[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istnieją tylko te chwile i okazja do wyciągnięcia z nich wszelkiej możliwej przyjemności”.- Czy nie mamy lekkiego przechyłu na prawo? - zapytał Joao.- Może trochę - potwierdził Chen-Lhu.- Sądzisz, że twoja łata przecieka?- To możliwe.- Mamy w tym gracie pompę?- Moglibyśmy użyć głowicy rozpylającej z jednego z małych rozpylaczy - powiedział Joao.Umysł Rhin skoncentrował się teraz na jego kieszenii powiedziała:- Joao, nie pozwól, by dostali mnie żywą.- Aaach, melodramat! - zawołał Chen-Lhu.- Zostaw ją! -- wybuchnął Joao.Poklepał Rhin po dłoni i rozejrzał się po kapsule.- Dlaczego zostawili nas samych?- Znaleźli nowe miejsce, żeby nas oczekiwać - powiedziała Rhin.- Zawsze patrzysz z ciemnej strony - mruknął Chen-Lhu.- Co może zdarzyć się najgorszego, co? Być może chcą naszych głów tak jak dzicy, którzy tu kiedyś żyli.- Jesteś bardzo pomocny - rzekł Joao.- Podaj mi wreszcie tę głowicę.- Już, szefie - powiedział Chen-Lhu szyderczym głosem.Joao przyjął metalowo- plastykowe urządzenie, prześlizgnął się do tylnego włazu i wyszedł na pływak.Zatrzymał się tam na chwilę, by zbadać otoczenie.Ani śladu stworzeń o których wiedział, że go obserwują.W dole na zakręcie rzeki, wysoko nad drzewami wyłaniała się skalna skarpa odległa o pięć, może sześć kilometrów.„Lawa” - pomyślał Joao.„Rzeka musi w jakiś sposób przepływać przez tę skałę.”Nachylił się nad pływakiem i otworzył klapę inspekcyjną.Wsunął pompą do środka.Z wnętrza pływaka dobiegło chlupotanie.Osadził pompę na brzegu otworu i ruszył dźwignię przetyczki.Cienki strumień wody łukiem poleciał do rzeki.Pachniał truciznami z głowicy.Skowyczący okrzyk tukana rozbrzmiał w dżungli po prawej i Joao usłyszał dochodzący z kabiny pomruk głosu Chen-Lhu.O czym on mówi, kiedy mnie nie ma? - zastanowił się Joao.Podniósł głowę by stwierdzić, że rzeczny zakręt był szerszy niż się tego spodziewał.Prąd znosił teraz kapsułę od skalnej skarpy.Ten fakt nie napełnił Joao optymizmem.„Rzeka może meandrować o tej porze roku całymi kilometrami znosząc nas tylko o kilkaset metrów od miejsca w którym jesteśmy teraz” - pomyślał.Głos Rhin podniósł się nagle, jej słowa zabrzmiały wyraźne w wilgotnym powietrzu:- Ty skurwysynu!- Przodkowie nie są już ważni w moim kraju, Rhin - odpowiedział Chen-Lhu.Pompa zassała powietrze z mokrym gulgotaniem i ten dźwięk zagłuszył odpowiedź Rhin.Joao z powrotem zamknął otwór inspekcyjny i wrócił do kabiny.Rhin siedziała z założonymi rękami i głową wyciągniętą do przodu.Czerwony rumieniec gniewu barwił jej szyję.- W pływaku była woda - powiedział Chen-Lhu gładkim głosem.- Słyszałem.„Tak, założę się, że słyszałeś” - pomyślał Joao.„W co grasz, doktorze Travisie Huntingtonie Chen-Lhu? To rozgrywka z nudów? Drażnisz ludzi dla własnej zabawy, czy to coś głębszego?”Joao wślizgnął się na swój fotel.Kapsuła zatańczyła w sieci zmarszczek wiru i odwróciła się przodem do biegu rzeki, ku kolumnie słonecznego światła przebijającej się przez chmury.Powoli wśród chmur pojawiały się wielkie łaty błękitu.- Jest słońce, stare dobre słońce - mruknęła Rhin.- Teraz kiedy go nie potrzebujemy.Przeniknęła ją potrzeba męskiej opieki i oparła głowę o ramię Joao.- Zanosi się, że będzie piekielnie gorąco - szepnęła.- Jeżeli chcecie być sami, mogę wyjść na pływak - zaszydził Chen-Lhu.- Ignoruj tego bękarta - powiedziała Rhin.„Czy odważę się go zignorować?” - zastanowił się Joao -”Czy takie jest jej zadanie; sprawić, bym zaczął go ignorować? Czy odważę się na to?”Jej włosy wydzielały zapach piżma, który groził zaćmieniem rozsądku.Joao zaczerpnął głęboko powietrza i potrząsnął głową.„Co jest z tą kobietą.z tą zmienną, bystrą samicą?.”- Miałeś mnóstwo dziewczyn, co? - zapytała Rhin.Jej słowa wzbudziły w umyśle Joao szereg obrazów;oczy brązowe jak u łani.z zaczajonym spojrzeniem.Oczy, oczy, oczy.wszystkie takie same.I bujne sylwetki w obcisłych stanikach, lub wznoszące białe prześcieradła.ciepło pod dłońmi.- Jakąś szczególną dziewczynę? - ciągnęła Rhin.A Chen-Lhu zastanowił się: „Dlaczego to robi? Szuka samousprawiedliwienia, powodu, by traktować go tak jak chcę, żeby go traktowała.”- Byłem bardzo zajęty - odparł Joao.- Założę się, że tak - rzekła.- Co to znaczył- Jest tam w Zielonej, pewna dziewczyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]