RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mowa ludzka jest jak przebranie, ukrywa to, co istotne, słowa łączą się i błądzą, bez celu, lecz nagle, dzięki trzem, czterem wyrazom lub same z siebie, odnajdują wyjście, wystarczy jakiś zaimek osobo­wy, przysłówek, czasownik, jeden przymiotnik i już bezkształtna masa słów zyskuje siłę, wypływa na powierz­chnię, objawia wzruszeniem na twarzy, w oczach, nadaje kształt uczuciom, bywa, że dają o sobie znać nadwerężone nerwy, które znoszą wiele, znoszą wszystko, jak odbijająca ciosy zbroja, ale do czasu.Żona lekarza ma nerwy ze stali, lecz i na nią przychodzi czas, stoi naga, drżąca i zalewa się łzami z powodu jakiegoś zaimka, przysłówka, czasownika, jednego przymiotnika, które są tylko częściami mowy, umownym podziałem gramatycznym, pozostałe dwie ko­biety, tamte kobiety, również zaczynają szlochać i obej­mują się nawzajem jak w modlitewnym uniesieniu, trzy nagie gracje tańczące w strugach deszczu.Są to jednak chwile, które nie mogą trwać wiecznie, kobiety mokną już od ponad godziny i za parę minut poczują chłód.Zimno mi, odzywa się dziewczyna w ciemnych okularach.Nie da się bardziej wyczyścić ubrań, natomiast buty lśnią jak nigdy, teraz tylko trzeba umyć cuchnące ciała.Kobiety wcierają pianę we włosy, szorują sobie nawzajem plecy, śmieją się tak, jak kiedyś śmiały się w ogrodzie dziewczynki grające w ciuciubabkę, w odległych czasach, gdy jeszcze widziały.Wstaje dzień, przez pochmurne ramię poranka nieśmiało wygląda słońce, ale znów kryje się za chmurami, deszcz robi się coraz słabszy.Praczki wracają do kuchni, wycierają się ręcznikami, które żona lekarza przyniosła z szafki w łazience.Ich skóra nieprzyjemnie pachnie detergentem, ale trudno, przecież nie mają mydła, jak mówią, na bezrybiu i rak ryba, choć tu wszyscy czują się tak, jakby niczego im nie brakowało, być może dlatego, że potrafią mądrze gospodarować tym, co mają.W końcu jednak trzeba się ubrać, raj był na balkonie, nie tu.Fartuch żony lekarza jest całkiem mokry, dlatego kobieta wkłada sukienkę w kwiatki i wygląda w niej przepięknie.Kiedy wróciły do salonu, zastały starego człowieka z czarną opaską siedzącego na kanapie z opuszczoną głową i rękami splecionymi na karku.Chude palce ginęły w siwych, cienkich strąkach włosów, które opadały mu na szyję.Siedział nieruchomo, jakby całą siłą woli chciał zatrzymać uciekające myśli lub odwrotnie, wyrzucić je wszystkie z siebie.Mimo to usłyszał, jak wchodziły, wiedział, co robiły, wiedział, że były nagie i to nie dlatego, że cudem odzyskał wzrok i jak starcy podglądał nie jedną, lecz trzy kąpiące się Zuzanny, nie, nadal był ślepy.Stanął jedynie za kuchennymi drzwiami i przysłuchiwał się ich rozmowie, wsłuchiwał w ich śmiech, plusk wody, szelest deszczu, wdychał zapach detergentów, a gdy wrócił do pokoju, nie mógł się nadziwić, że na świecie wciąż tętni życie i zastanawiał się, czy nadal wolno mu z niego korzystać.Kobiety umyły się, powiedziała żona lekarza, Teraz kolej na mężczyzn, Nadal pada, spytał stary człowiek z czarną opaską, Tak, na balkonie stoją miski z wodą, Wolałbym umyć się w łazience, w balii, odparł, akcentując ostatnie słowo, jakby w ten sposób chciał podkreślić swój podeszły wiek, przypomnieć, że w jego czasach ludzie kąpali się w balii, a nie w wannie.Po chwili namysłu dodał, Jeśli, oczywiście, pozwolisz, Nie pobrudzę ci mieszkania, postaram się nie zamoczyć podłogi, Jak wolisz, przyniosę miskę, odparła żona lekarza, Pomogę ci, Nie trzeba, Chciałbym się na coś przydać, nie jestem inwalidą, No dobrze, chodźmy.Wciągnęła do środka miskę z wodą i nakierowując na nią ręce starego człowieka, powiedziała, Trzymaj, teraz, i razem podnieśli naczynie.Dobrze, że jesteś, bez ciebie nie dałabym sobie rady, Znasz to przysłowie, Jakie przysłowie, Praca starca funta kłaków warta, lecz głupi ten, co nią pogardza, Wydaje mi się, że brzmi ono nieco inaczej, Wiem, tam, gdzie powiedziałem starzec powinno być dziecko, zamiast pogardza, powinno być nie nagradza, ale przysłów nie można powtarzać w nieskończoność w tej samej formie, jeśli sens ich ma pozostać ten sam, trzeba je dostosowywać do życia, Ale z ciebie filozof, Bzdury, jestem po prostu starym człowie­kiem.Przelali wodę do wanny i żona lekarza przypomniała sobie, że jednak ma w szafce kostkę mydła.Dała je staremu człowiekowi.Weź, będziesz ładnie pachniał, ładniej od nas, możesz mydlić się do woli, w sklepach nie ma jedzenia, ale mydła jest pod dostatkiem, Dziękuję, Uważaj, nie poślizgnij się, poproszę mojego męża, żeby ci pomógł, Nie, dziękuję, wolę umyć się sam, Jak chcesz, daj mi rękę, masz tu maszynkę i pędzel, gdybyś chciał się ogolić, Dziękuję.Kiedy żona lekarza wyszła, stary człowiek z czarną opaską na oku zdjął piżamę, którą dostał po­przedniego wieczora, po czym ostrożnie wszedł do wanny.Woda była zimna, a do tego ledwo zakrywała dno, nie było porównania z radosnym tańcem roześmianych kobiet w strugach deszczu.Stary człowiek ukląkł i sprawdził, ile jest wody, potem nabrał jej w dłonie i chlusnął na pierś.Była tak lodowata, że na chwilę zaparło mu dech, ale chcąc mieć to już za sobą, oblał się cały.Zacisnął zęby, żeby nie krzyknąć, w końcu powoli, dokładnie namydlił ciało, ramiona, pierś, brzuch, podbrzusze, przyrodzenie, pach­winy.Wyglądam gorzej niż zwierzę, pomyślał, szorując chude uda, kolana, pięty, zdzierając skorupę brudu, która przylgnęła do niego jak druga skóra.Poczekał chwilę, by mydło wniknęło w zaschłą warstwę nieczystości.Przypomniał sobie, że musi umyć głowę, podniósł ręce, by zdjąć opaskę, Ty też potrzebujesz mydła, mruknął pod nosem i wrzucił ją do wody.Czuł, że jego ciało powoli się rozgrzewa, zamoczył głowę i umył włosy.Wyglądał jak bałwan z piany, cały biały w morzu mleka, w którym nikt go nie znajdzie, ale mylił się, nagle poczuł na plecach czyjeś ręce zgarniające pianę z jego ramion i piersi, powoli, okrężnymi ruchami zmywające brud, jakby dokładnością próbowały nadrobić niedociągnięcia wynikające ze ślepoty.Stary człowiek chciał spytać, Kim jesteś, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu, a jego ciało przeszył dreszcz, choć nie czuł zimna.Kobiece ręce okrężnymi ruchami wcierały pianę w jego ciało.Nie powiedziała, Jestem żoną lekarza, albo, Jestem żoną pierwszego ślepca, Jestem dziewczyną w ciemnych okularach.W pewnej chwili dłonie cofnęły się, dały się słyszeć czyjeś kroki, dźwięk zamykanych drzwi i zapadła cisza.Stary człowiek z czarną opaską na oku został sam, wciąż klęczał w wannie, jakby błagał kogoś lub coś o litość, cały drżał.Kto to był, zastanawiał się gorączkowo, Na pewno żona lekarza, jedyna widząca osoba, nasza ostoja, żywicielka, ta, która potrafi dyskretnie pomagać i wspierać.To podpowiadał mu rozum, ale stary człowiek dawno przestał wierzyć rozumowi.Wciąż nie mógł opanować drżenia rąk, nie wiedział, czy trzęsie się z zimna, czy z emocji.Znalazł opaskę na dnie wanny, wycisnął z niej wodę, wygładził i zawiązał wokół głowy, gdy miał ją na sobie, nie czuł się taki nagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl