RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli ów człowiek nie umiał odpowiedzieć sobie na to pytanie, to co dopiero my, świadkowie tej sceny.Leżeli ściśnięci na wąskim łóżku, nie zdając sobie sprawy, że ktoś ich obserwuje, choć lekarz nagle się zaniepokoił, czy aby jego żona na pewno śpi, a może snuje się po korytarzach, jak to ma w zwyczaju.Poruszył się, jakby chciał wstać, ale czyjś głos go zatrzymał, Nie odchodź, po czym szczupła ręka jak ptak opadła mu na piersi.Lekarz chciał otworzyć usta, by raz jeszcze się usprawiedliwić, ale cichy głos znów mu przerwał, Zro­zumiem więcej, jeśli nic nie powiesz.Dziewczyna w ciem­nych okularach zaczęła cicho płakać, Co się z nami stało, po czym dodała szeptem, Ja też tego chciałam, nie jest pan niczemu winien.Uciszcie się, odezwała się nagle żona lekarza, Przestańmy wreszcie mówić, są chwile, kiedy słowa nic nie znaczą, ile bym dała, żeby też móc zapłakać, wykrzyczeć z siebie wszystko, nie otwierać ust i być rozumianą.Usiadła na brzegu łóżka, objęła leżące ciała, jakby chciała złączyć je w jedno, i przytuliwszy się do dziewczyny w ciemnych okularach, szepnęła jej do ucha, Ja widzę.Dziewczyna nawet nie drgnęła, leżała nieruchomo, nie okazując najmniejszego zdziwienia, jakby prze­czuwała to od pierwszego dnia, ale bała się wyjawić głośno tę wielką tajemnicę.Zwróciła głowę w stronę żony lekarzai równie cicho szepnęła jej do ucha, Mam wrażenie, że wiem to od dawna, nie wiem skąd, ale wiem, Nie mów nikomu, Niech się pani nie obawia, Ufam ci, Nie zawiodę pani, wolałabym umrzeć, niż oszukać panią, Mów mi po imieniu, Nie potrafię.Szeptały przez dłuższą chwilę, dotykając ustami swych włosów, płatków uszu, przytulone do siebie jak przyjaciółki, prowadząc z pozoru błahą, ale jednak bardzo poważną rozmowę, jeśli w ogóle można połączyć te dwa przeciwstawne określenia.Przypominało to raczej pogawędkę przyjaciółek przy kawie.Zachowywały się tak, jakby nie było pomiędzy nimi mężczyzny, jakby ich rozmowa podlegała tajemnej logice nie z tego świata.Po chwili żona lekarza zwróciła się do męża, Jeśli chcesz, możesz tu zostać, Nie, wracam do naszego łóżka, Pomogę ci.Wstała, uwalniając go od ciężaru swego ciała, spojrzała na głowy niewidomych spoczywające obok siebie na poplamionej poduszce, dwie brudne twarze otoczone skołtunionymi włosami.Tylko ich oczy bezużytecznie błyszczały czystym blaskiem.Lekarz usiadł ostrożnie, szukając oparcia, po czym zatrzymał się niezdecydowany, jakby nagle zapomniał, dokąd ma iść.Jednak od razu znalazła się opiekuńcza dłoń żony, która jak zawsze pewnie chwyciła go za ramię, choć tym razem w znajomym geście odkrył coś nowego, nigdy przedtem nie czuł takiej potrzeby wsparcia.Chciał, by ktoś wskazywał mu drogę, a wiedział, że mogą to uczynić tylko te dwie kobiety.Żona lekarza dotknęła twarzy dziewczyny, ta chwyciła jej dłoń i przycisnęła ją do ust.Lekarzowi zdawało się, że słyszy czyjś tłumiony, niemy szloch, jakby dwie wstydliwe łzy spłynęły komuś po policzkach i zagnieździły się w kącikach ust, po raz kolejny podejmując trud nie kończącej się wędrówki śladem ludzkich smutków i rado­ści.Tym razem nie jemu, lecz dziewczynie w ciemnych okularach należały się słowa otuchy, to ona miała zostać sama, dlatego dłoń starszej kobiety tak długo spoczywała na jej twarzy.Następnego dnia podczas kolacji, o ile parę nędznych kromek czerstwego chleba i trochę nieświeżego mięsa można nazwać kolacją, w drzwiach stanęło trzech ban­dytów z lewego skrzydła.Ile macie kobiet, spytał jeden z nich, Sześć, odparła żona lekarza, celowo pomijając kobietę cierpiącą na bezsenność, Siedem, sprostował stłu­miony kobiecy głos.Mężczyźni zaczęli się śmiać, Do diabła, będziecie miały dużo roboty tej nocy, powiedział jeden z nich, a drugi dodał, Może poszukać jeszcze kobiet w innych salach, Nie ma potrzeby, odezwał się trzeci, Na jedną przypada trzech, na pewno wytrzymają, jak widać był mocny w rachunkach.Znowu zarechotali, po czym ten sam głos, który spytał, ile jest kobiet, rozkazał, Macie przyjść zaraz po kolacji, oczywiście jeśli same chcecie się najeść i nakarmić swoich chłopów.To samo powtarzali we wszystkich salach, zadowoleni ze swego dowcipu.Skręcali się ze śmiechu, tupali nogami, uderzali o podłogę grubymi prętami.Nagle jeden z bandytów przypomniał sobie coś ważnego i dodał, Ale nie chcemy żadnej z okresem, te zostawimy sobie na później, Żadna nie ma okresu, uspo­koiła ich żona lekarza, No to szykujcie się.I zniknęli w korytarzu.W sali zapadła cisza, którą przerwała żona pierwszego ślepca, Nie mam apetytu.Nie była w stanie przełknąć nawet kęsa nędznej kromki, którą trzymała w ręku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl