[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jąka się i wydaje dźwięki jak idiota, którym jest przez większość czasu.Mój syn się lęka, boi się, że demon chwyci go za gardło i wydusi z niego kłamstwa szatana!W tej chwili ojciec wcisnął mu do ręki mikrofon i wypchnął go na skraj estrady.- Oto on! Nigdy nie wypowiedział więcej niż tuzin słów naraz, po raz pierwszy stoi przed ludźmi.Nigdy go tu nie widzieliście, nieprawdaż?- Nie!- Dlaczego? Ponieważ wstydzi się, że nie może wymówić słów Pana.Zamierają mu w gardle.Bądźcie z nim.Zobaczcie świadectwo! Jest strasznym jąkałą, jest nieśmiały jak dziewczyna.Ale przemówi przeciwko diabłu.Pan wreszcie go wezwał.Ten idiota może zdoła nawet zaśpiewać pieśń, jeśli Jezus będzie łaskawy!Młody Aaron stał śmiertelnie przerażony, ściskając tani mikrofon, którego sznur wił się u jego stóp niczym wąż.- Ja.je-jestem synem wielebnego.Jestem Aaron - wyszeptał.- Bądź błogosławiony! - zakrzyknął tłum.- Jezus cię kocha, chłopcze.- Urodziłem się niedaleko.- Jąkaj się, do cholery, zasmarkańcu! - szepnął ojciec.- Urodzony na świętej ziemi! Bądź błogosławiony! - dobiegły go głosy z głębi pola.- Jest bezgrzeszny! Zobaczcie czystość Chrystusa na jego twarzy! Tak, tak, widzimy ją!- Chcesz zarobić cholernym pasem? Jąkaj się!Aaron ścisnął mikrofon, spojrzał na tłum oraz ojca i poczuł, że umiera i rozpływa się w powietrzu.Po czym otworzył usta.Nie umiał się jąkać ani udawać idioty.Zatem zaczął głosić kazanie.- Czuję coś - zaczął, a jego głos zagrzmiał donośnie.Ojciec zamrugał oczami zaskoczony.Tłum ucichł.- Czuję, że coś sięga do mojego serca! Co to może być? Co to może być?Jego dźwięczny, wysoki głos wypełnił noc.Słowa stały się zdaniami, a potem akapitami i w końcu zgromadzeni dostali się pod ostrzał pełnego pasji kazania, które zawładnęło bez reszty ich duszami.- Chwała Panu, chwała Panu.Czuję w sercu pokój niebios! Jest tam, tak, nie w świecie wokół mnie i was, nie przed moimi oczami, nie rozbrzmiewa echem w moich uszach, och, nie, nie, ale czuję go.Chwała Panu.Czuję go w moim sercu.Tak, tak!Jakiś człowiek upadł na twarz i wił się jak wąż, ponieważ znalazł się w obliczu dzieła Bożego.- Wy też, drodzy przyjaciele, możecie go poczuć.Bóg jest moją opoką i moim zbawieniem - jest moją tarczą.Nic mnie nie poruszy.Nie! Nic mnie nie poruszy! Śpiewajcie, chcę słyszeć wasz śpiew, drodzy, drodzy przyjaciele.Chcę słyszeć, co czujecie w waszych sercach! Chcę słyszeć, jak chwalicie Pana.Jestem opętany.Wypełnia mnie Pan.Przyjdźcie do nas, przyjdźcie do mnie, albowiem Bóg czyni samotnych rodziną.- Co mamy śpiewać, Aaronie?- Pragnę mocnej pieśni, pieśni o woli Boga, o Jego mocy.Nie chcę słabej pieśni.Nie żadnej pieśni w stylu „Jezus mnie kocha”.Zaśpiewajcie „Drabinę Jakubową”.- Tak!- Dlaczego chcę od was tej pieśni?- Dlaczego, chłopcze, dlaczego?- Ponieważ jesteśmy żołnierzami! Jesteśmy żołnierzami Krzyża!Co to była za noc dla wiernych.Mężczyźni i kobiety pławili się w słowach zbawienia, tu na starym Południu, na mistycznym Południu, najstraszliwszym miejscu na całym kontynencie.Pocili się, drżeli i krzyczeli, śpiewając.Potem znów przemówił, a oni uczepili się słów chłopca niczym liny, kołysząc się i chwiejąc w rytm jego ekstazy, podczas gdy ojciec wpatrywał się w nich z ambony i stukał w Biblię niczym w bęben.Tyle tylko mógł zrobić; staruszek może i był gorliwy, ale głosił słowo Boże jak prezenter wiejskiego radia sprzedający nawóz.Młodego Aarona naprawdę słuchali.Od tamtego pierwszego dnia na polu przez następne dwanaście lat tłumy przychodziły niemal codziennie.Przychodzili niezależnie od tego, czy ich pocieszał, czy przypochlebiał im się, czy groził, czy wytykał im grzechy, wypełniając ich poczuciem winy - mężczyzn i kobiety trzy razy większych od siebie i sześć razy starszych.Nie potrafił pomóc na wykrzywione członki, zaćmę i ogromne guzy, ale to nie miało znaczenia (zabierzcie im choroby, a nie będą mieli nic, nic, nic).To nie miało żadnego znaczenia, ponieważ odsuwał w cień ich najgorsze zmartwienie - smutek płynący z milczenia w ich życiu.Które istnieje wszędzie i jest niezmienne.Mężowie, którzy przez cały dzień nie wypowiadają słów innych niż „Kiedy kolacja?”.Dzieci, które spoglądają ponuro za siebie, wychodząc z domu.Żony, które rozmawiają tylko z garnkami i rękami unurzanymi w cieście.On dawał im głos.Prowadzony po scenie przez ojca niczym tańczący niedźwiedź, Aaron wygłaszał kazania, które sięgały nieba, starzy ludzie opróżniali portfele sprawniej niż palce kieszonkowca, a prawdziwi starsi Kościoła z legalnych odłamów zielonoświątkowych w dolinie Shenandoah - ci, którzy naprawdę myśleli o zbawieniu - byli wobec tej dwójki bezsilni.Tak było w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.Kiedy ojca ogarnęło postępujące szaleństwo, Aaron uciekł z Katedry i usiłował wieść normalne życie.Ale zawsze wracał do obozu, żeby głosić kazania.Jego powrót na stałe pięć lat temu zbiegł się z okropnym wypadkiem, w wyniku którego ojciec został aresztowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]