RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A obrazki i tak miały dla Dana więcej sensu niż słowa.Zawsze tak było.On odczuwał wszystko jak obrazki - kolory i kształty gdzieś na dnie umysłu, które wypływały jakimś cudem na powierzchnię i wypełniały mu głowę.Starsza pani, na przykład, była spiralna, brązowa z odcieniem rdzy, a pustynia w nocy wypełniała go miękką, prześlizgującą się purpurą.Właśnie tak.Ale kazali mu nauczyć się czytać, no to się nauczył.Powiedzieli mu też, żeby się pogodził z Erikiem Bevingtonem-Watrousem, ale to było znacznie trudniejsze od czytania.I to właśnie Erik pierwszy zauważył, że Dan ma kłopoty z jedzeniem.Był bystry; wszyscy oni tutaj byli tak cholernie bystrzy.- Mamy kłopoty z prawdziwym jedzeniem, co? - urągał mu.- Przywykliśmy do sojsyntetycznego świństwa i prawdziwe jedzenie wypruwa nam flaki? Dlaczego nie wysrasz wszystkiego na miejscu, ty niewychowany mały robalu?- Masz jakiś problem?! - rzucił cicho Dan.Erik przyszedł za nim pod ogromną topolę amerykańską nad brzegiem strumienia, do miejsca, gdzie Dan lubił przesiadywać samotnie.Teraz wstał i powoli obrócił się tak, żeby mieć za plecami strumień.- To ty jesteś dla mnie problemem - odpowiedział Erik.- Jesteś pasożytem.Niczego tu nie wnosisz, nie należysz do nas.Nie umiesz czytać, nie umiesz nawet jeść.Nawet nie umiesz się domyć.Może byś po prostu wszedł w ocean i poczekał, aż fale zmyją ci tyłek!Kiedy Dan obracał się powoli, Erik obracał się również.Dobra nasza: może on i jest dwa lata starszy, dziesięć kilo cięższy, ale nie ma pojęcia, jak się manewruje, żeby zyskać przewagę w czasie walki.Słońce dotarło już do lewego ramienia Dana.Obracał się dalej.- Wcale nie widzę, żebyś ty tak cholernie dużo wnosił - odezwał się.- Twoja babcia mówi, że jesteś jej największym zmartwieniem.Erik spurpurowiał na twarzy.- Nigdy nie waż się rozmawiać o mnie z moją własną rodziną! - wrzasnął i runął do przodu.Dan opadł na jedno kolano, gotów przerzucić go ponad ramieniem prosto do strumienia.Ale Erik wyskoczył w górę jakimś wyćwiczonym podskokiem, który natychmiast posłał falę nagłej słabości przez pierś Dana.Zrozumiał, że popełnił błąd.Erik był wyćwiczony, tylko że w takim rodzaju walki, którego on nie rozpoznał.Czubkiem buta trafił go w podbródek.Szczęka eksplodowała bólem.Głowa odskoczyła do tyłu i poczuł, że coś chrupnęło mu w kręgosłupie.Siła kopnięcia odrzuciła go do tyłu, ponad przybrzeżną płycizną na sam środek strumienia.Wszystko zrobiło się mokre i czerwone.Kiedy się ocknął, leżał w łóżku.Jakieś rurki i kable biegły od jego ciała do maszyn, które mruczały i warczały cicho.W jego głowie też coś cicho warczało i mruczało.Spróbował podnieść ją z poduszki.Jego kark ani drgnął.Obrócił więc ją z wolna na bok - tyle, ile się dało, ledwie parę cali.Na krześle przy jego łóżku siedziała zwalista postać - Jordan Watrous.- Dan! - Jordan poderwał się z krzesła.- Siostro! Obudził się!Potem w pokoju nagle znalazło się wielu ludzi, większość z nich nie figurowała w jego starannym katalogu mieszkańców posiadłości.Nie widział nigdzie Leishy.Bolała go głowa, bolał kark.- Leisho!- Jestem tu, Dan.Podeszła bliżej jego głowy.Poczuł na policzku jej chłodną dłoń.- Co mi się stało?- Pobiłeś się z Erikiem.Teraz sobie przypomniał.Popatrzył na Leishę i zdumiał się, widząc w jej oczach łzy.Dlaczego płacze? Odpowiedź nadeszła powoli - ona płacze nad nim.Nad Danem.Nad nim.- Boli mnie.- Wiem, skarbie.- Nie mogę ruszyć szyją.Leisha i Jordan wymienili spojrzenia.Potem Leisha powiedziała:- Jest unieruchomiona.Z twoją szyją nie dzieje się nic złego.Ale twoje nogi.- Jeszcze nie teraz, Leisho - odezwał się błagalnym głosem Jordan, a Dan powoli zwrócił głowę w jego kierunku.Nigdy jeszcze nie słyszał tego tonu u dorosłego mężczyzny.U mamy albo sióstr, kiedy tato porządnieje stłukł - to tak, ale nigdy u dorosłego mężczyzny.Coś szepnęło mu w głowie: To ważne.- Właśnie że teraz - oznajmiła stanowczo Leisha.- Zawsze najlepsza jest prawda, a Dan jest twardy.Skarbie.coś pękło w twoim kręgosłupie.Bardzo długo to naprawialiśmy, ale komórki nerwowe się nie regenerują.w każdym razie nie u takich jak.Lekarze zrobili ci wspomaganie mięśni i wiele innych rzeczy.Wiem, że jeszcze nie rozumiesz, co to znaczy.Rozumiesz tylko, że z twoją szyją wszystko w porządku, a przynajmniej będzie w porządku za jakiś miesiąc.Z twoimi rękoma i torsem też wszystko w porządku.Ale twoje nogi.- Leisha odwróciła głowę.Światło zza jej głowy sprawiło, że łzy na jej twarzy zalśniły.- Nie będziesz mógł chodzić.Reszta twego ciała funkcjonuje normalnie, ale nie będziesz mógł chodzić.Dostaniesz wózek, najlepszy, jaki będzie można kupić lub skonstruować, ale.nie będziesz mógł chodzić.Dan milczał.To było zbyt straszne - jakoś nie mogło do niego dotrzeć.A potem, znienacka, dotarło.W umyśle eksplodowały kolory i kształty.- Czy to znaczy, że nie pójdę we wrześniu do żadnej szkoły? - wyrzucił z siebie gwałtownie.Leisha była wyraźnie zaskoczona.- Skarbie, wrzesień już minął.Ale tak, naturalnie, będziesz mógł iść do szkoły od nowego semestru, jeśli tylko zechcesz.Jasne, że będziesz mógł.Spojrzała przez łóżko na Jordana, a jej spojrzenie niosło w sobie tyle bólu, że Dan także spojrzał w tym kierunku.Jordan wyglądał, jakby był wypalony.Dan wiedział, jak to jest - widywał to u mężczyzn, których skutery, nielegalnie podrasowane, stawały w płomieniach, zabierając przy tym i część ich samych.Widział to u kobiety, której maluch utonął w rzece.Widywał to u matki.Tak się wygląda, kiedy nie chce się dopuścić do siebie żadnych uczuć, bo uczucia sprawiają tyle bólu, że nie jest się w stanie nikomu pomóc.Nawet samemu sobie.Takie spojrzenie zawsze oznacza, że komuś potrzebna jest pomoc - tak zawsze sądził Dan - bo inaczej po co ludzie obnosiliby się z takimi strapionymi twarzami?- Panie Watrous [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl