RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli trochę cennej krwi miało wsiąknąć w jego ubranie, niech tak będzie.Byle tylko nie dawać mu szansy na spełnienie tego, co mu chodzi po głowie w pokoju, w którym przecież nie są sami.- Zamierzasz się pierdolić tu, na tej podłodze? - zapytał wprost.- Masz coś przeciwko?- Nie, jeśli to tobie pasuje - odparł i wpił się w jej usta, penetrując jej zęby językiem.Zauważyła, że już jest podniecony; czuła, że już mu stwardniał.Ale na nią czekała tutaj robota.Musi przelać krew i nasycić swego podopiecznego.Przerwała pocałunek i próbowała wyśliznąć się z jego ramion.Nóż umieściła zawczasu w kieszeni marynarki, na drzwiach.Kiedy nie mogła go dosięgnąć, nie czuła się pewnie wobec mężczyzny.- Jakiś problem? - zapytał.- Nie.- odparła.- Ale nie musimy się też tak bardzo śpieszyć.Mamy mnóstwo czasu!Dotknęła rozporka spodni mężczyzny, by go upewnić o swoich zamiarach.Jak głaskany pod szyją pies, mężczyzna przymknął oczy.- Jesteś dziwna, wiesz?.- zauważył.- Teraz nie patrz - zawołała nagle.- Hmm?- Zamknij oczy!Nie wiedział, o co chodzi, ale posłuchał.Cofnęła się do drzwi i na wpół obróciła, by wyciągnąć nóż z kieszeni, a jednocześnie nie tracić faceta z oczu.Miał zamknięte oczy i rozpinał właśnie rozporek, kiedy Julia chwyciła rękojeść noża.Nagle cień poruszył się.Usłyszał hałas i natychmiast otworzył oczy.- Co to było? - zapytał wpatrując się w ciemności.- Nic - stwierdziła wyciągnąwszy bez przeszkód nóż ze skrytki.Odwrócił się i oddalał od niej, idąc w poprzek pokoju.- Tam ktoś jest.- Nie!-.tutaj!Ostatnie słowo zamarło mu na ustach, gdy spostrzegł poruszenie w rogu pokoju.- Co.Na Boga! Co to jest?Wskazał palcem w głąb pokoju.Ona już jednak go miała.Zaczęła szatkować mu kark z rzeźnicką dokładnością.Krew trysnęła natychmiast gęstym strumieniem, uderzając głucho o ścianę.Słyszała odgłosy ukontentowania, wydawane przez Franka, a potem skargę mężczyzny: długi i niski jęk.Chwycił się za szyję, żeby zatamować upływ krwi, ale zaatakowała znowu.Bez litości cięła po palcach, po twarzy.Wreszcie, zachwiał się i padł na podłogę.Usunęła się, żeby nie zawadzić o jego nogi.W rogu widziała Franka, jak kołysze się wręcz z radości.- Moja dobra kobietko.- powiedział.Nie wiedziała, czy to tylko złudzenie, czy też rzeczywiście jego głos był już znacznie wyraźniejszy.Przypominał jej głos, który słyszała tysiące razy, rozpamiętując chwile rozkoszy sprzed lat.Nagle u drzwi zadzwonił dzwonek.Zamarła z przerażenia.- O Boże - wypowiedziała.- Jest wyśmienity - odpowiedział cień.- Tak dobry, jakby był martwy.Spojrzała na mężczyznę i spostrzegła, że Frank ma rację.Żył jeszcze i trząsł się.- Jest naprawdę duży.I dorodny - rozkoszował się Frank.Teraz był w zasięgu jej wzroku.Był zbyt łapczywy, żeby dbać o nią.Zobaczyła go po raz pierwszy w całości.Był parodią - nie tylko człowieczeństwa, ale i parodią życia.Odwróciła głowę.Dzwonek zabrzmiał znowu.Dłużej niż poprzednim razem.- Idź i otwórz - poprosił Frank.Nie odpowiedziała.- No idź - ponaglił ją zwracając się w jej stronę.Patrzyły na nią jaśniejące oczy umieszczone w bezkształtnej masie.Dzwonek odezwał się po raz trzeci.- Ktoś tam jest bardzo nachalny - powiedział, próbując teraz perswazji, skoro nie usłuchała polecenia.- Naprawdę myślę, że powinnaś zejść na dół i otworzyć drzwi.Przestała mu się przyglądać i skupiła uwagę na zwłokach na podłodze.I znowu usłyszała dzwonek.Rzeczywiście, lepiej było otworzyć.Wyszła z pokoju, próbując nie słyszeć dźwięków wydawanych przez Franka.Może to był agent ubezpieczeniowy albo świadek Jehowy z najnowszymi wiadomościami o zbawieniu? Tak, nie miała nic przeciwko temu.Dzwonek zadźwięczał znowu.- Już idę - zawołała przez drzwi, śpiesząc się teraz, jakby bała się, że przybysz sobie pójdzie.Miała pogodny wyraz twarzy, gdy otwierała w końcu drzwi.Uśmiech zniknął jednak natychmiast.- Kirsty?!- Mało brakowało i już bym sobie poszła.- Ja.spałam.- Aha!Kirsty patrzyła na nią ze zdziwieniem.Z opisu Rory'ego wynikało, że powinna wyglądać nie najlepiej.Tymczasem było wręcz przeciwnie.Julia miała zarumienioną twarz; kosmyki pozlepianych włosów poprzyklejały się do jej spoconego czoła.Nie wyglądała jak kobieta, która dopiero co wstała z łóżka.No, z łóżka może tak, ale nie ze snu.- Zaszłam tylko tak - zaczęła - na pogawędkę.Julia wzruszyła ramionami.- Nie jestem pewna, czy wybrałaś najlepszy moment - powiedziała.- Rozumiem.- Może mogłybyśmy się spotkać pod koniec tygodnia?.Kirsty spojrzała za plecy Julii.Ujrzała wilgotny jeszcze męski płaszcz na wieszaku.- Czy jest Rory? - zaryzykowała.- Nie - powiedziała Julia.- Oczywiście, że nie.Jest w pracy.Twarz jej nagle przybrała kamienny wyraz: - Czy po to przyszłaś? Żeby zobaczyć się z Rory'm?- Nie, ja.- Nie musisz mnie prosić o zgodę.Rory jest dorosły.Oboje możecie robić, co się wam, kurwa, podoba.Kirsty nie próbowała już się spierać.Volte face pozostawiła ją w osłupieniu.- Idź do domu - powiedziała Julia.- Nie chcę teraz z tobą rozmawiać.Zatrzasnęła drzwi.Kirsty jeszcze przez dobrą chwilę stała na schodku trzęsąc się cała.Nie miała najmniejszych wątpliwości, co się tu działo.Ociekający płaszcz, podniecenie Julii - jej zaczerwieniona twarz, jej nagły wybuch gniewu.W domu był kochanek.Biedny Rory źle wszystko rozumiał.Zeszła ze stopnia i zaczęła iść w stronę ulicy.Głowę wypełniały jej tysiące myśli.W końcu jedna z nich wybiła się na pierwszy plan: jak o tym wszystkim powie Rory'emu? Złamie mu tym przecież serce, nie miała co do tego żadnych wątpliwości.A na siebie samą, jako zwiastunkę nieszczęścia, ściągnie niechęć.Była bliska płaczu.Łzy nie pociekły jej jednak, gdyż inne, przedziwne uczucie zajęło jej uwagę.Ktoś obserwował ją.Czuła czyjeś spojrzenie z tyłu swej głowy.Julia? Czuła przez skórę, że to nie była Julia.A więc jej kochanek.Tak, kochanek!Wyszedłszy z cienia domu, nie mogła oprzeć się pokusie, by odwrócić głowę za siebie i spojrzeć.W pokoju na poddaszu stał przy oknie Frank i spoglądał przez dziurę w rolecie, którą właśnie wydłubał.Kobieta, której twarz z ledwością rozpoznawał, gapiła się na dom.Dokładnie - na okno, za którym stał Frank.Przekonany był, że nie jest w stanie go dojrzeć, więc nie przerwał obserwacji.Widywał już w życiu niejednokrotnie bardziej zgrabne kobiety, ale coś w braku szyku Kirsty zastanowiło go.Z jego doświadczeń wynikało, że takie kobiety były często znacznie lepszym towarzystwem niż piękności w rodzaju Julii.Były gotowe na takie rzeczy, o jakich pięknotki nigdy by nawet nie pomyślały.No i można było liczyć na ich wdzięczność za samo tylko zwrócenie na nie uwagi.Może kiedyś tu jeszcze wróci ta kobieta.Miał nadzieję, że wróci.Kirsty zlustrowała fasadę domu, ale nic nie zwróciło jej uwagi.Okna były albo puste, albo szczelnie zasłonięte.Mimo to dziwne uczucie nie opuszczało jej, było wręcz tak silne, że zakłopotana odwróciła się i poszła.Deszcz rozpadał się na dobre, gdy szła przez Lodovico Street.Powitała go z ulgą - przyniósł jej ochłodę i umożliwił jej płacz.Łez, które płynęły jej z oczu, nie było można odróżnić od kropli wody.* * *Julia, drżąc na całym ciele, powróciła na górę.W drzwiach natknęła się na człowieka z białym krawatem.Lub też raczej na jego głowę.Tym razem, z nadmiernej łapczywości lub głodu, Frank rozczłonkował całe ciało.Kawałki kości i wysuszonej skóry walały się po pokoju.Samego smakosza jednak nie było widać.Zawróciła do drzwi.Był tam i zastąpił jej drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl