[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie umia ukry pomieszania i na natarczywe zapytania teScia, czy jestzachwycony, odrzek agodnie: Nie ojcze, nie tegom si spodziewa.Ja bym to inaczej zbudowa.To, co widz, jest zacikie, przygniata, nie pasuje i nie zgadza si jedno z drugim.Ja bym uczyni cacko lekkie,przejrzyste, moje gzymsy byyby utkane z koronek, a wieyce w niebo by strzelay.Tu zacz wykazywa braki, które w budowie postrzega i marzy, jak by on to wszystkoinaczej wykona.Wojciech zrazu osupia, poniewa nie móg poj, jak ktoS Smia gani to,co on za arcydzieo uwaa.Sucha zicia ze Scignit siw brwi i zaciSnitymi ustami, awybuchn dugo hamowanym gniewem. Ha, mokosie! Rmiesz gani dzieo najwikszego w kraju mistrza.Co ty w tym rozu-miesz.Przewrócili ci w gowie krzyaccy partacze i zdaje ci si, eS jest zdolny stworzy coSlepszego ni Wojciech.Trzeba ci za tak zuchwaoS na cae ycie ukara.Suchaj! tuScisn zicia za rami. Oddaj ci t budow.Prowadx j dalej wedug swego gustu, alepamitaj zarozumialcze, e gdy wyprowadzisz koSlawe Sciany i krzywe supy, gdy nie b-dziesz móg poradzi sobie ze sklepieniem i na klczkach baga mnie bdziesz o pomoc, sta-ry Wojciech odepchnie ci i Smia si bdzie ze wstydu, jakiego si najesz i z niesawy, którana ci spadnie.Odchodz! Nie ujrzycie mnie do tego czasu, a dokoczysz budowy.Próno Jan i przelkniona Maria zatrzymywali starca, próno czuymi sowy bagali, bypozosta i dalej budow koScioa prowadzi; zraniony w swej pysze Wojciech nie chcia ichsucha.Wyrwawszy si dzieciom, szybko si skry w uliczce i wnet Wilno opuSci.Musia tedy Jan wzi si do roboty.Odda si pracy z modzieczym zapaem, rad, emoe w cegle i kamieniu urzeczywistni swe marzenie.Nie zburzy postawionych przezWojciecha Scian, lecz na nich, jak na podstawie, zacz wznosi uki, wysmuke, lekkie sup-ki i gzymsy, wreszcie uwieczy budow trzema aurowymi wieyczkami, które zdaway siulatywa w niebo.Wicej ni rok trwaa budowa i przez cay ten czas stary Wojciech nie pokaza si ani razui nie da znaku ycia, a pewnego wieczora niespodziewany zjawi si w mieszkaniu dzieci.Byk bardzo zmieniony, postarza si i zgarbi.Widocznie cios zadany jego pysze mocno godrczy i bola.Obojtnie powita córk i zicia i, ledwo rzuciwszy okiem na kilkumiesicznwnuczk, któr mu Maria podniosa, usiad ponuro przy stole i drwicym gosem zapytaJana: Có panie ziciu, syszaem, eS ukoczy budow koScioa.Przybywam, by go zoba-czy i ukara ci za zarozumiaoS.Wyobraam sobie jak wyglda to arcydzieo.Prowadxmnie! Ojcze rzek Jan agodnie, ujmujc do starca teraz noc, trudno ci bdzie cokolwiekdojrze.Jutro rano usun rusztowania i wtedy przekonasz si, e twój zi jest godnym ciebie. Prowadx mnie zaraz.Na niebie ksiyc w peni i doS jest jasno, by moje wprawne okodojrzao wszystkie twe bdy.Idxmy!30Jan nie opiera si, wzi tylko paszcz i latarni~ i pody za teSciem.Maria, trawionaniepokojem, wziwszy na rce uSpion dziecin, poSpieszya za nimi.Ksiyc skry si zachmur i byo ciemno.Szli szybko w gbokim milczeniu.Na tle nieba czarnymi liniami za-rysoway si kontury rusztowania.Wojciech z gorczkowym poSpiechem zacz wstpowana nie, za nim w milczeniu szed Jan.Maria zatrzymaa si na placyku przed koScioemi z niepokojem Sledzia dwie postacie, wspinajce si coraz wyej.Ksiyc wyjrza zza chmury i agodnym Swiatem obla budow, rusztowanie i dwóch lu-dzi wstpujcych na nie.Wojciech sowa nie mówic, z wolna si posuwa, chwilami stawai bacznie si murom przyglda.Twarz jego coraz bardziej pospniaa i blada, a w oczachmalowao si zdumienie i gniew dziki.Gdy weszli na szczyt rusztowania i przed ich oczamina jasnym tle nieba zarysowaa si przezroczysta, jakby nie z cegy, lecz z lekkich prcikówzoona wieyczka, stary mistrz zachwia si i kurczowo uchwyci si supa rusztowania.Bytrupio blady, a jego oczy zowrogim blaskiem paay. Ha sykn stworzyeS arcydzieo! Sawny Wojciech akiem przed tob.Chyba sza-tan pomaga ci w robocie.Nieche ci teraz ratuje!Z tymi sowy z caej siy uderzy zicia piSci w piersi.Jan zachwia si, rozkrzyowarce i run z wysokoSci, ale padajc uchwyci si za wystajc desk i zawis w powietrzu.Maria prawie nieprzytomna rzucia si naprzód z krzykiem: Janie mój! Ojcze, cóeS uczyni? Ratuj go na rany Chrystusowe!.Ale Wojciech, oszalay z gniewu, podj lec u stóp jego ceg i cisn j w Jana.TenupuSci desk i z rozbit gow pad u stóp Marii na kup gruzu.31BISKUP TABOR I EBRAK STUDZIESKIOd wczesnego ranka przed paacem biskupim w Wilnie stay gromadki ludzi; jedni przy-chodzili, inni, zasignwszy wiadomoSci, z wolna opuszczali plac z wyrazem smutku i aluna twarzach.Pomimo licznie zebranego ludu, cisza tu panowaa zupena i nikt goSniejszymnie odezwa si sowem.Przed bram stao na stray dwóch halabardników, którzy broniliwejScia do wntrza.Gdy z paacu spiesznym krokiem ze spuszczon gow i z powag natwarzy wychodzi kapan albo kleryk, stojcy przed bram mczyxni i kobiety cisnli si do,by wiadomoSci zasign.Nad ranem rozesza si po Wilnie wieS, e sdziwy i powszech-nie czczony biskup wileski Wojciech Tabor, zmoony chorob walczy ze Smierci.Komnaty paacu biskupiego zapeniali praaci, ksia, panowie i przyjaciele umierajce-go.Od czasu do czasu przybywa posaniec od króla Zygmunta, by zasign wiadomoScio stanie zdrowia pasterza.W poudnie biskup odby spowiedx, przyj przenajSwitszy sakrament i, kazawszy siubra w habit zakonny, w mikkim, szerokim fotelu spokojnie oczekiwa Smierci.Cae ycie pasterza byo nieprzerwanym pasmem ofiar i poSwice.Dla siebie niczego niepotrzebowa, wiodc ywot surowy, ale gorliwie suy KoScioowi, Ojczyxnie i powierzonejsobie przez Chrystusa trzodzie.aden ubogi nie odszed z paacu biskupiego bez wspomoe-nia, aden cierpicy bez rady i sowa pociechy.A ilu wdowami si zaopiekowa, ile sierotprzygarn i wychowa, o tym Bóg tylko, sam biskup i jego kapelan wiedzieli.W sejmie zda-nie Tabora zawsze byo cenione i szanowane, a i królowie Aleksander i Zygmunt chtnie su-chali rady rozumnego i Switobliwego pasterza:Najwiksz jednak zasug biskupa byo otoczenie Wilna murem obronnym.Gród Giedy-minowy, opasany tylko drewnianym parkanem, ju nieraz srodze od wrogów ucierpia.Pu-stoszyli go Krzyacy, Tatarzy, wojska carów moskiewskich i sami ksita litewscy w czasiewalk midzy sob.Zamek królewski na Turzej Górze, opasany zewszd Wili i Wilenk, byprawie niezdobyty, ale miasto, nie majce murów, stao bezbronne, tym bardziej, e miesz-kacy nie zawsze byli zdolni skutecznie broni swych siedzib [ Pobierz całość w formacie PDF ]