[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idaho skupił się na kontrolkach silników.Włączył zapłon wirników i obserwował poruszającą się igłę wskaźnika.Uśmiech dotknął jego ust, nagły i zimny.Zniknął równie szybko, jak się pojawił.- Jestem wciąż Atrydką - powiedziała Jessika.- Alia już nie.- Nie obawiaj się.- Zgrzytnął zębami.- Nadal służę Atrydom.- Alia już nie jest Atrydką.- powtórzyła Jessika.- Nie musisz mi tego przypominać - warknął.- Zamknij się teraz i daj mi stąd odlecieć.Desperacja w jego głosie była zupełnie nieoczekiwana, nie pasowała do tego Duncana, którego kiedyś znała.Czując nawrót strachu, Jessika zapytała:- Dokąd lecimy, Duncan? Możesz mi teraz powiedzieć.Ten jednak skinął al-Falemu i fałszywa skała otworzyła się na zewnątrz w jasne, srebrne światło dnia.Ornitopter podskoczył do przodu, w górę.Machając jakby z wysiłkiem skrzydłami i wyjąc silnikami, nabierał powoli wysokości.Idaho skierował maszynę na południowy wschód, ku Grani Sihaja widniejącej jako czarna kreska nad piaskiem.Dopiero wtedy rzekł:- Nie osądzaj mnie surowo, pani.- Nie czynię tego od tej nocy, kiedy wpakowałeś się do Wielkiej Sali w Arrakin, rycząc, zalany piwem przyprawowym - powiedziała.Lecz jego słowa odnowiły wątpliwości, które sprawiły, że osiągnęła stan gotowości do obrony prana-bindu.- Dobrze pamiętam ową noc - powiedział.- Byłem bardzo młody i.niedoświadczony.- Byłeś też najlepszym szermierzem w świcie mojego księcia.- Niezupełnie, pani.Gurney brał nade mną górę sześć razy na dziesięć.- Spojrzał na nią.- Gdzie on teraz jest?- Wykonuje moje polecenia.Idaho kiwnął głową.- Wiesz, dokąd lecimy? - zapytała.- Tak, pani.- Więc mi powiedz.- Dobrze.Obiecałem, że uknuję wiarygodny spisek przeciwko rodowi Atrydów.Wybrałem więc jedyny możliwy sposób.- Nacisnął guzik na panelu kontrolnym i krępujący kokon wyskoczył spod siedzenia, otulając Jessikę w niezniszczalną, elastyczną sieć.- Zabieram cię na Salusa Secundus - rzekł.- Do Farad'na.W daremnym, niekontrolowanym spazmie Jessika szarpnęła się w więzach.Czuła, jak się zacieśniają, puszczając dopiero wtedy, gdy się odprężyła.Wcześniej zdążyła zauważyć śmiercionośną szigastrunę, ukrytą pod zabezpieczającą osłoną.- Mechanizm zwalniający szigastrunę jest wyłączony - powiedział, nie patrząc na nią.- Ach, nie próbuj stosować Głosu.Przeszedłem długą drogę od czasów, gdy mogłaś mnie tym podejść.- Popatrzył na nią.- Tleilaxanie zabezpieczyli mnie przed takimi sztuczkami.- Słuchasz poleceń Alii - stwierdziła Jessika - a ona.- Nie Alii - odrzekł.- Wypełniamy wolę Kaznodziei.Chce, żebyś uczyła Farad'na, tak jak kiedyś uczyłaś Paula.Jessika znieruchomiała, przypominając sobie, że Leto mówił, iż wkrótce znajdzie interesującego ucznia.Po chwili spytała:- Ten Kaznodzieja.Czy to mój syn?Głos Idaho wydawał się dochodzić z wielkiej odległości:- Też chciałbym to wiedzieć.Wszechświat po prostu jest.To jedyny sposób, w jaki może patrzeć fedajkin i pozostać panem swych zmysłów.Wszechświat ani nie zagraża, ani nie obiecuje.Rządzi rzeczami poza naszą władzą: upadkiem meteorytu, wybuchem masy preprzyprawowej, starzeniem się i umieraniem.Oto jest rzeczywistość wszechświata i taką należy ją przyjmować, bez względu na to, co się do niej czuje.Nie można rzeczywistości odeprzeć słowami.Wrócę do was na swój własny, bezsłowny sposób i wtedy, wtedy pojmiecie, co znaczy życie i śmierć.Zrozumienie tego napełni was radością.z przemowy Muad'Diba do fedajkinów- Widzisz, co wprawiliśmy w ruch - powiedziała Wensicja.- A to wszystko z myślą o tobie.Farad'n siedział nieruchomo naprzeciw matki w jej porannej komnacie.Złote światło słońca padało od tyłu, rzucając jego cień na posadzkę pokrytą białym parkietem.Wensicja miała na sobie zwykłą szatę, przetykaną złotem - wspomnienie królewskich dni.Jej trójkątna twarz wydawała się być spokojna, ale Farad'n wiedział, że matka obserwuje każdą jego reakcję.Czuł pustkę w żołądku, chociaż przyszedł zaraz po śniadaniu.- Nie akceptujesz naszych posunięć? - zapytała.- A co tu jest do akceptowania?- No.że aż do dziś tailiśmy przed tobą plany.- Ach.- Popatrzył badawczo na Wensicję, starając się przyjąć jakieś stanowisko.Myślał tylko o tym, co zauważył ostatnio: że Tyekanik nie zwracał się już do matki "księżno".Jak ją teraz nazywał? Królową Matką?"Dlaczego doznaję uczucia straty? - zastanawiał się.- Co takiego tracę?" Oczywiście znał odpowiedź: tracił beztroskie dni, czas na intelektualne poszukiwania.Jeżeli uknuty przez matkę spisek powiedzie się, pożegna się z tym na zawsze.Nowe obowiązki zaprzątną mu głowę bez reszty.Stwierdził, że nie jest jeszcze na to przygotowany.Jak śmieli tak swobodnie decydować o jego losie? Nawet nie zapytali go o zdanie!- No więc? - powiedziała Wensicja.- Coś nie w porządku?- A co będzie, jeśli plan się nie powiedzie? - zapytał, wypowiadając pierwszą myśl, która mu się nasunęła.- Jak może się nie powieść?- Nie wiem.Każdy plan może zawieść.Do czego potrzebny jest wam Idaho?- Idaho? Dlaczego się nim interesujesz.? Ach, tak.To ten mistyk, którego Tyek sprowadził bez naradzenia się ze mną.Źle zrobił.Ten człowiek mówił o Idaho, prawda?Kłamstwo zabrzmiało niezdarnie i Farad'n zorientował się, że wpatruje się zdumiony w matkę.Ona przez cały czas wiedziała o Kaznodziei!- To tylko dlatego, że nigdy nie widziałem gholi - rzekł.Uwierzyła mu i powiedziała:- Zachowujemy Idaho do czegoś ważnego.Farad'n w milczeniu przygryzł górną wargę.Wensicji gest ten przypomniał nieżyjącego ojca.Dalak czasami był właśnie taki - bardzo skryty i złożony, trudny do przeniknięcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]