RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To w Sali Szczurów, Vimes.– Rzeczywiście, sir?Vetinari pchnął podwójne drzwi.– Voilŕ – powiedział.– To jakiś instrument muzyczny, prawda?– Nie, komendancie.Słowo to oznacza: „Co to takiego jest na stole?” – rzucił ostrym tonem Vetinari.Vimes się rozejrzał.W sali nie było nikogo.Długi mahoniowy stół był pusty.Jeśli nie liczyć topora.Tkwił wbity w drewno tak głęboko, że niemal rozszczepił blat na całej długości.– To jest topór – stwierdził Vimes.– Niesamowite – rzekł Vetinari.– Przecież miał pan ledwie moment, żeby to zbadać.Ale dlaczego tu jest?– Trudno powiedzieć, sir.– Według zeznań służących, sir Samuelu, przyszedł pan do pałacu o szóstej rano.– Zgadza się, sir.Chciałem sprawdzić, czy ten drań siedzi bezpiecznie w celi, sir.No i czy wszystko jest w porządku, oczywiście.– Nie wchodził pan do tego pomieszczenia?Nieruchomy wzrok Vimesa skierowany był w horyzont.– Dlaczego miałbym to robić, sir?Patrycjusz trącił drzewce topora.Zawibrowało delikatnie.– O ile wiem, rada miejska spotkała się dziś rano w tej sali.W każdym razie przyszli tutaj rano.Poinformowano mnie, że bardzo szybko opuścili pomieszczenie.I wyglądali podobno na bardzo zdenerwowanych.– Może któryś z nich to zrobił, sir?– Naturalnie, istnieje taka możliwość – przyznał Vetinari.– Przypuszczam, że nie zdoła pan znaleźć na toporze któregoś z tych pańskich słynnych śladów?– Raczej nie, sir.Za dużo jest na nim odcisków palców.– Byłoby straszne, nieprawdaż, gdyby ludzie pomyśleli, że mogą brać prawo we własne ręce.– Nie ma obawy, sir.Za mocno je trzymam.Vetinari raz jeszcze puknął w topór.– Niech mi pan powie, sir Samuelu, czy mówi panu coś zdanie: Quis custodiet ipsos custodes?Tego wyrażenia używał czasem Marchewa, ale Vimes nie był w nastroju do przyznawania się do czegokolwiek.– Trudno powiedzieć, sir.Chodzi o jakiś deser, prawda?– To znaczy: „Kto pilnuje samych strażników”, sir Samuelu.– Aha.– I co?– Sir?– Kto pilnuje straży, zastanawiam się.– Och, to proste.Pilnujemy siebie nawzajem.– Doprawdy? Intrygująca myśl.Patrycjusz wyszedł z sali do głównego holu.Vimes maszerował za nim.– Jednakże – stwierdził Vetinari – dla zachowania spokoju w mieście golem musi zostać zniszczony.– Nie, sir.– Pozwoli pan, że powtórzę tę instrukcję.– Nie, sir.– Jestem przekonany, że wydałem panu rozkaz, komendancie.Wyraźnie czułem, jak moje wargi się poruszają.– Nie, sir.On jest żywy, sir.– Jest zrobiony z gliny, Vimes.– Jak my wszyscy, sir.Według tych broszur, które rozdaje funkcjonariusz Wizytuj.Poza tym on sam uważa, że jest żywy, a dla mnie to całkiem wystarczy.Patrycjusz skinął ręką w stronę schodów i swojego gabinetu pełnego papierów.– Mimo to, komendancie, otrzymałem nie mniej niż dziewięć oficjalnych pism od najważniejszych osobistości religijnych, stwierdzających, że jest abominacją.– Rozumiem, sir.Przeanalizowałem ten punkt widzenia, sir, i doszedłem do następującego wniosku: dupki, cała ta banda.Patrycjusz na moment zasłonił dłonią usta.– Sir Samuelu, jest pan twardym negocjatorem.Z pewnością potrafi pan czasem ustąpić.– Trudno powiedzieć, sir.– Vimes podszedł do głównych drzwi i otworzył je.– Mgła się rozwiała, sir – oznajmił.– Są jeszcze niewielkie chmury, ale widać stąd wszystko aż do Mosiężnego Mostu.– Do czego pan użyje tego golema?– Nie „użyję”, sir.Zatrudnię go.Pomyślałem, że przyda się do utrzymywania porządku.– Strażnik?– Tak jest, sir.Nie słyszał pan, sir? Golemy wykonują wszystkie brudne prace.Vetinari przez chwilę patrzył, jak komendant Vimes odchodzi, i westchnął.– On tak lubi dramatyczne wyjścia – powiedział.– Istotnie, panie – zgodził się Drumknott, który bezgłośnie pojawił się u jego ramienia.– Ach, Drumknott.– Vetinari wyjął z kieszeni spory kawałek świecy i wręczył go sekretarzowi.– Pozbądź się tego jakoś bezpiecznie, dobrze?– Panie?– To świeca z wczorajszej nocy.– Niewypalona, panie? Przecież sam widziałem w lichtarzu ogarek.– Ależ oczywiście.Odciąłem mały kawałek i zapaliłem na chwilę knot.Nie mogłem pozwolić, by nasz dzielny policjant się domyślił, że rozwiązałem tę zagadkę.Przecież tak bardzo się starał i tak dobrze się bawił, będąc.no, będąc Vimesem.Nie jestem tak całkiem bez serca.– Ależ panie, mogłeś załatwić tę sprawę dyplomatycznie! A zamiast tego on pakował się wszędzie, przewracał wszystko do góry nogami, wielu ludzi rozzłościł albo nastraszył.– Rzeczywiście? Coś podobnego.No, no.– Aha – powiedział Drumknott.– No właśnie.– Czy życzysz sobie, panie, by naprawić stół w Sali Szczurów?– Nie, Drumknott, zostaw ten topór, gdzie jest.Myślę, że będzie.interesującą ciekawostką.– Czy mogę coś zauważyć, panie?– Oczywiście – zgodził się Vetinari, patrząc, jak Vimes mija bramę pałacu.– Przyszło mi do głowy, sir, że gdyby komendant Vimes nie istniał, musiałby go pan stworzyć.– A wiesz, Drumknott, właściwie myślę, że to zrobiłem.– Ateizm To Także Postawa Religijna – zahuczał Dorfl.– Wcale nie! – zaprotestował funkcjonariusz Wizytuj.– Ateizm to zaprzeczenie istnienia boga!– A Zatem Postawa Religijna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl