RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przepraszam, nie chciaÅ‚am& Daj spokój. T.C.odsunÄ…Å‚ jÄ… od siebie Å‚agodnie. JesteÅ› pewna, żemogÅ‚abyÅ› teraz przejrzeć ten album?Laura skinęła gÅ‚owÄ….Nie miaÅ‚a okazji zrobić tego wczeÅ›niej, a i teraznie byÅ‚a pewna, czy wystarczy jej siÅ‚y, by je tak po prostu obejrzeć, w sa-motnoÅ›ci.Zabrali siÄ™ wiÄ™c do tego we dwójkÄ™.Przyjaciel obserwowaÅ‚ jÄ…, gdyodwracaÅ‚a kolejne strony.ZaskoczyÅ‚o go to, że czuje siÄ™ winny, że robiwszystko, co należy, by pomóc.ZaskoczyÅ‚o go, że tak szybko obeschÅ‚yjej Å‚zy, że przeglÄ…daÅ‚a pamiÄ…tkowe fotografie z oczami suchymi i przy-tomnymi.Z jej twarzy nie sposób byÅ‚o odczytać, co czuje, byÅ‚a bladai nieruchoma, jakby niedawny wybuch caÅ‚kiem jÄ… wyczerpaÅ‚.Ten brakuczuć przerażaÅ‚ bardziej niż rozpacz. Przy kolejnej karcie zatrzymaÅ‚a siÄ™ na kilka minut.T.C.spojrzaÅ‚ jejprzez ramiÄ™.ZapatrzyÅ‚a siÄ™ na zdjÄ™cia matki Davida. Jaka ona byÅ‚a, T.C.? Matka? Nie spotkaÅ‚em jej zdrowej, dowiedziaÅ‚a siÄ™, że ma raka,kiedy zaczynaliÅ›my studia.Wiem, że byli sobie bardzo bliscy, ona i syn.I wiem, że jej Å›mierć doprowadziÅ‚a go do rozpaczy.Laura przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ zdjÄ™ciu przez kolejnÄ… dÅ‚ugÄ… chwilÄ™.OdwróciÅ‚akartÄ™.NastÄ™pna byÅ‚a pusta.T.C.wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™. Czy tu& ?Skinęła gÅ‚owÄ…. Tak.Tu byÅ‚ ojciec Davida. Jezu.Niesamowity zbieg okolicznoÅ›ci. Nie rozumiem, T.C.Po co niszczyć zdjÄ™cie kogoÅ›, kto nie żyje nie-mal trzydzieÅ›ci lat? Nie wiem. Dla mnie nie ma to sensu. Może oprócz niego byÅ‚o tam jeszcze coÅ›? Nie, chyba nie.To byÅ‚a taka zwykÅ‚a fotografia, jakie publikuje siÄ™w rocznikach studenckich. JesteÅ› pewna, że tylko ona znikÅ‚a?Szybko sprawdzili resztÄ™ albumu, ale nie byÅ‚o w nim drugiej pustejkarty. O co tu może chodzić, T.C.? Daj mi trochÄ™ czasu, dobrze? Nie umiem myÅ›leć szybko.WolÄ™ do-kÅ‚adniej. T.C.wyjÄ…Å‚ cygaro. MogÄ™? Jasne, pal.ZapaliÅ‚. W porzÄ…dku  powiedziaÅ‚  zastanówmy siÄ™ nad tym krok po kro-ku.Po pierwsze, ktoÅ› wÅ‚amuje ci siÄ™ do domu, racja? ZÅ‚odziej? Nie, bogdyby to byÅ‚ zÅ‚odziej, ukradÅ‚by pieniÄ…dze.A szukajÄ…cy pamiÄ…tki wielbi-ciel talentu Davida zabraÅ‚by pierÅ›cieÅ„ ligii uniwersyteckiej albo jakieÅ›fotografie z meczów. To już wiemy.  Daj mi zrobić to po mojemu.ProszÄ™. Jasne, przepraszam. No wiÄ™c ktokolwiek to byÅ‚, interesowaÅ‚o go wÅ‚aÅ›nie zdjÄ™cie ojcaDavida. ZaglÄ…daÅ‚ też do naszego kalendarza  przypomniaÅ‚a mu Laura. SÅ‚usznie.Jest tu jakiÅ› zwiÄ…zek? Dlaczego ktoÅ› miaÅ‚by usuwać zdjÄ™-cie ojca Davida i jak to jest zwiÄ…zane z waszym kalendarzem? Nie mam zielonego pojÄ™cia.T.C.milczaÅ‚, pocieraÅ‚ brodÄ™ z zastanowieniem. Co wiemy o ojcu Davida?  spytaÅ‚ nagle. PopeÅ‚niÅ‚ samobójstwo  powiedziaÅ‚a Laura. Jasne.PotrafiÄ™ zrozumieć, dlaczego ktoÅ› chciaÅ‚ mieć jego zdjÄ™cie.No, powiedzmy, prawie zrozumieć. Jak to? No cóż, ten fragment życia Davida jest, powiedzmy sobie, nieco ta-jemniczy.Może ktoÅ› chciaÅ‚ mu nadać rozgÅ‚os, a nie mógÅ‚ znalezć odpo-wiedniej fotografii? MaÅ‚o to konkretne. Wiem.A w dodatku on nie tyle zabraÅ‚ zdjÄ™cie, ile wydarÅ‚ je z albu-mu. No wiÄ™c na czym wÅ‚aÅ›ciwie stoimy, T.C.?Policjant zaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ cygarem gÅ‚Ä™boko, po czym wypuÅ›ciÅ‚ powie-trze nad gÅ‚owÄ™.Do tej pory sÄ…dziÅ‚, że potrafi zrozumieć, dlaczego ktoÅ›wÅ‚amaÅ‚ siÄ™ do domu, po co potrzebne mu byÅ‚o zdjÄ™cie i kalendarz.Po-wiedzmy, że prawie miaÅ‚o to dla niego sens.Ale wyrywać fotografiÄ™ojca Davida?PotrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. Stoimy  powiedziaÅ‚  na bardzo grzÄ…skim gruncie. %  %  %Mężczyzna uważnie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ chirurgowi.Wielokrotnie wi-dziaÅ‚, jak to robi, ale nigdy nie patrzyÅ‚ na to z czymÅ› wiÄ™kszym niż zwy- kÅ‚a ciekawość.Tymczasem teraz obserwowaÅ‚ każdy ruch lekarza, którypowoli przecinaÅ‚ bandaże, rozwijaÅ‚ je, usuwaÅ‚ warstwy gazy.Tym ra-zem mężczyznÄ™ interesowaÅ‚ efekt koÅ„cowy. Leż nieruchomo  powiedziaÅ‚ chirurg do pacjenta. Za chwilÄ™koÅ„czÄ™.Mężczyzna próbowaÅ‚ zajrzeć mu przez ramiÄ™, chciaÅ‚ zobaczyćtwarz, ale bandaży ciÄ…gle byÅ‚o zbyt wiele.Chirurg z wyjÄ…tkowÄ… ostroż-noÅ›ciÄ… odrywaÅ‚ biaÅ‚Ä… taÅ›mÄ™, warstwa po warstwie.ObmyÅ‚ twarz męż-czyzny kawaÅ‚kiem płótna zanurzonym w spirytusie.SkoÅ„czyÅ‚ i cofnÄ…Å‚siÄ™ o krok, odsÅ‚oniÅ‚ widok. Jezu!  westchnÄ…Å‚ mężczyzna.Chirurg siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚. Jedno z moich najlepszych dzieÅ‚  powiedziaÅ‚ z dumÄ…. Nie przesadzasz, Hank.Fantastyczne!Po raz pierwszy od dnia operacji mężczyzna usÅ‚yszaÅ‚ pacjenta. MogÄ™ prosić o lustro? I ten gÅ‚os.Nieprawdopodobne, Hank, po prostu nieprawdopodob-ne. Lustro?Chirurg imieniem Hank skinÄ…Å‚ na pielÄ™gniarkÄ™. Nim ci je dam, mÅ‚ody czÅ‚owieku, pozwolÄ™ sobie na sÅ‚owo ostrzeże-nia.Czeka ciÄ™ szok.Nie wpadaj w panikÄ™.Wielu ludzi zmiany dezorien-tujÄ….Czasami dochodzi do kryzysu tożsamoÅ›ci. DziÄ™kujÄ™  powiedziaÅ‚ pacjent bezbarwnym gÅ‚osem. Czy mogÄ™teraz dostać lustro?PrzyniosÅ‚a mu je pielÄ™gniarka.Pacjent przyjrzaÅ‚ siÄ™ wreszcie swoje-mu odbiciu.CaÅ‚a trójka w napiÄ™ciu czekaÅ‚a na jego reakcjÄ™.Ale reakcjanie nastÄ…piÅ‚a.Pacjent przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ sobie jak każdego zwykÅ‚ego, nor-malnego dnia.Jego twarz ani drgnęła. Jak ci siÄ™ to podoba?  spytaÅ‚ chirurg. WykonaÅ‚ pan doskonaÅ‚Ä… robotÄ™, doktorze.ZakÅ‚adam, że rachunekzostaÅ‚ już uregulowany? Tak jest, dziÄ™kujÄ™.  Kiedy bÄ™dÄ™ mógÅ‚ wreszcie wstać z łóżka? Jeszcze dzieÅ„ odpoczynku.To wszystko. A kiedy bÄ™dÄ™ mógÅ‚ rozpocząć forsowne ćwiczenia? Forsowne ćwiczenia? Ale dlaczego&  chirurg powstrzymaÅ‚ siÄ™w ostatniej chwili, przypomniaÅ‚ sobie o niebezpieczeÅ„stwie, którym gro-ziÅ‚o zadawanie zbyt wielu zbyt dociekliwych pytaÅ„. JeÅ›li wszystkopójdzie dobrze, mniej wiÄ™cej za tydzieÅ„. 7Stan znalazÅ‚ budkÄ™ telefonicznÄ… niedaleko Filene s Basement.WyjÄ…Å‚z kieszeni rolkÄ™ ćwierćdolarówek, wrzuciÅ‚ kilka do automatu, wybraÅ‚numer.Po trzech sygnaÅ‚ach odezwaÅ‚a siÄ™ sekretarka. Kancelaria prawnicza Charlesa Slacksona, czym mogÄ™ sÅ‚użyć? ProszÄ™ poÅ‚Ä…czyć mnie z Charliem. Z kim rozmawiam? Jego starym przyjacielem  warknÄ…Å‚ Stan. Bardzo przepraszam, ale muszÄ™ znać& PoÅ‚Ä…cz mnie z nim, sÅ‚odziutkie bezmóżdże, albo wyrwÄ™ ci jÄ™zor.Sekretarce odebraÅ‚o gÅ‚os.Stan usÅ‚yszaÅ‚ trzask centralki, a po chwiligÅ‚os mężczyzny. Halo? Charlie? To ja, Stan. Jezu, Stan, naprawdÄ™ musiaÅ‚eÅ› przerazić na Å›mierć mojÄ… sekretar-kÄ™? Przepraszam, ale nie zamierzaÅ‚em siÄ™ jej przedstawiać. Wcale ci siÄ™ nie dziwiÄ™, stary przyjacielu. O co chodzi? Pan K ciÄ™ szuka.Nie jest w najlepszym humorze. Tak przypuszczaÅ‚em. Gdzie ty, do cholery, jesteÅ›, Stan? O to siÄ™ nie martw.Ale chcÄ™ ci zadać pytanie z zakresu prawa.  Sprawa jest czysta? Owszem. Normalnie nie zajmujÄ™ siÄ™ czystymi sprawami.MojÄ… specjalnoÅ›ciÄ…sÄ… brudne. O tym akurat doskonale wiem. Nie mówi mi, że znalazÅ‚eÅ› dla nas sposób na legalne zarobienie ja-kichÅ› pieniÄ™dzy, Stan.O wiele bardziej lubiÄ™ ciÄ™ takiego, jaki jesteÅ›.A je-steÅ› oszustem, i w dodatku kiepskim. SpróbujÄ™ siÄ™ nie zmienić. Trzymam ciÄ™ za sÅ‚owo.Teraz pytanie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl