[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy zaszkliły mu się łzami.Mimo że posterunkowy Tarrant powtarzał wciąż: — Proszę pana? Czy pan mnie słyszy? — nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa i odłożył słuchawkę.Miał teraz zamiar zabić Ottona.Miał zamiar zabić Helmwige.Pragnienie zemsty, dostatecznie już silne z powodu tego, co Otto zrobił z Celią, wezbrało w nim teraz niczym ogromna czarna fala przypływu.W zaciszu salonu, trzymając nogi na stoliku na gazety i słuchając w telewizji rysunkowych Pogromców duchów, Tony Express nagle podniósł głowę.Usłyszał coś — najcichsze z grzechotań.Była to kukła tańca słońca, specjalnie wyczulona na ludzką zemstę — poproś o jaką chcesz zemstę, a ja sprawię, że będzie twoja.„Ale dlaczego właśnie teraz kukła nagle zagrzechotała?” — pomyślał Tony Express.Grzechotała jedynie wówczas, gdy podszedł do niej ktoś tak spragniony zemsty, że nie mógł jej się doczekać.Wstał i po omacku poszukał drogi do drzwi saloniku.Usłyszał kroki.— Kto tam? — zapytał.— To ja, Lloyd — odparł zduszony głos.Bez chwili wahania Tony Express powiedział:— Waldo nie żyje.— Skąd o tym wiesz?— Kukła wyczuwa twoją zemstę, człowieku.A sądząc z tego, co mówiłeś, była tylko jedna osoba, która cię dość obchodziła, byś z jej powodu odczuwał żądzę mordu.— Przerwał, po czym dodał: — Naprawdę bardzo mi przykro, człowieku.Wiem, jak wiele dla ciebie znaczył.— Cóż, owszem — odpowiedział Lloyd, ledwie mogąc oddychać.Lecz nim jeszcze Lloyd zdążył powiedzieć Kathleen o tym, co się stało, wrócił z garażu Franklin i Tony Express na podstawie jego szybkiego, chrapliwego oddechu od razu zorientował się, że jest czymś poważnie zmartwiony.— Lloyd — powiedział — czy mogę z tobą pomówić?— Jeśli chodzi ci o tablice rejestracyjne, Franklin, to szkoda twojego trudu.Dopiero co usłyszałem, że ubiegłej nocy zmarł Waldo.Franklin zmieszał się.— Och, nie, to straszne.Jak myślisz, czy to Otto?— Otto albo Celia, jedno z nich.Nie wiem które.Co za różnica? Oboje są jednakowo szaleni i niebezpieczni.— Lloyd… — rozpoczął Franklin.Niepewnie popatrzył na Kathleen.— O co chodzi? Daj spokój, czy to nie może zaczekać? Franklin uparcie potrząsnął głową.— Lepiej chodź sam zobaczyć.Wyszli do garażu.Franklin zamknął uprzednio automatyczną bramę i teraz, nim ją otworzył, zapytał:— Czy aby na pewno jesteś na to przygotowany?— Otwieraj, na miłość boską — odrzekł Lloyd.Nie wiedział, czego się ma spodziewać, lecz z pewnością nie spodziewał się trupa.Na środku betonowej podłogi siedziała wyprostowana postać, czarna i zwęglona.Była tak doszczętnie spalona, że nie sposób było powiedzieć, czy to mężczyzna, czy kobieta ani nawet czy to dorosły, czy dziecko.Można by zemdleć, gdyby szoku nieznacznie nie łagodził fakt, że nie miała ona żadnej tożsamości.Równie dobrze mógłby to być wykonany przez rzeźbiarza drewniany posąg, który ktoś.przewrotnie opalił od stóp do głów gazową zapalniczką.Lloyd zbliżył się powoli do ciała i zastygł przed nim w bezruchu.— Jak myślisz, kto to mógł być? — zapytał go Franklin.— Spójrz na ten garaż… wszystko pokryte jest sadzą.Lloyd obszedł spalone zwłoki i przeciągnął palcem po opuszczanym dachu camarro Kathleen.Derma lepiła się od czarnych płatków popiołu i ludzkiego tłuszczu.W tej chwili Kathleen pojawiła się za rogiem.Lloyd prosił Tony’ego Expressa, by ją zatrzymał w domu, lecz cóż niewidomy dwunastolatek może zrobić, by zapanować nad matką, która niepokoi się o swego jedynego syna.’— Kathleen… — zaczął Lloyd, próbując zastąpić jej drogę.— O mój Boże! — powiedziała z twarzą białą jak wosk.— Czy to…?Lloyd chwycił ją za ręce, lecz zaraz się uwolniła.— Kto to jest? — wydusiła z siebie.— Lloyd, kto to jest? Wówczas przeciąg, który właśnie powiał w garażu, przewrócił figurę, ta zaś upadła na ziemię z delikatnym trzaskiem.Jedno ze zwęglonych ramion odłamało się, ukazując cienki pierścionek z odbarwionego złota, wysadzany diamentami.Bez jednego słowa Kathleen ukryła twarz w dłoniach.Przez chwilę stała dygocząc, a potem nieomal padła na ziemię.Lloyd z Franklinem musieli ją podtrzymać i zaprowadzić do domu.— Lucy, o mój Boże, Lucy — powtarzała raz po raz wysokim, histerycznym głosem.— O mój Boże, Lucy.Gdy znaleźli się w holu, stojąca tam kukła tańca słońca zagrzechotała złowieszczo [ Pobierz całość w formacie PDF ]