RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jason przeskoczył przez kotłujące się poziemi ciała, stuknął d'zertano za uchem rękojeścią miecza i szarpnięciem postawił Mikaha na nogi.- Biegnijcie do warsztatu - rozkazał swym wciąż nic nie rozumiejącym towarzyszom.Mam caro, któ­rym będziemy mogli stąd uciec.- Wreszcie zaczęli niezdarnie biec.Za ich plecami rozległy się okrzyki i ukazał się tłum uzbrojonych cTzertanoj.Jason schwycił wiszącą w sieni lampę, parząc sobie ręce o jej gorącą podstawę i przy­tknął płomień do jednego z granatów.Lont natych­miast zajął się ogniem i Jason cisnął granat w zbliżają­cych się żołnierzy, zanim zdążył poparzyć mu dłonie.Pocisk poleciał w ich kierunku, uderzył w ścianę i pękł z trzaskiem.Łatwo palny płyn rozprysnął się we wszy­stkie strony, ale płomień zgasł.Jason zaklął i schwycił następny granat.Jeżeli nie będą działać, zginie.D'zer-tanoj zawahali się przez chwilę, zastanawiając się czy mają przejść przez kałużę wody mocy i w tej samej chwili dinAlt cisnął następny pocisk zapalający.Ten również pięknie się roztrzaskał, tym razem spełnił na­dzieje swego producenta, zapalił bowiem również pierw­szy granat.Całe przejście przesłoniła ściana ognia.Jason osłonił knot dłonią, by uruchomić go przed zgaśnięciem i pobiegł w ślad za swymi towarzyszami.Mimo wszystko poza budynkiem nie wszczęto jeszcze alarmu.Jason zaryglował drzwi z zewnątrz.Zanim je wyłamią i opanują zamieszanie, cała trójka wydostanie się z rafinerii.Lampa nie była już potrzeb­na i mogła tylko go zdradzić, więc ją zdmuchnął.Z pustyni dobiegł przeciągły, przeszywający gwizd.- Ó rany - jęknął Jason.- Nie dopilnował.To zawór bezpieczeństwa!Wpadł w ciemności na oszołomionych Ijale i Mika-ha, kopnął Samona, wyrażając w ten sposób nienawiść do całego rodzaju ludzkiego i biegiem poprowadził oboje uciekinierów w stronę warsztatu.Dzięki panującemu wokoło zamieszaniu udało im się umknąć bez szwanku.Wyglądało na to, że cTzertanoj nigdy dotąd nie zostali zaatakowani w nocy.Uznali jednak, że tak właśnie się stało i w związku z tym biegali bezładnie, robiąc niewiarygodny hałas.Płonący budynek i wyniesiony z ognia nieprzytomny Edipon wywołały jeszcze większe podniecenie i bała­gan.Wszystkich d'zertanoj dodatkowo zdenerwował gwizd pary, która bezpowrotnie uciekała z zaworu bezpieczeństwa w mroźne powietrze nocy.Nikt nie dostrzegł uciekających niewolników i Ja-son poprowadził ich prosto w stronę warsztatu, wymi­jając posterunek na murach.Zauważono ich dopiero, gdy wyszli na otwartą przestrzeń i po chwilowym wahaniu strażnicy ruszyli w pościg.Jason wiedział, że wskazuje nieprzyjaciołom drogę wprost do swego bezcennego pojazdu, ale nie miał wyboru.Tak czy owak, machina zdradziła już swą obecność i jeżeli natychmiast do niej nie dotrze, ciśnienie pary spadnie tak, że znajdą się w pułapce.Przeskoczył nad leżącym w wejściu strażnikiem i podbiegł do pojazdu.Snarbi siedział skulony za jednym z kół, ale nie było czasu, żeby się nim teraz zajmować.,W chwili gdy Jason wskoczył na platformę, zawór bezpieczeństwa się zamknął i zapadła przerażająca cisza.Gorączkowo przekręcił zawory i spojrzał na wska­źniki - pary nie wystarczyłoby nawet na przejechanie dziesięciu metrów.Woda bulgotała, kocioł potrzaski-wał i syczał, ze strony zaś d'zertanoj, którzy wbiegli do nagrody i ujrzeli caro, zerwała się burza wściekłych wrzasków.Jason wetknął lont granatu do paleniska.Zajął się natychmiast.Odwrócił się i cisnął granat w prześladowców.Okrzyki wściekłości zmieniły się we wrzaski przerażenia, gdy języki płomieni zaczęły lizać napastników.Rzucili się do bezładnej ucieczki.Jason przyspieszył ją jeszcze, ciskając następny granat.Wy­glądało na to, że d'zertanoj wycofali się aż pod mury rafinerii, ale trudno było przewidzieć, czy niektórzy z nich nie skradają się gdzieś z boku pod osłoną ciemności.Biegiem wrócił do caro, stuknął w tkwiący nieru­chomo wskaźnik ciśnienia pary i otworzył na cały regulator dopływ paliwa.Po chwili namysłu zabloko­wał również zawór bezpieczeństwa, wzmocniony bo­wiem kocioł mógł wytrzymać o wiele większe ciśnienie.Gdy skończył to robić, mógł tylko usiąść i czekać, ponieważ dopóki ciśnienie znowu nie wzrośnie, był zupełnie bezradny.D 'zertanoj zbiorą się, ktoś obejmie dowództwo i zaatakują warsztat.Jeżeli, zanim do tego dojdzie, w kotle będzie już wystarczająco dużo pary, zdołają uciec.Jeżeli nie.- Mikah.Snarbi, ty skulony mazgaju, ty też.stańcie za machiną i pchajcie - rozkazał Jason.- Co się stało? - zapytał Mikah.- Rozpocząłeś rewolucję? Jeżeli tak, to nie będę pomagał.- Uciekamy, jeżeli cię to uspokoi.Tylko ja, Ijale i przewodnik, który wskaże nam drogę.Nie musisz się do nas przyłączać.- Przyłączę się.Ucieczka od tych barbarzyńców nie jest przestępstwem.- To miłe, że tak uważasz.A teraz pchaj.Chcę żeby ten paromobil stanął pośrodku, daleko od ogro­dzenia i skierowany był w stronę pustyni.W głąb doliny, jak sądzę.Mam rację, Snarbi?- Tak, w głąb doliny, tam jest droga.- Jason z przyjemnością zauważył, że Snarbi wciąż jest zachry­pnięty.- Ustawcie go tutaj i wszyscy na pokład.Złapcie się za te pręty, które przymocowałem z boków, żeby was nie wyrzuciło.jeżeli w ogóle ruszymy.Jason szybko rozejrzał się po warsztacie, by upew­nić się, że zabrał wszystko, czego będą mogli potrzebo­wać, po czym ociągając się wspiął się na platformę i zdmuchnął latarnię.Siedzieli w ciemności, z twarzami oświetlonymi jedynie migoczącym odblaskiem płomie­ni z paleniska i czuli wzrastające napięcie.Nie mieli możliwości mierzenia upływającego czasu i każda sekunda wydawała się trwać całą wieczność.Skórzane ściany nie pozwalały zobaczyć, co dzieje się na ze­wnątrz i wyobraźnia zaludniała mroki nocy skradają­cymi się hordami, gromadzącymi się za cienką prze­grodą, gotowymi runąć i zmiażdżyć ich swym napo­rem.- Uciekamy - wybełkotał Snarbi, próbując zesko­czyć z platformy.- Jesteśmy w pułapce, nigdy się stąd nie wydostaniemy.Jason podciął go, przewrócił i kilkakrotnie wyrżnął głową Snarbiego w deski.- Solidaryzuję się z tym nieszczęśnikiem - stwier­dził poważnie Mikah.- Jesteś brutalem, Jasonie, traktując go w ten sposób.Przerwij te sadystyczne ekscesy i przyłącz się do mych modłów.- Gdyby ten nieszczęśnik, którego tak żałujesz, zrobił to, co do niego należało i dopilnował kotła, bylibyśmy już daleko stąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl