[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko jedna osoba nie interesowała się tym zamieszaniem.Cecile stała na palcach, przytulona do ściany zielono-białego wozu, i starała się zajrzeć przez częściowo zasłonięte okno.Wewnątrz panował półmrok, toteż gdy jej wzrok oswoił się z ciemnościami, ledwie powstrzymała się od okrzyku przerażenia.Na łóżku leżała na brzuchu ciemnowłosa dziewczyna o plecach zmasakrowanych batem.Rany lśniły od rozmaitych maści gojących, ale nie były zabandażowane.Sądząc z niewielkich poruszeń, którym towarzyszyły jęki bólu, ranna nie spała.Cecile ostrożnie opuściła zasłonę i cofnęła się od okna.Przeszła obojętnie obok trzech Cyganek, skupionych na stopniach wozu i obserwujących wraz z innymi zamieszanie na drugim końcu placu.Nogi drżały pod nią a przed oczami cały czas miała obraz pleców skatowanej dziewczyny.Zbliżyła się do Bowmana, który właśnie skończył uspokajać jednego ze spanikowanych koni.Odprowadził go na bok, ujął Cecile pod ramię i oboje skierowali się ku uliczce, gdzie zaparkowali citroena.Bowmanowi wystarczyło jedno spojrzenie na twarz dziewczyny.- Nie spodobało ci się to, co zobaczyłaś, prawda? - spytał.- Naucz mnie, jak się strzela - oznajmiła stanowczo.- Mam słaby wzrok, ale zawsze można podejść bliżej.- Aż tak źle?- Aż tak źle.Dziewczyna, drobna, prawie dziecko, zbita tak, że prawie nie ma skóry na plecach.To biedactwo musi okropnie cierpieć.- I nie żal ci już tego typka, którego wrzuciłem do Rodanu?- Chciałabym go spotkać z pistoletem w ręku.- Żadnej broni palnej.Sam jej nie noszę.Natomiast doskonale rozumiem, o co ci chodzi.- A przyjąłeś to wszystko z takim spokojem?- Trudno być wściekłym przez dłuższy czas.To, czego ty dowiedziałaś się teraz, ja wiem od dawna.Nie byłem pewien, co konkretnie jej zrobili, ale spodziewałem się czegoś takiego.Podobnie jak Aleksander zdesperowana próbowała przekazać jakąś wiadomość i to jej się nie udało.Dali jej więc nauczkę, mając nadzieję, że wystarczy jej i pozostałym kobietom.Sądzę, że mieli rację.- Jaką wiadomość?- Gdybym wiedział, to w ciągu dziesięciu minut te nieszczęsne Cyganki opuściłyby wóz i były nareszcie bezpieczne.- Jeśli mi nie chcesz powiedzieć, to nie mów.- Posłuchaj, Cecile.- W porządku.To bez znaczenia - zatrzymała się niespodziewanie.- Wiesz, że dziś chciałam uciec? Kiedy wracaliśmy znad Rodanu?98- Nie dziwi mnie to.- Ale już nie chcę.I nie będę chciała.Masz pecha - teraz jesteś na mnie skazany.- Nie chciałbym być skazany na nikogo innego.Przyjrzała mu się zaskoczona.- Powiedziałeś to bez uśmiechu - stwierdziła.- Powiedziałem to bez uśmiechu - zgodził się Bowman.Doszli do citroena i obejrzeli się w stronę placu, na którym panował teraz wzmożony ruch.Ferenc chodził od wozu do wozu i jak można się domyślać, wydawał polecenia, gdyż właściciele karawaningów natychmiast rozpoczynali przygotowania do odjazdu.- Dlaczego się zbierają? - zdziwiła się Cecile.- Z powodu paru petard?- Z powodu naszego pzzyjaciela, który wykąpał się w Rodanie.I z powodu mojej skromnej osoby.- Ciebie?- Ponieważ Lacabro się nie utopił, podejrzewają, że nie dam im spokoju.Interesuje ich, co też mogę wiedzieć.Nie orientują się, jak teraz wyglądam, lecz są pewni, że zmieniłem kostium.Wiedzą jednak doskonale, że nie dostaną mnie w Arles, gdyż nie mają pojęcia, gdzie jestem, ani w jakim hotelu się zatrzymam.Muszą mnie zidentyfikować.A to będzie im najłatwiej zrobić z dala od ludzi.Dlatego dzisiejszą noc spędzą w szczerym polu, gdzieś w Camargue, mając nadzieję, że uda się im mnie rozpoznać.Są przekonani, że będę tam, gdzie ich tabor.- Przemowy to twoja mocna strona, prawda? - w zielonych oczach nie było złośliwości.- Lata wprawy.- I raczej trudno powiedzieć, że sam siebie nie doceniasz, czyż nie tak?- Zgadza się.Jak myślisz, czy oni mają na mój temat podobną opinię? - Przepraszam - dotknęła przelotnie jego dłoni.- Kiedy się boję, staję się złośliwa.- Ja też.To normalne.Wyruszamy, jak tylko się spakujesz i starym sposobem Pinkertona będziemy ich śledzić, jadąc przodem.Jazda za nimi jest niebezpieczna, bo Cyganie z pewnością zostawią za sobą paru ludzi, którzy będą sprawdzać przejeżdżające samochody.Na południu o tej porze ruch będzie niewielki, ponieważ dziś jest festiwal w Arles i przez najbliższe czterdzieści osiem godzin większość turystów tu zostanie, a dopiero potem pojadą do Saintes-Maries.- Przecież nie rozpoznają nas w tych strojach.99--- Z pewnością nie, ale też nie będą musieli.Będą szukać wozu, którym podróżuje samotna para i który ma tablice rejestracyjne z Arles.gdyż musi być wypożyczony.Przebranie tylko ich upewni, bo wiedzą, że w tych stronach mogą to być stroje cygańskie lub guardians.Będą szukali osób o cechach charakterystycznych, których nie da się ukryć.W twoim wypadku będzie to: smukła figura, wystające kości policzkowe i zielone oczy, w moim - figura, no na pewno nie smukła, oraz blizny na twarzy.Jak sądzisz, ile par odpowiadających temu opisowi będzie dziś po południu na drodze do Vaccares?- Jedna - zadrżała.- Jesteś dokładny.- Oni także będą.A więc jedziemy przed nimi.Jeśli ich zgubimy, to zawrócimy i poszukamy.Samochody jadące z południa nie powinny ich interesować, a przynajmniej taką mam nadzieję.Lepiej jednak będzie, jak nie będziesz zdejmować okularów przeciwsłonecznych; te twoje zielone oczy mogą nas zdradzić.Bowman zaparkował około pięćdziesięciu metrów od patio na najbliższym wolnym miejscu, jakie znalazł.- Spakuj się - polecił Cecile.- Masz piętnaście minut.Za dziesięć minut wracam do hotelu.- Gdyż najpierw masz do załatwienia jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę?- Właśnie.-- Powiedz mi może, o co chodzi? - Nie.- Zabawne.A myślałam, że teraz już masz do mnie zaufanie.- Oczywiście! Jak miałbym nie ufać dziewczynie, która ma zamiar wyjść za mnie.- Nie zasługuję na takie traktowanie.- Rzeczywiście.Ufam ci, Cecile.Bez zastrzeżeń.- Rozumiem - skinęła głową, jakby ją to zadowoliło.- Ale boisz się, że siłą można mnie zmusić do mówienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]