[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy wy dwie, eee.jesteście tutaj nauczycielkami albo czymś w tym rodzaju? - spytał Driscoll.- Czasami - odpowiedziała Shirley.- Ci głównie uczy angielskiego, ale robi to przede wszystkim na planecie.To znaczy wtedy, gdy nie pracuje w elektronice albo nie zakłada gdzieś podziemnych przewodów elektrycznych dla fabryk.Ja nie mam tak technicznych zainteresowań.Hoduję oliwki i winorośl na Półwyspie i projektuję wnętrza.Po to właśnie tu przyleciałam - Clem chce zmienić wyposażenie i dekorację pomieszczeń załogi i pokładu jadalnego.Ale od czasu do czasu, choć rzadko, uczę także krawiectwa.- Ale ja mam na myśli stałą pracę - powiedział Driscoll.Jakie masz podstawowe zajęcie?- Wszystkie, które wymieniłam.- Shirley była z lekka zdziwiona.- Co rozumiesz przez “podstawowe"?- Oni robią zawsze to samo, od chwili ukończenia szkoły do przejścia na emeryturę - przypomniała matce Ci.- No tak, oczywiście - zgodziła się Shirley.- To okropne.Niemniej to ich sprawa.- A co robisz najlepiej? - spytała go Ci.- To znaczy.zamiast podpierania ścian dla innych ludzi.Przecież to żadna przyjemność.Driscoll pomyślał na ten temat, ale w końcu zmuszony był bezradnie potrząsnąć głową.- Obawiam się, że nie robię nic, co by cię mogło zainteresować - przyznał wreszcie.- Ależ każdy ma coś takiego - nalegała Shirley.- Co lubisz robić?- Naprawdę chcecie wiedzieć? - W głosie Driscolla pojawiło się napięcie.- Hej, hamuj się, żołnierzu - rzekła podejrzliwie Ci.- Jeszcze jesteśmy obcy.Później, kto wie? Ale to musi dojrzeć.- Ależ nic takiego nie miałem na myśli - zaprotestował zaambarasowany Driscoll.- Jeśli już naprawdę chcesz wiedzieć, to lubię karty.- Masz na myśli sztuczki karciane? - zainteresowała się Shirley.- Oczywiście potrafię robić sztuczki.- Czy dobrze je robisz?- Znakomicie.Potrafię zmusić karty, by wstały z miejsca i mówiły.- Lepiej dla ciebie będzie, gdy okaże się, że mówisz prawdę ostrzegła Shirley.- Nie ma nic gorszego, jak próbować wydawać pieniądze, których się nie posiada.To tak, jakby się ludzi okradało.Driscoll nie zrozumiał, co miała na myśli, więc powiedział tylko: - Mówię prawdę.Shirley zwróciła się do Ci.- Słuchaj, czy nie byłoby cudowne, gdyby on przyszedł na nasze najbliższe przyjęcie? Uwielbiam takie rzeczy.- Odwróciła się ponownie do Driscolla.- Kiedy lądujesz na Chironie?- Jeszcze nie wiem.Nic nie słyszeliśmy na ten temat.- No to zgłoś się do nas, gdy już będziesz wiedział, a wtedy coś zorganizujemy.Mieszkam we Franklinie, więc nie będzie żadnych problemów.Tam się zwykle spotykamy.- Myślę, że to dobry pomysł - powiedział Driscoll.- Ale w tej chwili nie mogę niczego obiecywać.Wszystko zależy od tego, jak sprawy się potoczą.Jeśli dobrze, to jak znajdę twój adres?- Och, po prostu zapytaj gdziekolwiek komputery, jak dostać się do domu Shirley - z - rudymi - włosami, matki Ci.One się tobą dalej zaopiekują.- No to może zobaczymy się kiedyś tam, na dole - rzekła Ci.- Nooo.tak.Kto wie? - Miał jeszcze coś dodać, gdy Wellington przerwał:- Dwóch waszych oficerów idzie w tym kierunku.Myślę, że powinieneś o tym wiedzieć.- Kto? - zapytał automatycznie Driscoll, wrzucając niedopałek do spalarki i podrywając broń na ramię.Pokrywa na piersiach Wellingtona odsunęła się, ukazując ekranik, na którym widniały postacie Sirocca i Colmana, w ujęciu z góry.Szli swobodnym krokiem wzdłuż korytarza, rozmawiając z garstką towarzyszących im Chirończyków.Driscoll powrócił do poprzedniej postawy i w chwilę później rozległy się kroki z szerszego, biegnącego w prawo korytarza.Zbliżały się.- W porządku, Driscoll! - zawołał z daleka Sirocco, gdy towarzystwo wynurzyło się zza zakrętu korytarza.- Daj sobie spokój z pantomimą.Znów jesteśmy w Fabryce Bomb.- Driscoll odprężył się i posłał zdumione spojrzenie w głąb korytarza.- Mogłem się tego domyślić - powiedział do siebie, kiwając głową, Colman, równocześnie obrzucając taksującym spojrzeniem obie dziewczyny.Zatrzymał się.- Bardzo tu przytulnie - zauważył Sirocco.- Eeee.to jest Shirley i Ci - przedstawił je Driscoll.- A to Generał Wellington.- Miałeś przyjemną pogawędkę, prawda? - spytał Sirocco.- Tak, rzeczywiście, takie odniosłem wrażenie, sir.Skąd pan wie?Sirocco machnął ręką w kierunku korytarza, z którego przybył.- Bo wszędzie tak się dzieje, stąd właśnie wiem.Carson dyskutuje o futbolu, a Maddock opowiada jakimś dzieciom jak wyglądało dzieciństwo spędzone na Mayflowerze II.- Westchnął, ale nie wydawał się przy tym szczególnie wzburzony.- Jeśli nie da się ich pobić, trzeba się do nich przyłączyć, co, Driscoll? Przynajmniej na godzinkę czy coś koło tego.A poza tym oni chcą coś pokazać Colmanowi w obserwatorium o piętro wyżej.Absolutnie nie rozumiem, o czym rozmawiają.- Steve jest inżynierem - wyjaśnił jeden z Chirończyków, brodaty młodzieniec w czerwonej koszuli w kratę, pokazując na Colmana i zwracając się do Ci.- Opowiedzieliśmy mu o drganiach rezonansowych w zawieszeniu żyroskopu C7, a on powiedział, że może będzie mógł zasugerować sposób na ich wytłumienie przez sprzężenie z laserem osiowania.Zabieramy go na górę, żeby rzucił na to okiem.- Gustav był dokładnie tego samego zdania - powiedziała Ci, patrząc z aprobatą na Colmana.- Oglądał to wczoraj.- Wiem.Może uda się załatwić, żeby Gustav i Steve razem nad tym popracowali.- Hej, nie liczcie na to zanadto - ostrzegł Colman.Powiedziałem tylko, że chciałbym to obejrzeć.Armia może być zupełnie odmiennego zdania co do mojego angażowania się w tę sprawę.Więc nie dawajcie głowy za to, że się uda.Chirończycy i Colman wspięli się na schodki o stalowej poręczy, dyskutując o przetwornikach różnicowych i kompensatorach indukcyjnych, Shirley zaś i Ci poszły w swoją drogę, bo Wellington przypomniał im, że do odlotu promu do Fraklina mają mniej niż piętnaście minut.Driscoll i Sirocco zostali z Wellingtonem na korytarzu.- Jeśli pozwoli pan zrobić uwagę, to czy to nie jest trochę ryzykowne, sir? - wyraził obawę Driscoll.- To znaczy.przy tym wszystko, co się dzieje? Bo gdyby pokazał się pułkownik Wesserman czy ktoś inny.?- Gdy są tutaj chirońskie roboty, nie ma obawy.Cały statek jest dokładnie obstawiony.- Powąchał powietrze marszcząc nos i poruszając wąsami.- Odpoczywajcie sobie, szeregowcu Driscoll, gdy jest okazja - doradził.- Zapaliłbym też jednego z tych papierosów, co ty.Droscoll uśmiechnął się i poczuł się pewniej.- Widzisz, Wellington - powiedział - oni nie są wszyscy aż tacy źli, jak myślisz.- Zadziwiające - odpowiedział Wellington obojętnym tonem.Tegoż wieczoru odbyło się przyjęcie w “Bowery" z okazji szczęśliwego ukończenia podróży przez Mayflowera II [ Pobierz całość w formacie PDF ]