RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rysy niebyły mi obce, lecz nazwiska przypomnieć sobie nie mogłem. Czy nie pamiętasz nazwisk twoich wspólników w zamierzonym handlu Murzynami? Don Jose de Aranha, zawołałem, wyciągając do niego ręce, mój sąsiad i przyjaciel z SanSalvador. Tak, mój przyjacielu.Przed trzema laty przybyłem do Londynu, wówczas właśnie, kiedycała stolica brzmiała echem twoich przygód.Rozgłosił je kapitan, któremu ocaliłeś życie iokręt, nie chcąc za to przyjąć nagrody.Nazwisko twoje dobrze pamiętałem, szlachetny postę-pek dał mi poznać, że to ty sam jesteś, zacny mój przyjacielu.Lecz musiałem wracać do Bra-zylii, a tam wskutek zamieszek dostałem się do więzienia.Odzyskawszy wolność, miałem zanajświętszy obowiązek odwiedzić cię i odnowić dawną przyjazń, zawartą jeszcze w Brazylii. Miałem tam niegdyś niezłą plantację, lecz zapewne dawno ją zabrano na skarb.Zresztą,utraciwszy rodziców, nie dbam o nic na świecie.Posiadam majątek taki, że mi na utrzymaniedo śmierci wystarczy i proszę tylko Boga, żeby jak najprędzej nadeszła. Taka mowa nie jest wcale zgodna z twym sposobem myślenia.%7łyjąc w samotności i od-dając się bez pomiarkowania żalowi, okazujesz się samolubem.Nie, Robinsonie, tak ci żyćnie wolno.Masz względem bliznich obowiązki, ich powinieneś uważać za rodzinę.Błogo-112 sławieństwo pocieszonych przez ciebie zastąpi ci przebaczenie rodziców, którego nie otrzy-małeś.Powtarzam raz jeszcze: tak, jak teraz, żyć ci nie wolno.Słowa Brazylijczyka dziwne na mnie zrobiły wrażenie.Zdawało mi się, że słyszę głos oj-ca, przemawiającego z grobu i wskazującego mi, co mam czynić.Myśl osadnika trafiła zu-pełnie do mojego przekonania.Podałem mu więc rękę, na znak przyjęcia jego rady. Trzeba ci wiedzieć, rzekł mi osadnik, że przez trzy lata po zaginieniu okrętu, prowadzili-śmy plantację wraz z kapitanem portugalskim na twój rachunek, przypuszczając cię zarazemdo udziału w zyskach, jakie nam przyniósł handel niewolnikami.Kiedy jednak nie było otobie wcale wieści, prokurator królewski objął plantację na skarb.Dochody jej dzielą w tensposób, że jedna piąta idzie do skarbu królewskiego, jako wynagrodzenie za zarząd.Jednąpiątą wypłacają klasztorowi świętego Augustyna na wsparcie biednych i nawracanie Indian.Trzy piąte składa się w skarbie na twój dochód.Gdybyś po dwudziestu pięciu latach nie wró-cił, naówczas plantacja przechodzi na klasztor, pieniądze zaś depozytowe stają się własnościąpaństwa.Ale ponieważ termin ten jeszcze nie upłynął, zatem powrócisz do ich posiadania.Trzeba tylko jechać do Brazylii i udowodnić, że jesteś Robinson Kruzoe. Zgoda, zacny mój przyjacielu, pójdę za twoją radą.Po czym, przywoławszy Piętaszka,zapytałem go: Kochany mój Piątku, powiedz mi, czy nie tęsknisz za twoją rodziną i starym ojcem?Zapytanie to zadziwiło niezmiernie Indianina, spojrzał na mnie wielkimi oczyma, w któ-rych zabłysły dwie duże łzy i stoczyły się wolno po brązowej twarzy. I cóż tak na mnie patrzysz, rzekłem z uśmiechem.Zdaje ci się niepodobnym, abyśmy siękiedy ruszyli z tego odludnego zakątka? Otóż dowiedz się, że za kilka dni wyjedziemy doLondynu, a jeżeli Bóg poszczęści naszej żegludze, za kilka miesięcy ujrzysz twoją ojczystąwyspę.Piętaszek zrazu nie chciał uwierzyć swemu szczęściu, lecz gdy się przekonał, że nie żartu-ję, zaczął skakać, tańczyć, śmiać się, płakać i tysiącznymi sposobami okazywać swoją radość.W przeciągu kilku dni uporządkowałem moje interesy, złożyłem testament w ratuszu miej-skim, rozporządzając pieniędzmi na korzyść ubogich w Hull, jeżelibym nie powrócił.Wzią-łem także świadectwa, że jestem w istocie Robinsonem Kruzoe.Po czym wyruszyliśmy doLondynu dla wyszukania odpowiedniego statku.Osadnik brazylijski miał zabrać ze sobą kil-ku ludzi oraz rozmaite narzędzia, a że i ja zamierzałem zrobić różne sprawunki dla moichwyspiarzy, postanowiliśmy więc nająć na wspólny koszt statek, ażeby od nikogo nie zależeć.Jakoż wkrótce wynalezliśmy ładny bryg kupiecki, o dwóch masztach i ośmiu działach nazwa-ny Sbark, za sumę stosunkowo niezbyt wysoką.Natychmiast zająłem się porobieniem różnych zakupów.I tak: naprzód nabyłem jednąszalupę, mogącą pomieścić 14 do 16 ludzi i jedno działko, przeznaczając ją jako statek straż-niczy do zabezpieczenia wyspy od morskich napadów karaibskich.Dalej niewielki arsenał,złożony z osiemdziesięciu strzelb, czterdziestu berdyszów7 tyluż pałaszy i par pistoletów.Nadto dwa polowe, czterofuntowe działa, z potrzebnym zapasem amunicji dla wojska, a śrutudla myśliwych.Tym sposobem postawiłem osadę w możności zmierzenia się z parotysięcz-nym wojskiem dzikich.Po czym zakupiłem 16 postawów sukna, 40 sztuk płótna rozmaitej grubości, 40 sztuk dre-lichu, częścią na pościel, w części na odzież, sto kapeluszy, sto par obuwia różnej miary, za-pas pończoch, igieł, nici, tasiemek, nożyczek, gwozdzi, młotków, szydeł i różnych narzędziciesielskich, kilkanaście kociołków, wiele różnych sprzętów kuchennych, kilka pługów, broni innych narzędzi rolniczych.Zresztą, wyliczanie wszystkiego szczegółowo zajęłoby zbytwiele miejsca.Ponieważ w Anglii znajduje się zawsze dosyć osób, szukających polepszenia losu, skorowięc tylko rozgłosić kazałem, że przyjmę ochotników, chcących osiedlić się na mej wyspie,7Berdysz, jest to topór, umocowany na długim trzonie, zakończony dzidą, inaczej zowie się halabardą.113 natychmiast zgłosiło się ich takie mnóstwo, że trzeba było tylko wybierać co lepszych i po-rządniejszych.Zabrałem więc czterech kmieci z żonami  małżeństwa te miały siedem córek itrzech dorastających synów  dalej dwóch cieśli żonatych z trojgiem dzieci, bednarza z żonąszwaczką, krawca z czeladnikiem, kowala z żoną i dwiema dorosłymi córkami, szewca,ogrodnika, tokarza, wszystkich żonatych i dzielnych, gdyż rodzinom dawałem pierwszeństwo,aby o ile możności stworzyć osadę.W ogóle 19 mężczyzn i 25 kobiet.Na koniec zakupiłemcztery krowy z cielętami, dwie maciorki i kilka owiec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl