RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To pistolet, nazywa się magnum 457.Jest w nim pięć kuł, a tu ma pan jeszcze dwa tuziny - paczka wślizgnęła się w kieszeń kurtki Joao.- Niewiele z tego będzie pożytku, chyba, że przeciw ludziom.- dodał.Joao przełknął ślinę czując, że łzy zwilżają jego oczy.Wszyscy z Bractwa wiedzieli, że Padre nosił tę starą rusznicę i za nic by się z nią nie rozstał.Fakt, że oddawał ją teraz, oznaczał, że spodziewa się tu umrzeć.Prawdopodobnie tak się stanie.- Niech Bóg cię prowadzi, szefie - powiedział Yierho.Joao odwrócił się i spojrzał na rzekę odległą o mniej więcej pięćset metrów sawanny.Mógł dostrzec plażę na przeciwnym brzegu oraz dziką roślinność oświetloną popołudniowym słońcem.Dżungla wznosiła się nieruchomymi falami barw, których śmiałe linie odznaczały się wyraźnie w mdłym świetle.U dołu roślinność była koloru niebieskozielonego i przypominała wypłowiałą na słońcu szałwię, u góry przebłyskiwały plamy żółci, czerwieni i ochry.Nad zielenią górowało drzewo candello z gniazdami nietoperzy- sokołów uczepionymi gałęzi.Po lewej stronie ścianę drzew mata- polo częściowo zasłaniała splątana sieć lian.- Piętnaście minut paliwa, to wszystko? - zapytał Joao.- Może minuta więcej, szefie.„Nigdy nam się nie uda, jeżeli do poruszania nas będziemy mieli tylko prąd rzeki” - pomyślał Joao.- Szefie, czasami na rzece jest wiatr - rzekł Yierho.„Chryste, on chyba nie oczekuje od nas, że będziemytym żeglować” - pomyślał Joao.Spojrzał na Yierha.Dostrzegł na wychudłej twarzy mężczyzny głębokie znużenie upodabniające go do stracha na wróble.- Ten wiatr może spowodować kłopoty, szefie - powiedział Yierho.- Wykorzystałem jedną z kotwiczek kapsuły, żeby zrobić coś, co unosiłoby się tuż pod powierzchnią.To się nazywa dryfkotwa.Utrzyma kapsułę nosem do wiatru.- Sprytny pomysł, Padre - powiedział Joao i zastanowił się: „Dlaczego odgrywamy tę farsę? Umrzemy tutaj, wszyscy.tutaj, albo gdzieś w dole rzeki”.Mieli do pokonania siedemset, albo osiemset kilometrów naszpikowanych progami wodnymi, rozpadlinami i wodospadami, a już prawie doganiała ich pora deszczowa.Rzeka stanie się wtedy rwącym piekłem.A jeżeli ona ich nie dostanie, to będą to nowe owady posługujące się kwasem i wyrafinowanymi truciznami.- Szefie, zrób lepiej jeszcze jeden przegląd - powiedział Yierho wskazując na kapsułę.„Tak, zająć się czymkolwiek i oderwać się od rozmyślań” - przytaknął mu w duchu Joao.Sprawdzał ją już, ale jeszcze raz nie zaszkodzi.Mimo wszystko od niej będzie zależało ich życie.do czasu.Joao pozwolił sobie zastanowić się nad tym, czy ucieczka była możliwa i czy w ogóle była jakaś nadzieja.To mimo wszystko była kapsuła ciężarówki powietrznej przystosowanej do działań w dżungli.Można było ją uszczelnić przeciw większości owadów.Była zaprojektowana do znoszenia nadmiernych obciążeń.„Nie wolno mi pozwolić sobie na nadzieję” - pomyślał.Ale zdecydował się na jeszcze jedną inspekcję kapsuły.Na wszelki wypadek.Pokrywająca ją biała farba prawie zniknęła wytrawiona kwasem.Pływaki, normalnie długie i wystające spod dolnej krzywizny kapsuły, zostały ręcznie wyklepane i przymocowane z powrotem.Tworzyły teraz płaski stopień, prowadzący na krótkie skrzydła i do kabiny.Cała kapsuła miała prawie pięć i pół metra długości, z czego ostatnie dwa metry zajmowały silniki rakietowe.Zespół silników, który mieścił się w tylnym, odrzuconym przedziale ciężarówki, został gładko odcięty z obu stron.Sama kapsuła była owalna w przekroju.Dawało to dwie półksiężycowate powierzchnie, które otwierały się do tylnej części kapsuły.Lewy półksiężyc był labiryntem wklęsłych i wypukłych złącz, szczepiających ongiś ze sobą kapsułę z przedziałem ładunkowym.Prawą stronę zamykał właz otwierający się teraz z kabiny na jeden z pływaków.Joao sprawdził właz, upewnił się, że umocowano wszystkie złącza i spojrzał na prawy pływak.Zygzakowate rozdarcie zostało załatane przy pomocy butylu i tkaniny.Poczuł zapach paliwa rakietowego i przyklęknął, by popatrzeć na denny przedział zbiornika paliwa.Yierho wypompował paliwo, z zewnątrz nałożył łatę wulkanizacyjną, a od wewnątrz szczeliwo ze zbiorników rozpylaczy i z powrotem wlał paliwo.- Powinno trzymać, jeśli w nic nie uderzycie - stwierdził Yierho.Joao pokiwał głową, okrążył kabinę, wspiął się na lewe skrzydło i zajrzał do wnętrza.Dwa fotele z przodu, a w tyle obita prycza.Całe wnętrze pokrywały plamy od rozpylonych chemikaliów.Tworzyło to przestrzeń szeroką na dwa i głęboką na dwa i pół metra.Przez przednie okna widać było okrągły nos kapsuły.Górą ku tylnemu przedziałowi biegła przezroczysta szyba z polaryzującego tworzywa.Joao zasiadł w fotelu po lewej i sprawdził przyrządy ręczne.Miały luz i reagowały ospale.Za niezdarnymi, ręcznie wypisanymi tabliczkami zainstalowane były nowe wskaźniki ilości paliwa i kontrolki opryskiwania.Yierho odezwał się mu zza jego ramienia:- Musiałem użyć tego, co miałem pod ręką, szefie.Niewiele tego było.Zadowolony jestem, że ci z MOE okazali się takimi głupcami.- Hmmm? - mruknął z roztargnieniem Joao kontynuując sprawdzanie przyrządów.- Porzucając swoją ciężarówkę, zabrali namioty.Ja wziąłbym więcej broni.Ale z namiotów miałem więcej lin naciągowych i tkanin na łaty.Joao skończył przegląd paliwomierzy.- Na przewodach paliwa nie ma żadnych automatycznych zastawek regulujących - stwierdził.- Nie można ich było naprawić, szefie, ale i tak nie ma go pan zbyt wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl