RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wy­kwintna w ruchach, jak gdyby nalegając, żeby obserwowano jej poczynania, wysunąwszy łapę, zamoczyła ją z widoczną niechęcią w jeziorze, marszcząc przy tym jego spokojną powierzchnię.Nic bowiem dotąd nie burzyło zwierciadła wody.Nie było ślizgających się owadów ani wydobywają­cych się z głębiny pęcherzyków powietrza.Briksja kuśtykając okrążyła młodzieńca i podeszła z boku do kotki.Upuściła włócznię i przyklęknęła, żeby się przejrzeć w wodnym lustrze.Nie było tam jednak żadnego odbicia.Na pierwszy rzut oka jezioro wydawało się wezbrane, a woda w nim - nieprzejrzysta.Nie było zamulone, ponieważ nie miało ani brązowego, ani żółtego koloru.Briksja ostrożnie wyciągnęła rękę i poczuła, jak lekko ciepła woda obmywa jej palce.Szybko je cofnęła i przyjrzała się im.Na ogorzałej skórze nie było żadnych plam.Co więcej, kiedy dziewczyna przytknęła dłoń do nosa, nie wyczuła żadnego zapachu.Jednak wedle pojęć mieszkańca Krainy Dolin, jezioro, choć było gładkie, nie wyglądało zwyczajnie.Kiedy dziew­czyna ponownie się nachyliła próbując zobaczyć, co właś­ciwie znajduje się pod powierzchnią, zza koszuli wypadł jej pąk.Mimo że błyskawicznie wyciągnęła ręce, zdążył od­płynąć poza ich zasięg.Z trudem podniosła włócznię, żeby go do siebie z po­wrotem przysunąć.Wtedy młodzieniec krzyknął:- Co.co się dzieje?Albowiem wyglądało na to, że unoszący się na wódzie pąk nie dryfował na ślepo.Przeciwnie, trzymając się jedne­go kierunku niezmiennym tempem oddalał się od brzegu, płynąc po spirali.Zaraz za nim woda stawała się przejrzysta.Jej barwa pozostawała ta sama, ale była teraz widoczna głębia.Pod przezroczystą powierzchnią wznosiły się mury i bu­dowle.W zagłębieniu jeziora leżało, jakby schwytane w pułapkę, jakieś osiedle albo może jedynie pojedynczy, rozległy gmach o dziwnych kształtach.Pąk, wirując tu i tam, odsłaniał coraz to nowe rzeczy.Na zatopionych murach widniały rzeźby, a ponadto, przy­tłumione przez barwę wody, przebłyskiwały rozmaite kolo­ry.Dalej w stronę środka jeziora budowla rozszerzała się.Co więcej, nie widać było żadnych śladów ruin albo niszczycielskiego działania wody.- An-Yak!Briksja, przestraszona tym okrzykiem, uniknęła upadku w objęcia jeziora tylko dlatego, że chwyciła się wysokiej trawy.- Panie!Marbon przesunął się obok niej dając jeden wielki krok i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy woda doszła mu do pasa.Wyciągnął ręce ku czemuś, co było poza ich zasięgiem.Młodzieniec skoczył za nim rozbryzgując wodę i usiłując wywlec go z powrotem na brzeg.- Nie, panie!Marbon mocował się z nim, chcąc brnąć dalej i głębiej.Nawet nie spojrzał na swojego towarzysza; cała jego uwaga skupiona była na tym, co ujawniał unoszący się na powierz­chni pąk.- Puść mnie! - Gwałtownym ruchem odepchnął mło­dzieńca.Ale Briksja, która już odzyskała równowagę, zdołała zajść mężczyznę od tyłu i schwycić go za ramiona.Chociaż się wyrywał, nie zwolniła uścisku do chwili, kiedy z pomocą przyszedł jej młodzieniec.Jakoś wyciągnęli Marbona z jeziora.Upadał, więc musieli podtrzymywać go z obu stron za ręce i w ten sposób doprowadzić do ogniska.Stojąc nad leżącym teraz bez­władnie mężczyzną, Briksja zwróciła się do młodzieńca:- Daliśmy mu radę tylko dlatego, że jest osłabiony - zauważyła.- Wątpię, czy zdołamy zmusić go, żeby stąd odszedł.Młodzieniec przyklęknął, żeby dotknąć twarzy swego pana.- Wiem.On.on jest zaczarowany! Co to było, co wrzuciłaś do wody? To właśnie sprawiło.Briksja odsunęła się.- Niczego nie wrzucałam.To mi wypadło zza koszuli.Co to było? Kwiat.Dobrze mi służył.- Opowiedziała mu zwięźle, jaką pomoc okazało jej drzewo, a później jeden z jego kwiatów.- Nie sposób przewidzieć, z czym człowiek może się zetknąć na Odłogach - zakończyła.- Większość dóbr i budowli Dawnego Ludu nadal tutaj pozostaje.Twój pan nazwał jakoś to osiedle - machnęła ręką w stronę wo­dy.- Czy w takim razie jego właśnie szukał? Może to rzeczywiście miejsce związane z Przekleństwem?- Skąd mogę wiedzieć? Opętało go, a ja nie miałem wyboru, musiałem podążyć za nim.Szedł bez chwili wytchnienia, a jeśli próbowałbym go zatrzymać, gotów był odmówić jedzenia i picia.Żyje w świecie własnych myśli; któż mógłby je odgadnąć?Briksja spojrzała za siebie na jezioro.- To jasne, że nie przyjdzie łatwo go od tego odciągnąć.Nie sądzę również, że nam obojgu uda się go stąd zabrać korzystając, że leży bez zmysłów.Młodzieniec zacisnął dłonie w pięści i walił nimi w ziemię, a jego twarz wykrzywił grymas obawy i zatroskania.- To prawda.- rzekł bardzo cicho, jakby nie miał ochoty przyznawać jej racji, a jednak zmuszał się do wypowiedzenia tych słów.- Nie wiem, co mogę uczynić.Kiedy zrobił się taki jak dziecko, ja przewodziłem, nie mój pan.Przyprowadziłem go do Eggarsdale, gdyż pomyślałem, że może tam wróci mu rozum.Teraz on przywiódł mnie tutaj - i jesteśmy sobie tak dalecy, jakby dzieliło nas morze.Został rzucony na niego czar, a ja nie mam pojęcia, jak skruszyć te okowy.Nie wiem nic, z czego można by zrobić jakiś użytek.Tylko tyle, co on sam powiedział o tym Przekleństwie.Istota rzeczy wciąż jest jego sekretem.- Zakrył twarz dłońmi.Briksja zagryzła wargi.Niedużo czasu pozostawało do zapadnięcia zmroku.Rozejrzała się bacznie wokół i okiem doświadczonego wędrowca oceniła okolicę.Nigdzie w po­bliżu nie rosły drzewa i w ogóle nie zauważyła niczego, co mogłoby dać im schronienie.Ognisko płonęło na kawałku żwirowego podłoża, ale nie było tam nawet skał, za którymi dałoby się skryć.Pąk zniknął już z pola widzenia - jeśli nadal płynął, musiał być blisko środka jeziora [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl