RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziękuję, Wasza Wysokość. Lepiej nazywaj nas mamą i tatą, synu.Najwyższy czas zacząć się przyzwyczajać.* * *Na kolację dostali ogromny półmisek kurcząt z kluseczkami w gęstym sosie, a nadeser piernik w miodowej polewie upieczony osobiście przez Toomerę.Małżeństwo163 czarodziejów i para królewska zjedli posiłek w małej alkowie przylegającej do kuchni.Lalloree i Conrad ucztowali przy fontannie.Kedrigern i Księżniczka spędzili noc na zamku, w pokoju gościnnym, obficie przy-strojonym różowymi falbankami.Wyjechali rankiem następnego dnia.Brindom i To-omera dziękowali im wylewnie, obdarowali tysiącem złotych monet i tuzinem jeszczeciepłych, słodkich bułeczek.Jechali w milczeniu, ciesząc się jasnym letnim porankiem i własnym towarzystwem,a kiedy ostatni dom zniknął im z oczu i słońce zawisło dokładnie nad ich głowami, za-trzymali się na popas.Kedrigern wyciągnął dwie bułki; jedną dał Księżniczce.Usiedliw cieniu klonu i jedli bez pośpiechu. Bardzo smaczne, prawda, kochanie?  powiedział czarodziej. Wyśmienite.Podobnie jak piernik wczoraj wieczorem. I ciastka.Pycha.Zresztą, nic w tym dziwnego.Księżniczka spojrzała na niego za-ciekawiona. A mnie to dziwi.Zdarzało mi się bywać w pałacach, gdzie chleb i ciasta wręcz nienadawały się do jedzenia. W pałacu Brindoma i Toomery możesz się tego nie obawiać. Dlaczego? Zanim zostali królem i królową, prowadzili małą cukierenkę niedaleko zamku. Czy taki jest zwyczaj w tym kraju? Nigdy nie słyszałam, żeby następca tronusprzedawał ciastka. To zupełnie niezwykła historia.Poprzednia władczyni, Jarantra, miała sto dwa-dzieścia dwa lata, gdy zmarła.Przeżyła wszystkich swoich krewnych.Po wielu miesią-cach poszukiwań odkryto, że Toomera jest ze strony matki daleką kuzynką ciotki pra-pradziadka Jarantry.Toomera i Brindon nie chcieli rezygnować z cukierni.Włożyliw nią wiele wysiłku i interes doskonale się rozwijał.Zdecydowali się tylko ze względuna Lalloree, żeby mogła wyjść za człowieka z pozycją. Szkoda, że się nie udało  powiedziała Księżniczka ze smutkiem. No cóż, Conrad nie jest taki zły. Sądzisz, że będą szczęśliwi, Keddie? Jestem pewien, że tak, najdroższa  odparł czarodziej, uśmiechając się pogod-nie. Dzisiaj rano przed odjazdem wlałem do fontanny cały kubek napoju miłosnegoArlebara.* * *Kilka dni pózniej, stojąc u podnóży Smoczego Grzbietu, patrzyli na rozległą ziele-niejącą przestrzeń, zwaną do niedawna Pustkowiem Przegranych Władców.Wysokietrawy, krzewy i drzewa o młodych zielonych liściach kołysały się na lekkim wietrze,164 jeziora i stawy, wypełnione wodą z przebudzonych zródeł, połyskiwały w porannymsłońcu. Aadnie tu, prawda?  zawołał Kedrigern do Księżniczki. Z góry wygląda jeszcze piękniej.Musisz być z siebie bardzo dumny  odparła, za-taczając leniwe kręgi wokół koni i opadając coraz niżej. Wiele zawdzięczam tamtym dobrym mnichom i ich ziołom, moja droga. Ale to ty wróciłeś tutaj i odczarowałeś Pustkowie.Pomyśl tylko, Keddie.wrócąludzie i osiedlą się tu, będą szczęśliwi i zamożni, i nigdy się nie dowiedzą, że to wszystkozawdzięczają tobie.Podniósł rękę w łaskawym geście. Nie szukam sławy, moja droga.Wystarcza mi zadowolenie z dobrze wykonanejpracy i od czasu do czasu pękata sakiewka ze złotem. Mimo wszystko to niesprawiedliwe  powiedziała, opadając zgrabnie na sio-dło przezroczystego wierzchowca. Powinniśmy nazwać to miejsce  Dar Kedrigerna ,a nie  Pustkowie Przegranych Władców.Naprawdę należy ci się trochę uznania. Nie będę o to zabiegał.Zgodzić się na nazwę, jaką wymyśliłaś, to prosty sposób,żeby się wplątać w politykę.Wolę się trzymać magii.Księżniczka wyciągnęła rękę i poklepała go po dłoni. Jak sobie życzysz, Keddie  powiedziała słodko. Nazwę tę krainę na twoją cześć, najdroższa.Co ty na to? Nie, dziękuję.Ja też pozostanę przy magii.Ziemia, tak długo jałowa za sprawą zaklęcia, rozkwitła teraz tym piękniej.Mimo żebył dopiero początek lata, krzewy i malutkie jabłonie i grusze uginały się pod cięża-rem owoców.Konie pasły się w słodkiej soczystej trawie.Powietrze było ciężkie od za-pachu kwiatów, wibrowało sennym brzęczeniem pszczół.Barwne ptaki śmigały wokółKsiężniczki i czarodzieja, dołączając się do basso continuo owadów oraz pluskania i bul-gotu wezbranych strumieni.Spędzili jedną noc w pobliżu alabastrowej rzezby, będącej niegdyś wozem kucha-rza.Jej zarysy ginęły wśród pnączy i różnobarwnych kwiatów.W każdej szczelinie ptakiwiły gniazda, a pod nieruchomymi kołami znalazły schronienie polne myszy.Po dru-gim wozie prawie nie zostało śladu.Okolica była piękna, lecz przesycona smutnymiwspomnieniami, toteż o pierwszym brzasku bezzwłocznie ruszyli dalej, nie oglądającsię za siebie.Gdy dotarli do Gospody Na Skraju, Harry wyszedł im na powitanie, szczerze ura-dowany.Karczmarz, przyzwyczajony do niezwykłych widoków, ledwie rzucił okiem nakonie.Zaoferował Kedrigernowi i Księżniczce najlepszy pokój i obiecał powitalną ko-lację.Podczas gdy drżący chłopiec stajenny, zachęcony szturchańcami, kopniakamii przekleństwami swego pana, odprowadzał konie, Harry energicznie potrząsał dłonią165 czarodzieja. Jak to wspaniale zobaczyć cię znowu, mistrzu Kedrigernie.i tę piękną damę,którą przywiodłeś ze sobą.Jak zobaczyliśmy, że mgła gromadzi się nad Pustkowiem,myśleliśmy, że już po tobie.A tu patrzcie tylko: wróciłeś, i to w towarzystwie najpięk-niejszej pani, jaka kiedykolwiek odwiedziła te progi. Moja żona, Księżniczka  przedstawił ją czarodziej.Harry skłonił się nisko. Jestem zaszczycony. Wyprostował się i przeniósł wzrok na Kedrigerna. A cosię stało z pozostałymi? Pozwólcie, mistrzu Kedrigernie, ja się zajmę tymi dzbanami. Ostrożnie, Harry.Masz w rękach trzech naszych towarzyszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl