[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak, to rzeczywiście była Hiroko.a ściślej mówiąc: Hiroko, Michel, Jewgienia, Iwao, Gene, Ellen, Rya, Raul i spory tłumek młodzieży.Powietrze rozdarły krzyki i piski, ludzie zaczęli się obejmować, niektórzy płakali, inni witali przybyszów gniewnymi wyrzutami.John również ledwie mógł się powstrzymać od oskarżeń.Kiedy dotarł do Hiroko, miał na końcu języka ostre słowa, które nagromadziły się w ciągu tych wszystkich godzin, gdy siedząc w roverze tak bardzo się martwił i tak bardzo chciał z nią porozmawiać.Wziął ją w ramiona i już miał nią potrząsnąć i wykrzyczeć cały swój żal, ale spojrzał na nią i nic nie powiedział.Uśmiechnięta twarz Hiroko była tak bardzo podobna do tej z jego wspomnień.Chociaż nie – była teraz szczuplejsza, miała więcej zmarszczek, była jakby jakaś obca, a jednocześnie jeszcze bardziej znajoma.Ta twarz zamazała się i zafalowała przed jego oczyma, mieszając w sobie to, co spodziewał się zobaczyć, i to, co właśnie widział.Był tak zmieszany tym halucynacyjnym rozmazaniem (zmieszany nie tylko jej widokiem, ale także własnymi uczuciami), że zdołał jedynie wyszeptać:– Och, tak bardzo chciałem z tobą porozmawiać!– Ja z tobą również – odparła Japonka, a John ledwie usłyszał jej słowa w ogólnym hałasie.Między Maję i Michela musiała wkroczyć z interwencją Nadia, ponieważ Maja gwałtownie krzyczała:– Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego? Dlaczego? – Powtarzała to pytanie w kółko, aż w końcu wybuchnęła histerycznym płaczem.Johna oszołomił ten widok, a potem zobaczył ponad ramieniem Hiroko niezwykle skupioną twarz Arkadego, który zdawał się mówić: „Na pytania przyjdzie czas później”.I na ten widok Boone zupełnie zapomniał, co miał do powiedzenia.Tak, tak, pomyślał, powiedzą tu sobie sporo przykrych słów, ale to nic, najważniejsze, że są tutaj! Że są tutaj i że są wszyscy razem.Pod nimi w namiotach poziom hałasu wzrósł o dwadzieścia decybeli.To ludzie wiwatowali, ciesząc się ze spotkania.Nieco później tego popołudnia John zebrał wokół siebie wszystkich przybyłych przedstawicieli pierwszej setki: teraz prawie sześćdziesiąt osób.Zgromadzili się w najwyższym namiocie i obserwowali leżącą pod nimi krainę.Wszystko to było znacznie większe od Underhill i ubitej kamiennej równiny wokół niego.Wydawało się, że ich mały świat z dawnych lat zupełnie się zmienił, że świat ich otaczający oraz ludzka cywilizacja rozrosły się i spotężniały, że stały się niezwykle skomplikowane.Ale na tle tego innego świata oni nadal trwali, chociaż również się zmienili, wszystkie te tak dobrze znane twarze postarzały się na wszelkie możliwe sposoby: czas zerodował je, jak gdyby przeżyły epoki geologiczne, naznaczył je mądrością.John odniósł wrażenie, że „za” oczyma jego przyjaciół znajduje się coś na kształt wodonośnej formacji.Większość z nich miała teraz około siedemdziesiątki, świat natomiast był naprawdę większy – rozszerzył się na wiele różnych sposobów.Boone przypomniał sobie, że mimo wszystko istnieje obecnie możliwość, że będą obserwować siebie nawzajem i przemiany tego świata jeszcze przez wiele lat.Jeśli dopisze im szczęście.To było naprawdę niezwykłe uczucie.Rozmawiali, spoglądali na ludzi w namiotach ustawionych poniżej, popatrywali na leżący za Olympusem jaskrawopomarańczowy kobierzec planety.Zgiełk rozmów rozchodził się szybkimi chaotycznami falami, tworząc swego rodzaju wzorce interferencyjne.Czasem ludzie nieruchomieli na chwilę i zastygali, oszołomieni albo otumanieni jakimś faktem, a niekiedy wybuchali beztroskim śmiechem jak dzieci.W namiotach znajdujących się pod nimi wiele osób co jakiś czas podnosiło oczy i przez plastikowe stożki wpatrywało się w przedstawicieli pierwszej setki; byli ciekawi przebiegu tego historycznego spotkania.W końcu wszyscy usiedli i rozpoczęli świętowanie.Podawali sobie z rąk do rąk ser, krakersy i butelki czerwonego wina.John odchylił się na swoim krześle i rozglądał dokoła.Arkady położył jedną rękę na ramieniu Mai, drugą obejmował Nadię i cała trójka śmiała się z czegoś, co właśnie powiedziała Maja.Sax mrużył na swój sowi sposób oczy, a Hiroko promieniała.We wczesnych latach pobytu tutaj John ani razu nie widział u niej takiego spojrzenia.Nie miał ochoty psuć im tak wspaniałego nastroju, ale przecież na przykre słowa pora nigdy nie jest odpowiednia, a ten nastrój święta z pewnością jeszcze powróci [ Pobierz całość w formacie PDF ]