RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przejechała ciężarówka naładowana trumnami, potem przeszło dwoje starych ludzi płaczących cicho i spokojnie.Ze znużeniem zaczął masować twarz zadając sam sobie pytania, na które nie istniały odpowiedzi: co ma robić? dokąd pójść? Czterysta funtów nie starczy na długo, nawet jeżeli będzie oszczędzał każdy grosz.Nie ulega wątpliwości, że jest cudzoziemcem, a więc pracę dostałby tylko za specjalnym zezwoleniem.W najlepszym nawet wypadku za parę miesięcy będzie obdarciuchem bez grosza, a przy braku pieniędzy zapuszczenie brody i jeszcze jedno nowe nazwisko nie zapewnią mu bezpieczeństwa.- Czy pan nie był przedtem w Avenidzie?Spojrzał w górę mrużąc oczy od słońca i zobaczył dość młodego mężczyznę z obandażowaną głową.- O tak, byłem.- Tak mi się zdawało.Mój Boże, ależ mieliśmy szczęście, no nie? Gdyby nie to, że Avenida przetrzymała bez szwanku pierwszy wstrząs, my teraz wyglądalibyśmy tak samo jak większość tych biedaków - wskazał na La Espanolę.- Podobno około setki się ich tutaj rozkwasiło.A ten gość tam w windzie będzie się już nadawał tylko do czubków, zanim go stamtąd wyciągną.Bez cienia zainteresowania, ot tak, żeby coś mówić, Pascoe spytał:- A panu co się stało?- Przewróciłem się na schodach w tym tłumie wiejącym na zewnątrz.Nie bardzo bohaterskie, ale prawdziwe.A co z panem?- Ja byłem w mieście.- Na samym początku?- Wróciłem akurat, żeby zobaczyć, jak Avenida się wali.- Więc nic pan nie zdołał zabrać?Pascoe zagryzł dolną wargę.- Nie - odpowiedział.- Ja też.Los na loterię i to, co mam na sobie - koniec.A właśnie dzisiaj miałem wracać do domu.Teraz szef będzie musiał trochę poczekać.Auto z megafonami znowu nadjechało aleją wykrzykując ostrzeżenia; przyglądali się, jak przejeżdża obok nich.W pobliżu wsuwano do autobusu naładowane nosze.- Słyszałem, że konsul brytyjski jest już w drodze z Malagi, żeby nam pomóc stąd się wydostać.Wie pan, tymczasowe papiery i zasiłek pieniężny.Słyszał pan o tym?Pascoe potrząsnął głową przecząco.- Parę osób z Avenidy wyjechało już wcześniej do Malagi, mieli nadzieję, że zabiorą się autostopem.- Nieznajomy zamilkł na chwilę.- Muszę przyznać, że mają tam bardzo dobry personel, opanowani, zupełnie bez nerwów.A do tego szalenie energiczni.Sprawdzili pana, przypuszczam.Instynkt samozachowawczy natychmiast się w nim poderwał.- Sprawdzili?- Wyczytywali wszystkich po zawaleniu.- O, tak!- Doszli do tego, że tylko trojga nie można się doliczyć.I tak cud, kiedy się pomyśli.- Trojga? - przerwał Pascoe.Przede wszystkim to małżeństwo - straszna tragedia.Wrócił, bo chciał ją wyprowadzić.Widział go pan? Carson, tak się chyba nazywali.I jeszcze ktoś nazwiskiem Bartholomew.Pascoe zesztywniał.Pozbawiony resztek nadziei czuł dojmujący ból, ale był jeszcze dość przytomny, by złapać się tej nitki, byle jakiej niteczki nadziei, i w tej samej chwili przypomniał sobie, jak na trawniku przed Avenidą mijał kogoś pytającego i jak zaprzeczył ruchem głowy na pytanie, czy jest jednym z gości hotelowych.Bartholomew.Przecież Bartholomew to właśnie on.Niewiarygodne, ale prawie o tym zapomniał.- Podobno przyjechali razem wczoraj późnym wieczorem.Ktoś mi mówił, zdaje się ten facet z recepcji, że według niego mieli trochę w czubie; zwłaszcza ona.Właściwie okropnie mówić tak o umarłych, ale twierdził, że musiała widać dzisiaj odsypiać tego kaca i dlatego nie słyszała wcale pierwszego wstrząsu ani potem alarmu.Możliwe.Hałas był zresztą straszliwy, więc rzeczywiście przespać go mógł tylko ktoś pijany jak bela.- Myśli pan, że on także nie żyje.ta trzecia osoba?Tamten wzruszył ramionami.- Wszystko na to wskazuje.- I nie znaleźli żadnego z tych trojga? - Pascoe oblizał spieczone wargi.- Prawie cały dzień byłem tutaj - tłumaczył ostrożnie - więc.- Wszystkim zakazano zbliżać się nawet.Cała ta buda ledwo się teraz trzyma - sam pan zresztą widział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl