[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W momencie wytchnienia, gdy bitwa przetoczyła się dalej, Teres próbowała ocenić stan swej armii.Ale w tej chwili zadanie było beznadziejne.Nieustający nacisk z głębi lasu wskazywał, że nocą Dribeck przyprowadził tu swe główne siły, choć w żaden sposób nie można było określić, ilu żołnierzy trzyma w rezerwie.Zwracała uwagę nieobecność w walce selonaryjskiej kawalerii.Rzuciwszy okiem wstecz, na przyczółek, Teres dostrzegła, że żołnierze Wilka oczyścili most z krwi i trupów i powoli przedostawali się przez Macewen.Gdy ich natarcie odrzuci łuczników poza zasięg skutecznego ostrzału mostu - a ich ogień niemal już ustał - armia Malchiona runie przez rzekę.Wtedy Dribeck może rzucić do boju wszystkie swe rezerwy, ale z małą nadzieją na odparcie inwazji.Ponieważ obecna chwila dawała mu jedyną realną szansę zmiażdżenia ataku, Teres wywnioskowała, że musiał już wprowadzić do bitwy większość swej armii.A więc Selonari nie miało dość siły; mogło walczyć z jej strażą przednią co najwyżej jak równy z równym.Teres pozostawało tylko utrzymać teren do chwili, gdy główne siły Malchiona przekroczą rzekę, by przyjść jej z pomocą, a potem będą ścigać Dribecka przez całą drogę do Selonari, gdzie będzie miał szczęście, jeśli zostanie mu dość żołnierzy, by móc zamknąć bramy.Ujrzała zbliżającego się jeźdźca -jednego z nielicznych, jakich do tej pory pokazał Dribeck - i poznała, że jest to Kane.Cudzoziemiec wyglądał znacznie groźniej w stroju bitewnym niż w płaszczu kapłana.Z twarzą wykrzywioną złym uśmiechem, oczami płonącymi niebieskim ogniem, kładąc pokotem jej żołnierzy jak niedołężnych niewolników, wyglądał jak któryś ze starszych bogów wojny.Teres ze zdumieniem zauważyła, że nie miał tarczy; zamiast niej w prawej dłoni dzierżył potężną maczugę, odbijając nią ciosy i sam je zadając, jakby jednakowo potrafił używać obu rąk.Ich spojrzenia spotkały się na moment i nawet z takiej odległości Teres poczuła oszołomienie na widok lodowatego płomienia śmierci.Kane zawrócił konia w miejscu i pognał gdzie indziej na pole walki.Teres zdumiała się, z jakich przyczyn kontynuuje on swą maskaradę - zapewne, by zachować zaufanie Dribecka.Ale po tej bitwie pan Selonari najprawdopodobniej będzie mógł powierzać swe tajemnice tylko krukom.Być może Kane nie miał okazji, by zdezerterować, ale walczył pod sztandarem Dribecka, jak gdyby był szermierzem sprawy tego intryganta.Teres przyszło na myśl że jej ludzie mogą przecież zabić Kane'a nie zdając sobie sprawy, że jest on agentem Wilka.Ale to, zdecydowała było jego osobistym ryzykiem.Pomyślała równocześnie, kto wie, czy nie byłoby to szczęśliwym zrządzeniem losu.Ale miała jeszcze krew nieprzyjacielską do rozlania.Przestała myśleć o Kanie i dała Gwellinesowi ostrogę, przedostać się tam, gdzie jej żołnierze odstępowali.Ludzie z obu armii rozpierzchli się przed jej szarżą.Ze swego rumaka Lord Dribeck z zaniepokojeniem śledził zamęt bitewny.Natarcie Breimen rozbiło łuczników Crempry.Wycofał ich z pola, ale teraz zastanawiał się czy nie zostanie zmuszony wprowadzić ich ponownie do bitwy, choć żywił nadzieję, że zachowa ich na lepszą okazję.Lecz rzucił już do boju prawie wszystkie swe rezerwy, zachowując tylko gwardię przyboczną.Jeśli przeprawi się jeszcze więcej żołnierzy Malchiona, będzie musiał użyć łuczników Crempry jako piechoty, rzucić też do boju swą gwardię i spróbować zepchnąć najeźdźców do rzeki.W ten sposób postawi wszystko na ostatnią kartę; wkrótce zaś ten desperacki krok może okazać się jego ostatnią deską ratunku.Nagle jego zaniepokojone oczy, badające przeciwległy! brzeg, rozbłysły nadzieją.Prawe skrzydło Malchiona, oczekujące na przeprawę przez Macewen, ogarnął zamęt.Wzdłuż żwirowatego zalewiska dziko galopował oddział jezdnych, błyszcząc stalą w porannym słońcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]