[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy mogłabyś mi zaoszczędzić tych wszystkich szczegółów? Jestem detektywem, a nie kontrolerem czystości.– Przecież miałam wszystko opowiedzieć, tak czy nie? Mam mówić dokładnie co robiłam?– Powiedz, co znalazłaś.– Krew – odpowiedziała.– Chciałam przesunąć kanapę na swoje miejsce i tam to właśnie było.Wielka, ogromna plama.Wiem, że powinnam była przyjść do pana, panie Wexford, ale wpadłam w panikę, byłam śmiertelnie przerażona.I tak macie już do mnie wiele zastrzeżeń.Pomyślałam, że oskarżycie mnie o współudział, albo coś w tym stylu.No i jeszcze ten Geoff Smith.To bardzo piękne jak mówicie, że opiekowalibyście się mną.Ale pan dobrze wie, jak to czasem może się skończyć.Obawiam się, że nie byłabym chroniona przez was dzień i noc.Bałam się śmiertelnie – prawie szeptem dodała: – Jeśli o to chodzi, to nadal jestem przerażona.– A skąd w tej historii znalazł się Matthews?– Byłam zupełnie sama.Stale podchodziłam do okna, żeby zobaczyć, czy ten mały, ciemny facet, ten Smith, nie obserwuje domu.Pomyślałam, że skoro zabił tą dziewczynę, to nie będzie się zastanawiał i wykończy też mnie.A my z Georgem zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi.Wexford zastanawiał się przez chwilę, kogo miała na myśli, potem przypomniał sobie długo nie używane imię Monkeya.– Usłyszałam, że wyszedł i znalazłam go w „Piebald Pony” – oparła łokcie na biurku Wexforda i przygwoździła go wzrokiem.– Sądzę, że w takim momencie każda kobieta potrzebuje mężczyzny.Myślałam, że on mnie obroni.– Chciała, żeby ją ktoś ochraniał – powiedział Monkey Matthews.– Czy mógłbym jeszcze dostać szluga? – Burden podał mu papierosy.– Nie miałem gdzie pójść, bo moja żona nie chce mnie widzieć.I, za przeproszeniem, nie wiem, czy poszedłbym z Ruby, jakbym wiedział w czym rzecz – stuknął się ręką w chudą, wklęsłą pierś.– Nie jestem mocarzem.Ma pan ognia? – odkąd został zapewniony, że wszelkie ewentualne podobieństwo pomiędzy Draytonem i Geoffem Smithem jest przypadkowe, przestał się bać i wygodnie rozpostarty w fotelu mówił, żywo gestykulując.Burden zapalił zapałkę, żeby podpalić mu czwartego z rzędu papierosa i pchnął w jego kierunku popielniczkę.– To na pewno była krew tam na dywanie – kontynuował Monkey z papierosem przyklejonym do dolnej wargi, mrużąc od dymu oczy.– W pierwszej chwili jej nie wierzyłem.Wie pan, jakie są kobiety.– Ile krwi? – Burden sprawiał wrażenie cierpiącego, tak jakby fakt przesłuchiwania tego człowieka był dla niego bardzo bolesny.– Sporo.Brzydko to wyglądało.Coś, jakby się tam ktoś bawił w berka z nożem – wzdrygnął się, ale jednocześnie nieprzyjemnie zachichotał.Papieros wypadł mu z ust i nim Monkey go podniósł, zdążył wypalić dziurę w dywanie.– Ruby była cholernie wystraszona, bała się, że ten Smith wróci i chciała nawet do was iść.Odradziłem jej, bo to nie miało sensu, ale że jestem człowiekiem prawym, prawo szanuję, no i w grę wchodziło poważne przestępstwo, to pomyślałem, że dam wam cynk.Tak więc napisałem do was, że się gdzieś pałęta jakieś ciało w okolicy.A papier znalazłem u Ruby, bo ona zawsze ma takie ładne rzeczy pod ręką.– Uśmiechnął się przymilnie do Burdena, co jeszcze bardziej zeszpeciło jego twarz.– Wiedziałem, że wystarczy mała wskazówka żebyście go dostali w swoje ręce.Każdemu, kto krytykuje lokalną policję, mówię, że Wexford i Burden to policjanci pierwsza klasa.I jeśli byłaby sprawiedliwość na tym świecie, to oni byliby już dawno w Scotland Yardzie w Londynie.– Jeśli byłaby sprawiedliwość na tym świecie – Burden wtrącił ze złością – to zawiodłaby cię już dawno na stryczek.Monkey przyglądał się szklanej zielonej statuetce stojącej na biurku Burdena, próbując znaleźć w niej podobieństwo do znanej sobie ludzkiej lub zwierzęcej formy życia.– No, niech pan taki nie będzie – powiedział.– Nic przecież nie zrobiłem.Można by powiedzieć, że wam nawet pomagam.Na oczy tego Smitha nie widziałem, ale jakby przyszło co do czego, to znalazłbym się w niezłych tarapatach razem z Ruby – westchnął ciężko i teatralnie.– To ja się narażam, mówię jak było, i co z tego mam?Pytanie było czysto retoryczne, mimo to Burden odpowiedział ostro:– Po pierwsze: ładny, wygodny domek do kimania.A kto wie, czy nie naciskałeś na tego Smitha i „poświęciłeś się” dopiero wtedy, kiedy nie chciał płacić?– To podłe kłamstwo – oburzył się Monkey.– Mówiłem już, że nigdy go nie widziałem.Myślałem przecież, że ten młody koleś od was jest tym mordercą.Zawsze sądziłem, że glinę rozpoznam na milę, ale widzę, że potraficie się teraz nieźle maskować.Miałem stracha, jak zobaczyłem, że on ładuje się od tyłu do ogrodu.Pomyślałem, że przyszedł już na mnie czas.Naciskać na niego! Pusty śmiech.Jak mogłem naciskać na niego, skoro nigdy nawet nie byłem u Ruby przed tą środą.Spojrzał na Burdena jeszcze bardziej upodabniając się do małpy niż było to widoczne przedtem.– Zakurzyłbym jeszcze – powiedział urażonym tonem.– Kiedy napisałeś ten list?– W czwartek rano, jak Ruby wyszła do roboty.– Więc byłeś w domu sam?– Tak, sam jak palec.I nie przyciskałem pana Geoffa Smitha do muru, jeżeli o to panu chodzi.– Oburzenie spowodowało atak kaszlu, zakrył usta mocno poplamionymi od nikotyny palcami.– Masz już pewnie dziury w płucach – zauważył Burden.– Jestem ciekawy, jak sobie dajesz radę z tym nałogiem za kratkami.Pewnie głupiejesz wtedy do reszty.– To nerwy – odpowiedział Monkey.– Jestem jak kłębek nerwów, odkąd zobaczyłem tę krew.– Skąd wiedziałeś, co napisać w liście?– Jeśli chce mnie pan na czymś złapać, to trafił pan pod zły adres – powiedział Monkey z wyczuwalną pogardą.– Naturalnie, Ruby mi podyktowała.Pan to jak dziecko, jak Boga kocham.Mówiła wyraźnie: młody, ciemny, z czarnym samochodem.Nazywa się Geoff Smith.Przyszedł o ósmej i miał wyjść o jedenastej.– W twarzy Monkeya było coś nienaturalnego i podejrzanego.– O.K.– rzekł Burden – wszystko o tym człowieku wiesz od Ruby, ale nigdy nie widziałeś ani jego, ani tej dziewczyny, czy tak?Na ostatnie słowa Monkey zmieszany zamrugał oczami.Widząc to Burden pomyślał, że nie istnieje dalsza potrzeba zadawania pytań naprowadzających.Schował papierosy do szuflady biurka i zapytał wprost:– Skąd wiedziałeś, że dziewczyna nazywa się Ann?ROZDZIAŁ VII– Skąd wiedziałaś, że dziewczyna ma na imię Ann? – zapytał Wexford [ Pobierz całość w formacie PDF ]