[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Okay, Lon.Przyślę Amelię na stanowisko kierowania akcją około ósmej.Przerwali połączenie.Thom zapukał do drzwi, nim wszedł do pokoju.Jakby obawiał się, że zastanie nas w kompromitującej sytuacji.Rhyme roześmiał się do siebie.– Żadnych wyjaśnień – powiedział gniewnie.– Spać.Już.Było po trzeciej i Rhyme od dłuższego czasu czuł się wyczerpany.Unosił się w przestworzach ponad swoim ciałem.Zastanawiał się, czy nie ulegnie halucynacjom.– Dobrze, mamusiu – rzekł.– Funkcjonariuszka Sachs zostanie tutaj.Daj jej koc, proszę.– Co powiedziałeś? – Thom odwrócił w jego stronę głowę.– Koc.– Nie.Chodzi o to następne słowo.– Nie wiem.Proszę?Thom otworzył szeroko oczy, w których pojawił się niepokój.– Dobrze się czujesz? Chcesz, żebym znów wezwał Pete’a Taylora? Może głowę Kościoła prezbiteriańskiego? Albo naczelnego chirurga?– Zobacz, jak ten sukinsyn znęca się nade mną.– Rhyme zwrócił się do Sachs.– Nie wie, jak bliski jestem, żeby go zwolnić.– Na którą nastawić budzik?– Na wpół do siódmej – odparł Rhyme.– Sachs, lubisz muzykę? – zapytał, gdy Thom wyszedł.– Kocham.– Jaki rodzaj?– Starszą.Doo-wop, Motown.A ty? Wydaje się, że jesteś miłośnikiem muzyki klasycznej.– Widzisz te drzwi?– Te?– Nie, inne! Na prawo.Otwórz je.Stanęła jak wryta.W niewielkim pokoiku znajdowało się około tysiąca kompaktów.– Jak w studiu nagrań.– Widzisz sprzęt stereo na półce?Przejechała ręką po zakurzonym, czarnym Harmon Kardonie.– Kosztował więcej niż mój pierwszy samochód – powiedział Rhyme.– Nie używam go już.– Dlaczego?Nie odpowiedział na to pytanie.– Wybierz coś.Czy jest podłączony? Tak? Dobrze.Włącz coś.Po chwili wyszła z pokoiku i podeszła do kanapy, podczas gdy Levi Stubbs i Four Tops zaczęli śpiewać o miłości.– Już od roku nie rozbrzmiewały w tym pokoju dźwięki muzyki – rzekł.Po cichu usiłował odpowiedzieć Sachs na pytanie, dlaczego przestał słuchać muzyki.Nie potrafił.Przerzuciła książki znajdujące się obok kanapy.Leżąc na plecach, zaczęła przeglądać „Badanie miejsc przestępstw”.– Dasz mi jeden egzemplarz? – spytała.– Weź, ile chcesz.– Czy mógłbyś.– Ugryzła się w język.– Napisać dedykację? – Roześmiał się.Dołączyła do niego.– Może zostawię odcisk kciuka? Grafolodzy mogą określić z prawdopodobieństwem co najwyżej osiemdziesięciu procent, że ta osoba pisała dany tekst.A odcisk kciuka? Każdy specjalista potwierdzi, że jest mój.Zauważył, że czyta pierwszy rozdział.Po chwili zamknęła jednak oczy i odłożyła książkę.– Mógłbyś coś dla mnie zrobić? – spytała.– Co?– Kiedy byliśmy razem, Nick często czytał głośno przed zaśnięciem.Książki, gazety, czasopisma.To jest jedna z rzeczy, której mi najbardziej brakuje.– Okropnie czytam – przyznał Rhyme.– Jakbym referował wyniki badania miejsca przestępstwa.Ale pamiętam co nieco.Mam dobrą pamięć.Chcesz, żebym ci opowiedział o kilku miejscach przestępstw?– Mógłbyś? – spytała, odwracając się tyłem.Zdjęła granatową bluzkę i rozpięła cienką kamizelkę kuloodporną.Odrzuciła ją na bok.Pod spodem miała siatkową koszulkę i sportowy biustonosz.Włożyła ponownie bluzkę i położyła się na kanapie.Okryła się kocem, skuliła na boku i zamknęła oczy.Za pomocą urządzenia kontrolnego przygasił światło.– Zawsze fascynowały mnie miejsca śmierci – zaczął.– Są święte.Znacznie bardziej interesujemy się, gdzie ludzie zmarli, niż gdzie się urodzili.Pomyślmy o Johnie Kennedym.Dziennie tysiące ludzi odwiedza miejsce zabójstwa w Dallas.Jak sądzisz, ilu pielgrzymuje do szpitala w Bostonie, w którym się urodził? – Rhyme przytulił głowę do wygodnej poduszki.– Nie nudzi cię to?– Nie – odparła.– Nie przerywaj.– Wiesz, o czym często myślę?– Powiedz.– Fascynuje mnie to od lat: Golgota.Dwa tysiące lat temu.To jest miejsce przestępstwa, na którym chciałbym pracować.Wiem, co chcesz powiedzieć: przecież znamy zabójców.Naprawdę? Znamy tylko relacje świadków.Zapamiętaj to, co powiem: Nigdy nie wierz świadkom.Może do wydarzeń opisanych w Biblii nigdy nie doszło.Gdzie są dowody? Paznokcie, krew, pot, włócznia, krzyż, ocet.Ślady sandałów i odciski palców.Rhyme przekręcił nieznacznie głowę w lewo i opowiadał o miejscach zbrodni i o dowodach, dopóki nie zauważył, że pierś Sachs łagodnie faluje.Równomierny oddech unosił kosmyk płomiennorudych włosów, który opadł jej na twarz.Sprawnym ruchem palca wyłączył światło.On też wkrótce zasnął.Słabe światło poranka zaczęło rozpraszać mrok.Obudziwszy się, Carole Ganz mogła to zauważyć poprzez szklany dzbanek z drutem, znajdujący się nad jej głową.Pammy, kochanie.Potem pomyślała o Ronie i o wszystkich jej rzeczach, które zostały w tej koszmarnej piwnicy.O pieniądzach, o żółtym plecaku [ Pobierz całość w formacie PDF ]