RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co należało zrobić? Wyszedł na głupca - tego już nie dało się zmienić.Ścigać ją? - za późno.Zresztą - czy miał w oddziale jednego choćby człowieka, zdolnego pochwycić dziewczynę tutaj? W tych przeklętych górach?Mógł zrobić tylko jedno: iść dalej, i to szybko.Od Przełęczy Mgieł droga była dość łatwa, zaś dolinę Morskie Dno znał przecież z poprzedniej wyprawy - choć wracał wówczas przez góry inną drogą, wzdłuż wybrzeża, w kierunku Dartanu.Więc - wymarsz.I to natychmiast.Co jednak robić z rannymi? Miał ich wielu; atakując o brzasku, poniósł spore straty, będąc widocznym dla przeciwnika.A co z jeńcami? Ba! To był największy jego problem!Wpakował się w straszliwą kabałę.Zarządził jednak przygotowania do wymarszu.***Miejsce, nad którym krążył sęp, nie było bardzo odległe.Zgubiwszy żołnierza, szybko wróciła na szlak i poszła - a właściwie pobiegła - dalej, ku szczytowi przełęczy.Pochłaniała drogę z wytrwałością wilczycy, przystając co jakiś czas i przepatrując niebo, poprzez przerwy między wstęgami mgły.Ptaka jednak nie było.Zaiste, graniczący z cudem przypadek, zwrócił wtedy jej spojrzenie we właściwym kierunku.Była jednak całkowicie pewna swego.Widziała sępa.Sępa.Czas mijał i oddech dziewczyny stawał się coraz cięższy, bo przepełniony zmęczeniem - i bezsilną złością.Zdawała już sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej przegrała.Czy możliwe, żeby znienawidzony ptak wisiał tak długo ponad jednym, pokrytym mgłą miejscem? Czekał może na nią?Była jednak inna możliwość.Mógł opaść na ziemię, odkrywszy żer.Sępy żyły na sposób swych zwierzęcych przodków.Wiedziała, że niełatwo dają się odstraszyć od padliny, którą wypatrzyły.Tym bardziej, że umiały jej bronić.O ile potrafiła ocenić, ptak krążył wprost nad szlakiem, wiodącym przez Przełęcz.Wskazywać to mogło, że nie czyhał na śmierć zwierzęcia.Górskie zwierzęta, rzadkie w tych stronach, nie korzystały ze szlaków.Tym bardziej zwierzę chore, konające, szukało raczej najdzikszych, najmniej dostępnych miejsc, by złożyć swe kości.Zatem - człowiek.Ranny? Może martwy?Pomyślała nagle, że zapewne pakuje się w kłopoty.Ale biec nie przestała.Niezwykła scena rozegrała się znienacka, nieopodal.Pośród skłębionych oparów rozbrzmiał naraz, doskonale jej znany, klekot sępiego dzioba, potem dało się słyszeć jakiś przenikliwy świst, zakończony serią trzasków, jakby ktoś przełamał kolejno kilka strzał.Równocześnie turkusowozielony sztych światła przemknął jej nad głową, drugi trysnął w górę, potem trzeci w bok i czwarty, piąty.Odruchowo przypadła do ziemi, wiedząc już, że te błyski niosą śmierć; trafiona skała dymiła, rozkruszona w drobny żwir.Potem wszystko się uspokoiło.Leżała nieruchomo, z łukiem w rękach.Czekała.Gdzieś, w pamięci, odżyło niewyraźne wspomnienie.Klekot sępiego dzioba.podobny, dziwny świst.taki sam trzask.Pojęła nagle i strach chwycił ją za gardło.Leżała jednak i czekała na łaskawy powiew wiatru, który rozerwie opary.Doczekała się.Sęp był krwawą miazgą, ulepioną z mięsa, kości, krwi i biało-czarnych piór.Wstała i powoli, a potem coraz szybciej ruszyła ku miejscu, gdzie u stóp skalnej piramidy leżał nieruchomy kształt.Przyklękła, odkładając łuk.Olbrzymi kocur próbował się podnieść, ale uspokoiła go stanowczym ruchem.Przesunęła dłonią po rozszarpanej w wielu miejscach kolczudze, spod której wyzierały krwawe rany.- L.S.I.Rbit - powiedziała z chrypką.Ku jej zdumieniu i omal przerażeniu - zaśmiał się, charakterystycznym, kocim śmiechem.- Mała Armektanka.nie znająca Gór.- rzekł z pomrukiem.- Nie wierzę.na Szerń, to o tobie mówią Góry, Łowczyni?Znów się zaśmiał.- Nie mam nic.- powiedziała bez sensu, myśląc o szarpiach i wodzie do przemycia ran.- To.ten sęp?Wiedziała, że nie.Sępy mogły wiele.ale nie było takiego dzioba czy szponów, które rozdarłyby żelazny pancerz.Nie odpowiedział.Poruszył łapą i zobaczyła migoczący lekko, podłużny przedmiot, przypominający ptasią lotkę.Srebrne Pióro.Podążył za jej spojrzeniem i znów przesunął łapę.- Nawet na to nie patrz - ostrzegł.- Sam nie wiem, co ta rzecz potrafi.i co wyzwala niektóre jej moce.Zabiła sępa.już dwa razy.Wtedy sprawiła to nienawiść.dzisiaj nie wiem.Poruszył łbem.-.bezsilność.- Nie mów tyle.Czy gdybym cię poniosła.Parsknął pogardliwie.- Łowczyni, ty myślisz, że ja zaraz skonam? Bez obaw.Daj mi jeszcze trochę poleżeć, to wszystko.Potem.tu niedaleko mam swój obóz.Tknęła ją nagła myśl.- Na zachód stąd - rzekła.- Parę mil.- Wiesz? Przygryzła usta.- Byłam pewna, że to ludzie Hagena.Tylko oni zostawiają swe ofiary.w takim stanie.- Więc wiesz i o Hagenie.Na Szerń, Łowczyni, gdybym wiedział, że to ty prowadzisz tę wyprawę.Urwał.- Gdzie są twoi ludzie? - zapytał nagle.- Nie moi.ja ich tylko prowadzę.W tym rzecz, kocie.O świcie napadli na twój obóz.Rozbójnik próbował powstać.- I.? Mów, kobieto!- Nie wiem.Czekałam z boku na wynik tej całej awantury.a potem zauważyłam sępa.Rbit stulił uszy.Zdawało się, że wstępują w niego nowe siły.- Weź je - rzekł, odsłaniając Pióro.- Ale przez coś, nie gołą ręką.Oddarła brzeg spódnicy i ujęła Przedmiot.Był ciepły.- Włóż do tej sakiewki.a teraz pod moją zbroję.Dobrze.Milczeli przez chwilę.- Zanieś mnie do moich, Łowczyni.Skinęła głową.- Ale jeśli.- Zanieś mnie tam.Wszystko jedno.Podniosła kota z ziemi i położyła sobie na karku.Potem ostrożnie wzięła łuk i chwyciła cięciwę w zęby, przytrzymując na piersiach łapy Rbita.Po kilkunastu krokach poczuła, jak wzdłuż szyi cieknie wąska, ciepła strużka.- Jak będę szła, wykrwawisz się - wymruczała, nie wypuszczając z zębów cięciwy.- Jeśli pobiegnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl