[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałteż niezbyt przyjemne wrażenie, że nie przemawia do Boga, tylkodo Jima - i dla Jima.Ale czyż ostatniej nocy, na swój sposób, nierozmawiał z Bogiem? Czy nie czynił tego, gdy spoglądał na żyjący,pełen energii las? Czy nie miał wtedy poczucia, że każda formaaktywności żywych istot, które go otaczały, jest swoistą modlitwą?Smutek przepełniał tę ciszę i łączył ich.- Sądzisz, że Teilhard de Chardin miał rację? - spytał wreszcieReuben.- Czy boimy się, że Bóg nie istnieje, ponieważ nie potrafimyprzestrzennie ogarnąć bezmiaru wszechświara? Czy obawiamy się, żezatracimy w nim osobowość, podczas gdy może być tak, że istniejesuperosobowość, która spaja to wszystko, superświadomy Bóg, któryw każdym z nas zainstalował stale ewoluującą świadomość.- Reubennie dokończył myśli.Nigdy nie był zbyt dobry w abstrakcyjnej teologiiani filozofii.Brakowało mu teorii, które potrafiłby zrozumieć i po-wtarzać w tych chwilach, gdy naprawdę były mu potrzebne.Teorii, wktórych każdy element beznadziejnie bezkresnego kosmosu miał swójsens i swoje przeznaczenie - nawet on sam, Reuben Golding.- Reuben - odpowiedział mu Jim - gdy odbierasz życie pojedynczej,świadomej istocie, winnej czy niewinnej, sprzeciwiasz się wielkiej sileodkupienia - czymkolwiek ona jest i jakkolwiek chciałbyś ją nazwać - iniszczysz jej wielką tajemnicę.- Tak - mruknął Reuben, wpatrując się w niknące w mroku dęby.-Wiem, że ty w to wierzysz, Jim.Ale nie czuję tego, gdy jestemMorphenkindem.Czuję wtedy coś zupełnie innego.24Reuben nastawił potrawkę z jagnięcych giczy na długo przed tym,nim wybrał się do lasu.Mięso i warzywa, które mieli zjeść wieczorem,dusiły się w wolnowarze przez całe popołudnie.Gdy Laura przyrządziła wyjątkowo smakowitą surówkę z sałaty,pomidorów i awokado z dodatkiem najdelikatniejszej oliwy i ziół,zasiedli do stołu w pokoju śniadaniowym.Reuben, jak zawsze,spałaszował wszystko, co mu podano.Jim jedynie spróbował daniagłównego i dodatków.Laura miała na sobie cokolwiek staroświecką zdaniem Reubena sukienkę z kraciastej, żółto-białej bawełny, z długimi rękawamizakończonymi mankietami oraz z białymi guziczkami w kształciekwiatów.Włosy miała rozpuszczone i lśniące.Uśmiechała sięspontanicznie do Jima, wciągając go z wolna w rozmowę o Kościele ijego pracy.Pózniej było już łatwiej.Gawędzili o Muit Woods i badaniachLaury nad miejscowym poszyciem leśnym oraz nad sposobamiocalenia go przed zadeptaniem butami tysięcy turystów, którzy cocałkiem zrozumiałe pragnęli na własne oczy oglądać pięknosekwojowej puszczy.Laura nie wspomniała ani słowem o swojej przeszłości, a Reubennie uważał, by miał prawo kierować rozmowę ku tym mrocznymwodom.Jim opowiadał z zapałem o swej jadłodajni przy kościeleZwiętego Franciszka i liczbie posiłków, które zamierzali wydać w tymroku na Zwięto Dziękczynienia.Dawniej Reuben zawsze pomagał w świątecznych przygoto-waniach u Zwiętego Franciszka.Podobnie zresztą czynili Phil iCeleste, a nawet Grace, gdy czas jej na to pozwalał.Poczuł, że ogarnia go przygnębienie.Czuł, że tego roku nie pojawisię tam, gdzie zwykle bywał.Nie zjawi się też na dziękczynną kolacjęw domu, gdy rodzina jak zawsze zbierze się o dziewiętnastej natradycyjny posiłek.Dziękczynienie zawsze było radosnym świętem w domu naRussian Hill.Do domowników dołączała często matka Celeste, aGrace nie wahała się zapraszać stażystów i rezydentów ze swojegooddziału, zwłaszcza tych, którzy spędzali ten dzień z dala od domu.Phil co roku pisał nowy wiersz, a jeden z jego dawnych studentów,ekscentryczny geniusz z bloku w Plaight-Ashbury, pojawiał się częstoi zostawał przynajmniej tak długo, aż ktoś zaczął kwestionować jegospiskową teorię, wedle której społeczeństwo jest niszczone przez tajnąorganizację bogatych i wpływowych wtedy w gniewie opuszczałdom Goldingów.Tym razem miało tam zabraknąć Reubena.Odprowadził Jima do samochodu.Wiało coraz mocniej od strony oceanu.O osiemnastej, jak zwykle otej porze roku, było już całkiem ciemno i Jim prócz chłodu czułniepokój.Zgodził się przekazać rodzinie wiadomość, że Reubenpotrzebuje przede wszystkim samotności, ale błagał brata, by pozostałz nim w kontakcie.W tym momencie na podjazd wtoczył się lśniący pick-up Galtona.Dozorca wysiadł z wozu i oświadczył z nieskrywaną radością, że ktośwreszcie dopadł dzikiego kota, który zagryzł jego ulubionego psa.Jim, jak zwykle nienagannie uprzejmy, okazał wielkiezainteresowanie tą nowiną, toteż Galton postawił kołnierz, by chronićsię przed wiatrem, i raz jeszcze opowiedział historię swego psa, któryponoć potrafił czytać w myślach i wyczuwać niebezpieczeństwo, atakże ratować życie, wyłączać łapą światło oraz dokonywać wieluinnych cudów.- Skąd pan wie, że ta puma nie żyje? spytał Reuben.- Znalezli ją dziś po południu.Cztery lata temu ludzie zuniwersytetu oznakowali ją, nosiła metkę na lewym uchu.Stądwiadomo, że to na pewno ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]