[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W narastającym mroku nie widział dobrze naszych rysów.– Gnejuszu Klaudiuszu – rzekł Katylina.– Moje zainteresowanie jest absolutnie niewinne.Mój wspólnik z Rzymu zajmuje się wyszukiwaniem kopalni, nawet zniszczonych, i dobrze płaci za posiadłości, które wydadzą się mu warte zainwestowania.Chciałem tylko pobieżnie rzucić okiem na twą sztolnię.Gdybym wiedział, że zabraniasz niewolnikom działać w twoim imieniu, nigdy bym nie postawił stopy na twej ziemi.Ta przemowa zdawała się udobruchać Gnejusza, który wciągnął policzki, jakby je żuł.Po dłuższej chwili zapytał:– I cóż w takim razie sądzisz o mojej kopalni?– Jestem dobrej myśli.– Katylina się uśmiechnął.– Tak?– Myślę, że mój wspólnik mógłby się nią zainteresować.– Ona jest nieczynna od wielu lat.– Wiem.Ale on ma inżynierów, którzy czasem potrafią wydobyć z ziemi jeszcze trochę kruszcu nawet wtedy, gdy żyła wydaje się wyczerpana.Cena, jaką mógłby zaoferować, zależy oczywiście od stanu kopalni.Zapewne zechce przysłać tu kilku ze swych niewolników, by się jej lepiej przyjrzeli, zanim poweźmie decyzję.jeśli, naturalnie, zarekomenduję mu ją jako wartą zachodu.– A zatem myślisz, że ta ziemia mogłaby być warta.– Niestety, Gnejuszu, noc już idzie.Mam za sobą długie i męczące popołudnie.Droga do kopalni jest, jak wiesz, bardzo trudna.Potrzebuję odpoczynku i kolacji.Może dokończymy naszą rozmowę kiedy indziej?Obaj z Tongiliusem dosiedli wierzchowców.– Masz się zatem gdzie zatrzymać? Bo jeżeli nie.– zaczął Gnejusz.– Mam dobre miejsce, niezbyt daleko stąd.– Może powinienem pojechać z wami?– Nie ma potrzeby, znamy już drogę.Tymczasem niech mi będzie wolno zasugerować, by ktoś się zajął raną twego niewolnika.Miał paskudny wypadek, nie z własnej winy.Starał się tylko jak najlepiej mi usłużyć.Jego dbałość o twoje interesy jest godna pochwały.Szkoda byłoby stracić tak lojalnego niewolnika tylko dlatego, że rana, jaką odniósł w służbie swojego pana, nie została prawidłowo opatrzona.Odjechaliśmy, pozostawiając Gnejusza gapiącego się za nami z malującą się na twarzy mieszaniną chciwości i niepewności.Zanim zniknęliśmy za zakrętem, obejrzałem się jeszcze raz.Zobaczyłem, jak unosi rękę i uderza starego niewolnika prosto w głowę.ROZDZIAŁ XIII– Gnejusz Klaudiusz.cóż za okropny człowiek! – Katylina pokręcił głową.– Czy wszyscy twoi sąsiedzi są równie okropni?– Zaczynam się o tym przekonywać.Choć nie, nie wszyscy – powiedziałem, myśląc o Klaudii.– Czy woda jest dość gorąca?– Jak najbardziej.– A dla ciebie, Tongiliusie?– Jest idealna.– Mogę zawołać kogoś z niewolników, by dorzucił drew do pieca.– Och, nie, gdyby była choć trochę gorętsza, chyba bym się roztopił – westchnął Katylina, zanurzając się po szyję w parującej wodzie.Mój dawny przyjaciel Lucjusz Klaudiusz wyposażył swój wiejski dom w wiele miejskich luksusów, a wśród nich łaźnię z trzema pomieszczeniami: do ciepłej, gorącej i zimnej kąpieli.Na ogół podczas lata nawet nocą bywa za gorąco, by się zanurzyć choćby w ciepłej kąpieli.Ja sam wolę dokonywać ablucji bezpośrednio w strumieniu, używając gąbki i skrobaczki.To był pomysł Katyliny, by rozpalić w piecu umieszczonym między kuchnią a łaźnią i napełnić marmurowe baseny podgrzaną wodą.Moje zesztywniałe nogi i obolałe stopy oddały swój głos za tą propozycją, więc po lekkiej kolacji zamiast do atrium, udaliśmy się do kąpieli.Zrzuciliśmy przybrudzone tuniki i zaczęliśmy od ciepłego basenu, po czym przenieśliśmy się do sąsiedniego pomieszczenia i zanurzyliśmy w gorącej wodzie.Katylina z Tongiliusem nawzajem zeskrobywali z siebie pot i brud skrobaczkami z kości słoniowej.Meto nie przyłączył się do nas, choć pewnie chciałby zostać i przysłuchiwać się konwersacji dorosłych.Jednak wszystkie jego dzisiejsze wyczyny, skakanie po skałach, bieganie pod górę i z powrotem dało o sobie znać już przy kolacji; ziewał i podrzemywał na sofie, jeszcze zanim podano główne danie.Po posiłku Bethesda posłała go do łóżka.Byłem z tego zadowolony, nie bardzo chciałem bowiem, by Meto obnażał się w towarzystwie Katyliny.W sprawach ciała apetyt Lucjusza Sergiusza był podobno z gatunku wilczych, a powściągliwość bliska zeru, pomimo jego wersji historii z westalką.Trzeba przyznać, że przynajmniej miał wysokie wymagania, sądząc po powierzchowności nagiego Tongiliusa.Smukłe, atletyczne ciało młodzieńca mogło przyprawiać dorastających chłopców o zazdrość, w starszych mężczyznach zaś budzić nostalgiczny smutek albo.pożądanie.Jak się przekonałem w łaźni, Tongilius należał do tych przystojnych i czarujących młodych ludzi, którzy wydają się bardziej wyniośli nago niż w ubraniu.W jego postawie i gestach dostrzegłem ślad świadomego epatowania swym urokiem, kiedy uniósł nad wodę dobrze umięśnione ramiona, zadarł głowę, patrząc gdzieś w odległy punkt, i odgarnął lśniące włosy z czoła, niczym rzeźbiarz cyzelujący swoje wyobrażenie.Katylinie zdawał się ten gest podobać, ponieważ wpatrywał się w niego intensywnie.Choć ich oczy się nie spotkały, uśmiechnęli się w tym samym momencie w taki sposób, że podejrzewałem, iż pod wodą musieli się potajemnie dotknąć.Możliwe, że był to też jakiś sygnał, w chwilę później Tongilius wstał i wyszedł z basenu.Owinął się w ręcznik i wytrząsnął wodę z włosów.– Nie chcesz się zanurzyć w zimnej kąpieli? – spytałem.– Wolę ochłonąć na swym łóżku.Para unosząca się ze schnącego ciała rozluźnia mięśnie równie dobrze jak wprawny masażysta.To przepyszny sposób na zaśnięcie.Uśmiechnął się do mnie, po czym nachylił się nad Katyliną tak nisko, że prawie stykali się policzkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]