RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.czego właściwie? Jak można wykorzystać sieć, żeby z jej pomocą wytropić strach przed nowościami? Jeśli ludzie bali się nowych rejonów, po prostu się w nie nie zapuszczali.Jak można wykryć brak pewnych grup ludzi na obszarze całego kontynentu?Powoli, powolutku, jej oparte na rachunku prawdopodobieństwa programy zaczęły wyławiać pewne konkretne układy.Obóz Amatorów w miejscu zwanym Judith Falls, w Iowa, szperał w rachunkach najbliższego magazynu codziennie dokładnie o tej samej porze, i zawsze przez tyle samo czasu.Ten powtarzający się wzór nie istniał jeszcze przed kwietniem.Plemię włóczące się po Teksasie wysyłało pozdrowienia zawsze tym samym krewnym i zawsze w tej samej kolejności, mniej więcej w tych samych słowach, i zawsze tego samego dnia tygodnia.A zaczęło trzeciego kwietnia.Ludzie z jakiegoś miasta w północnym Oregonie, którzy mieszkali tam przed Wojnami o Przemiany, szperali w danych tylko w czwartkowe popołudnia.Każdego czwartku jakiś szperacz - technicznie nie najgorszy, jak stwierdziła z uznaniem Lizzie - włamywał się do tych samych okolicznych biotechnicznych banków danych.Jak Lizzie udało się prześle­dzić, przeszukiwał, czy też przeszukiwała, najróżniejsze spisy i listy w poszukiwaniu strzyka­wek Przemiany, nigdy żadnych nie znajdując.Lizzie siedziała po turecku na swoim posłaniu i szarpała się za kosmyki włosów.Drzwi chaty otwarte były na oścież, gdyż zimna wiosna ustąpiła miejsca nagłemu i wczesne­mu latu, choć był to dopiero maj.Z ciepłym powiewem wpadał do środka zapach dzikiej mięty.Zakładające gniazda ptaki śpiewały w konarach okrywających się liśćmi drzew.Lizzie nie zwracała na to najmniejszej uwagi.Załóżmy, że te amatorskie obozy też zainfekowano tym neurofarmaceutykiem, tak jak obóz Lizzie.Załóżmy, że to właśnie dlatego powtarzali stale te same działania - bezpieczne i rutynowe.Załóżmy dalej, że i tamte miejsca wykorzystywane są do testów.Co z tego może wynikać dla niej? Lizzie nie może przecież powędrować do Iowy, Teksasu albo Oregonu, żeby przeprowadzić w tamtejszych obozach prywatne śledztwo.A gdyby nawet mogła - to co? Może się najwyżej przekonać, że i inni Amatorzy zostali królikami doświadczalnymi.Ale ta wiedza w niczym jej nie pomoże.Od długiego siedzenia bolały ją plecy i kark, a lewa stopa zupełnie zdrętwiała.Musi wymyślić coś innego.No dobrze, dajmy spokój Amatorom, którzy mogli zostać zainfekowani, oraz fabrykom leków, które mogły coś takiego wyprodukować.Kto zostaje? Kto chciałby, żeby wszystko zostało tak, jak jest? Wołowscy politycy, owszem.Dowiodły tego nieudane wybory Shockeya.Ale jak tu się dowiedzieć, którzy politycy byli w stanie załatwić sobie taką broń do walki politycznej? Nie przydały się monitorowanie ani programy selekcyjne, ani algorytmy decyzyjne Lelanda-Warnera, ani rachunek prawdopodobieństwa.No to co teraz?„Idź za pieniędzmi” - tak zawsze mawia Vicki.Ale Lizzie już próbowała, badając inwestorów przedsiębiorstw farmakologicznych, i nic.W każdym razie nie dotarła tam, gdzie mogłaby cokolwiek zrozumieć.No to co teraz?Nie zaczynaj od produktu końcowego, neurofarmaceutyku, żeby dojść do pieniędzy.Zacznij od pieniędzy i dotrzyj do farmaceutyku.Ale to okazało się niemożliwe do wykonania.Lizzie mogła przeszperać rejestry najważniejszych światowych banków - a przynajmniej większości z nich - ale często nie umiała prześledzić transakcji, które wykryła.Nie znała się na finansach.I ani razu nie udało jej się w tych bankowych rejestrach nic zmienić.No, teraz może nie jest jej to potrzebne.Problem leżał w czym innym: w samej liczbie dziennych tran­sferów pieniężnych dookoła Ziemi, Księżyca, Marsa i stacji orbitalnych.Skąd mogła wiedzieć, które z nich mają coś wspólnego z tajnym neurofarmaceutykiem, wyproduko­wa­nym Bóg wie gdzie i przez Bóg wie kogo? Nie da rady.Nie mogła wyśledzić twórców narkotyku.Nie mogła wyśledzić pieniędzy.No dobra - spróbuj jeszcze raz.Jeżeli te obozy w Iowa, Teksasie i Oregonie rzeczywiście służą do testowania, ludzie, którzy tym się zajmują, z pewnością chcą znać ich wyniki.W tym celu muszą je obserwować, najpewniej przez robokamerę.Może przez satelitę orbitalnego do dużych zbliżeń.A to znaczy, że muszą też obserwować jej plemię.Lizzie poczuła, jak przebiegają dreszcz.Czy sekretne sondy, ukryte za maskującymi polami Y, obserwują jej kryjówkę w górskiej chacie? Czy patrzyli, jak co dzień schodzi na dół, żeby zobaczyć Dirka? Czy kogoś bawi myśl, że Lizzie sądziła, iż może tak łatwo ustrzec się przed zainfekowaniem, jeśli oni dojdą do wniosku, że chcą ją zainfekować? A co gorsza - czy ktoś, pomimo wszystkich jej starań, szedł po elektronicznych śladach, kiedy szperała w sieci dzień i noc?Wstała, tupnęła zdrętwiałą stopą i podeszła do drzwi.W głupim odruchu uniosła wzrok ku błękitnemu niebu.Oczywiście, nic na nim nie było.Świeży zapach mięty przypom­niał jej, że już od kilku dni się nie kąpała ani nie myła włosów.Cuchnęła jak skunks.Weszła z powrotem, usiadła na brudnym posłaniu i wpatrzyła się w swój terminal [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl