięte świecznikiem. A nasza Rosine w ogóle wygrała  dodał. Pierwsze miejsce wzięła.80 Klementyna, wciąż nic nie mówiąc, podeszła do stoliczka i obejrzała pokwi-towania.Justyna cierpliwie i z wielką ciekawością czekała, co będzie dalej.Księgę o polowaniu z sokołami wypożyczył sobie markiz de Rousillon, doczego przyznał się na piśmie, a hrabia de Noirmont, jej własny syn, poświad-czył to, prawdopodobnie kretyńsko chichocząc.Pan Bóg ją skarał głupotą dzieci.Koszmarne wydarzenie miało miejsce zaledwie miesiąc temu, a markiz de Ro-usillon.Jezus Mario! Sama stwierdziła, teraz, w czasie pobytu w Paryżu, że tenmłody idiota zagrożony jest bankructwem i licytacją całego mienia! Dorobił się.Jej syn oczywiście też mu pożyczał i co najmniej dwieście tysięcy szlag trafił, boprzecież nie będą dobijać leżącego.Bank i lichwiarze wyrwą wszystko.Odwróciła się do Florka i obydwoje popatrzyli na siebie długim spojrzeniem,którym powiedzieli sobie wszystko.Nie po to wścibski lokaj zlatywał z murku,żeby teraz przedmiot wścibstwa diabli brali. Cud boski, żeś chociaż tego dopilnował  rzekła do sługi zdławionymgłosem. Błogosławieństwo dla nas w twojej osobie i wiedz, że w testamenciewdzięczność dla ciebie nakażę.Masz się ożenić i mieć dzieci.A ty. zwró-ciła się do Justyny i nagle urwała. Zaraz.Florek, możesz odejść.Niech mi tuprzyniosą wina i bardzo zimnej wody. Babciu, co się stało?  przeraziła się Justyna. Boże drogi, może dokto-ra. Nie zawracaj mi głowy doktorami.Balbina tu zaraz przyleci, ona mi ziołaprzyrządzi, lepsze to niż doktor.Więcej pomógł Klementynie charakter niż wino i zimna woda, resztę terapiipo wstrząsie załatwiła Balbina, jej osobista szafarka, przez samą panią wyuczo-na, jak używać ziół, którą to wiedzę Klementyna posiadała od dzieciństwa.Nimprzystąpiła do rzeczy, zdążyła pomyśleć perspektywicznie, że ta bezcenna wiedzazejdzie ze świata razem z nią. Słuchaj, dziecko  rzekła z troską  może czasy są inne, ale przyroda sięnie zmienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl