[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgłosiłam się na ochotnika, żeby pociebie pojechać.to dobry kamuflaż.Poza tym miałam poczucie winywobec twojej siwowłosej matki.- dodała.Ponieważ nie przypominałemsobie, żebym opowiadał o swojej matce, pozwoliłem jej paplać dalej.- WujGajusz kazał aresztować tego Tryfera w Glevum.Moja głowa, odwykła od szczegółowych wyjaśnień, miała problem zprzyjęciem tylu faktów naraz.- Rozumiem.Na północ, hm?Rozmowa wydawała się bezcelowym wysiłkiem.Niech ktoś inny terazwszystkim się zajmie.Ten wóz był śliczną zabawką; zbyt kruchą, byudzwignąć ciężar czterech sztab.Moglibyśmy coś zorganizować,wykorzystując żołnierskie wierzchowce.ale byłem zbyt wyczerpany, bysię tym przejmować.Najwyrazniej jednak poruszyłem się niespokojnie.Zwolniła.- Co tam robiłeś na tym pustkowiu? Falko! Mów prawdę.- Ukryłem pod stosem kamieni cztery skradzione sztaby.- Jako dowód? - dopytywała się.- Jak sobie życzysz.Musiała dojść do własnych wniosków, bo smagała biednego konika, ażpognał jak wiatr.Jej oczy rzucały grozne błyski.- Masz na myśli zabezpieczenie na starość dla siebie!Zostawiliśmy je.Bardzo możliwe, że moje cztery sztaby tkwią tam dodziś.Helena Justyna nie zwalniała.Jej małżonek zapewne rozwiódł się z nią,żeby ratować własną skórę.Ja jednak nie czułem strachu.Powoziła bardzosprawnie.Miała w sobie cierpliwość i odwagę, we właściwej proporcji.Koń ufał jej całkowicie; ja wkrótce też.I bardzo dobrze, bo do Glevumbyło pięćdziesiąt mil.Zatrzymaliśmy się kilka razy.Helena pozwoliła mi wyjść z powozu.Zapierwszym razem zwymiotowałem, choć nie miało to nic wspólnego z jejsposobem jazdy.Dała mi chwilę odpocząć, a sama mówiła coś cicho dojednego z żołnierzy, potem, tuż przed wyruszeniem w dalszą drogę, podałami z flaszki podróżnej trochę słodzonego wina.%7łeby pomóc mi utrzymaćrównowagę, kiedy piłem, trzymała mi rękę na ramieniu.Zacząłem się pocićpod wpływem tego dziwnie obcego dotyku kobiecej ręki.- Jeśli chcesz, możemy zatrzymać się kawałek dalej, na stacjipostojowej.- Jej głos brzmiał obojętnie, jednak przez cały czas baczniemnie obserwowała.Pokręciłem w milczeniu głową.Chciałem jechać dalej.Wolałem umrzećw wojskowym forcie, gdzie by mnie pochowano z kamieniem nagrobnymnad urną, niż w zajezdzie, gdzie wrzucono by mnie do dołu razem z całąmasą potłuczonych dzbanów po winie i przejechanym pręgowanym kotem.Dotarło do mnie, że może istnieć bardzo konkretny powód tegoszaleńczego tempa Heleny Justyny: nie chciała utknąć na pustkowiu zmoim trupem.Podziękowałem Jowiszowi za jej bezwzględny rozsądek.Wżadnym razie nie chciałem, żeby mój trup gdzieś tam z nią utkwił.Czytała mi w myślach, a raczej w mojej wynędzniałej twarzy.- Nie martw się, Falko, pochowam cię stosownie!XXIXMyślałem, że znowu wróciłem do kopalń.Nie.To był inny świat.Opuściłem kopalnie, ale one nigdy tak do końcamnie nie opuszczą.Leżałem na wysokim, twardym łożu w niewielkiej prostokątnej izbielegionowego szpitala.Z korytarza prowadzącego wokół dziedzińca natyłach bloku administracyjnego dochodziły od czasu do czasu niespiesznekroki.Rozpoznawałem też obrzydliwy odór terpentyny, którą nacieranochorych dla uśmierzenia bólu.Czułem przynoszący otuchę ucisk porządniezałożonych, mocnych bandaży.Było mi ciepło.Byłem czysty.Odpoczy-wałem w spokoju, w miejscu, gdzie się mną opiekowano.A przecież byłem przerażony.Obudziła mnie trąbka na szańcach oznajmiająca nocną zmianę warty.Fort, mogę znieść fort.Słyszałem urągliwy krzyk mew.To musi byćGlevum.Glevum stało nad ujściem.Więc dokonała tego.Już od wielugodzin spałem w wielkiej nowej kwaterze głównej II Legionu Augusta.Drugiego.Należałem do niego; byłem w domu.Chciało mi się płakać.- Myśli, że znowu jest w wojsku - odezwał się rozbawionym ipobrzmiewającym ironią głosem pełnomocnik Flawiusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]